Wycieczka Do Turcji (wersja tekstowa)

Pobierz napisy w formacie SRT
Pobierz napisy w formacie VTT
Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego prezentuje Tyflo Podcast.
W kalendarzu mamy czwartek, to jest trzeci dzień listopada 2022 roku.
Minęła godzina 20, a my rozpoczynamy kolejne w tym tygodniu spotkanie na antenie Tyflo Radio.
Dziś będzie turystycznie i myślę, że to jest dobre określenie tego,
co będzie działo się na naszej antenie przez najbliższą godzinę,
dwie, trzy, cztery, pięć, zobaczymy ile z wami wytrzymamy,
a przede wszystkim ile wytrzymacie wy z nami.
Przy mikrofonie Michał Dziwisz, nie jestem tu sam i dziś mogę powiedzieć,
że będzie taka prywata na antenie Tyflo Radio,
bo mógł mnie siedzieć moja narzeczona Monika Machul. Witaj Moniu.
Witam.
Witamy serdecznie i dziś porozmawiamy sobie, a właściwie opowiemy wam o tym,
czego mieliśmy okazję doświadczyć jakiś czas temu, kilka tygodni temu,
bo to było na przełomie października i września, prawda?
Dokładnie.
Dokładnie, tak. Wybraliśmy się wtedy na wycieczkę na Rivierę Turecką,
czyli miejsce dosyć turystycznie uczęszczane przez Polaków,
bo język polski to tam można było usłyszeć bardzo, bardzo często,
natomiast czemu my właściwie chcemy wam o tym opowiedzieć?
Przede wszystkim dlatego, że to była nasza pierwsza zagraniczna wycieczka
na taką skalę, bo zarówno ty, jak i ja nie mieliśmy okazji
nigdzie aż tak daleko się wybrać, prawda?
Dokładnie.
A gdzie tak byłaś najdalej oprócz Turcji?
Nie, tylko Niemcy.
Tylko Niemcy. Ja w sumie też.
Zachodnich sąsiadów to my akurat mieliśmy okazję odwiedzać
i to w sumie podobne cele mieliśmy, bo to rodzina czy znajomi,
natomiast jakoś dalej nikt nie nas nie wywiało,
więc dla nas jest to coś interesującego,
jest to niewątpliwie takim fajnym przeżyciem
i myślę, że dla was może być też posłuchanie o tym z naszej perspektywy.
Oczywiście wiadomo, jeżeli ktoś regularnie wybiera się za granicę,
regularnie korzysta z zagranicznych wycieczek,
to powie o czym tu w zasadzie gadać, to jest wszystko znane
i wy o tym nic nowego mi nie powiecie,
ale z pewnością jeżeli ktoś za granicą na przykład nigdy nie był
albo zastanawia się jak to właściwie jest, boi się na przykład,
to oczywiście dla kogoś takiego ta nasza audycja
z pewnością może być ciekawa, może być interesująca,
może trochę odwagi też dodać.
Jesteśmy na żywo, więc jeżeli słuchacie nas właśnie w czwartek,
właśnie 3 listopada 2022 roku,
no to jesteśmy tu również dla was, aby z wami porozmawiać.
Zapraszamy serdecznie.
Możecie do nas pisać w komentarzach pod transmisją na Facebooku,
możecie pisać na kontakt.tyflopodcast.net,
możecie też do nas zadzwonić, nie ukrywam,
że bardzo chętnie z wami też na antenie porozmawiamy,
a możecie do nas dzwonić na Zoomie, tyflopodcast.net,
ukośnik Zoom, tam znajdziecie wszelkie niezbędne łącza,
żeby się wdzwonić bezpośrednio na antenę Tyflo Radia, tu do nas.
No dobrze, to tyle tego teoretycznego wstępu,
teraz już przechodzimy do praktyki.
Pierwsza zagraniczna wycieczka.
Planowaliśmy coś innego.
Jak to właściwie się stało, że my się w Turcji znaleźliśmy?
No planowany był Cypr.
Tak, planowany był Cypr, a dlaczego Cypr?
Bo tobie się podobał, tak?
Mnie się podobało, generalnie no cóż,
Facebook zarzuca nas różnymi pięknymi zdjęciami,
ludzie się chwalą, więc człowiek jak tak się napatrzy,
to mu się zachce.
Tak, i nam się zachciało Cypru,
natomiast skorzystaliśmy z oferty Biura Podróży,
bo to też myślę, że ważna wskazówka,
że korzystaliśmy z Biura Podróży.
To nie była wycieczka, zresztą nie ryzykowalibyśmy
chyba tego pierwszego takiego zagranicznego rzutu,
żeby sobie wszystko na własną rękę organizować,
organizować lot samolotem, transfery, hotel,
jakieś kwestie ubezpieczeniowe,
woleliśmy to oddać w ręce specjalistów,
no i skorzystaliśmy z oferty Biura Podróży.
No i cóż takiego nam pani w biurze powiedziała,
tak a propos wycieczek, jak się zastanawialiśmy?
No cóż, generalnie najpierw mieliśmy fajną przygodę
przed Biurem Podróży.
A tam, tam, prawda.
Była kolejka, o dziwo.
Zastanawialiśmy się, gdzie ci ludzie wszyscy chcą latać,
ale był przed nami jeden pan, który opowiadał,
że był tak zaprawiony w bojach, gdzie on to nie był
i generalnie pół Europy już, albo prawie całą miał zaliczoną
i tak nam strasznie reklamował taką miejscowość,
jak jest pięknie.
Kokiloneo ona się bodajże nazywała, tak?
To jakaś grecka miejscowość czy wyspa.
Nie oczekuj ode mnie, że to będę pamiętała,
ale w każdym razie strasznie opowiadał,
jak tam jest pięknie i w ogóle nie ma problemu.
Tam po polsku tyle ludzi rozumie, że bez stresu.
I potem jak się okazało, nam pani powiedziała,
no gdzie wy młodzi ludzie pojedziecie?
Tam jest dla emerytów.
No bo pan był już człowiekiem wiekowym,
on sam nam powiedział, że jest po siedemdziesiątce.
I on tam jeździ od kilkunastu lat,
tak bardzo mu się spodobała ta wyspa,
że tam po prostu już ma swoich znajomych,
to jest jakaś nawet grupa taka zorganizowana,
że oni się po prostu zmawiają,
nawet gdzieś tam na Facebooku.
No i w tym samym terminie co tydzień,
co tydzień, o to już naprawdę,
co roku jeżdżą sobie na tę wyspę
czy do tej miejscowości w Grecji.
No my zdecydowaliśmy się na Turcję,
też dlatego, że nam bardzo pani Turcję polecała
w biurze podróży.
No przede wszystkim powiedziała nam, że cenowo,
czy Cypr, czy Grecja po prostu są drogie.
I za te same pieniądze wydane właśnie w Grecji,
czy w Cyprze, to my w Turcji mamy po prostu
wszystkiego w brud.
To jest w ogóle powiedzia, że to jest nie do porównania,
co za te same pieniądze można mieć w Turcji.
Tak, i też zależało nam na tym, żeby ta wycieczka,
która będzie, była w miarę możliwości
też dostępna i przyjazna dla kogoś, kto nie widzi.
No bo od razu powiedzmy,
że ty jesteś osobą w pełni widzącą.
Ja, jak nasi słuchacze doskonale wiedzą,
nie widzę kompletnie nic, więc to będzie taka
mieszana perspektywa odbioru tej wycieczki
i tego wszystkiego.
I od razu można powiedzieć i uprzedzić,
że też może nam na przykład ktoś powiedzieć,
no dobrze, no ale to macie zupełnie inną perspektywę
niż na przykład dwie osoby, które są niewidome
i które chciałyby pojechać na taką wycieczkę.
Tak, owszem, to jest zupełnie inna perspektywa.
Tak, na pewno jest łatwiej w takiej konfiguracji,
kiedy jedna osoba widzi, druga osoba nie widzi.
To bez wątpienia jest ułatwienie i to spore.
Natomiast z takiej perspektywy tej wycieczki
też będziemy starali się opowiedzieć,
jakie problemy ewentualne dla osoby niewidomej
również mogą być i czy byłyby one do rozwiązania.
Więc jeżeli słucha nas na przykład dwoje niewidomych
i się zastanawiają, czy Turcja byłaby dla nich,
no to też myślę, że można spróbować sobie
odpowiedzieć na to pytanie.
No i dobrze, my cały czas jeszcze jesteśmy w Polsce,
jak na razie w biurze podróży,
dostaliśmy ładną kopertę z ofertą tej wycieczki.
Ale jeszcze nie opowiedzieć, jak żeśmy w końcu ją wybrali.
No właśnie.
Bo przede wszystkim ja zaznaczyłam pani,
że ja sobie zdaję sprawę, że piękne widoki są wszędzie,
ale też musi być atrakcja dla ciebie.
No bo dla mnie piękne widoki to może niekoniecznie coś,
co miałbym ochotę podziwiać.
Ale możesz słuchać moich achów i echów.
Oczywiście, w dobrym towarzystwie zawsze te widoki,
nawet jeżeli wizualnie z nich niewiele jest,
to się fajnie podziwia.
Natomiast tak, zależało nam również na jakichś atrakcjach
takich pozawizualnych, no i dostaliśmy bardzo fajną ofertę.
Ofertę hotelu, w którym oprócz tego, że można sobie fajnie pomieszkać,
dobrze zjeść, to można też to i owo sobie pomoczyć w wodzie.
Dokładnie, bo tobie na tym zależało, ponieważ jesteś wodnikiem-szuwarkiem
i lubisz pływać, co strasznie mnie stresuje,
bo po prostu on nie ma żadnej kontroli.
On wypłynie, idzie sobie do przodu, w ogóle nie kontrolując tego,
śpiewa sobie pod nosem i chwila moment i go nie ma.
No już bez przesady, że tak od razu znikam ci z oczu,
ale rzeczywiście ja wodę bardzo lubię, ja bardzo lubię pływać.
Jest to dla mnie coś przyjemnego, nie pływam jakoś ani wyczynowo,
ani zawodowo, tylko po prostu lubię to, lubię się w wodzie pomoczyć
i tu dostaliśmy bardzo fajną ofertę, ofertę w postaci hotelu,
w którym mamy baseny.
Aquapark.
Tak, właśnie, to nawet zostało określone jako aquapark,
aquaspa też było do dyspozycji.
W końcu my z tego spa nie skorzystaliśmy tak na dobrą sprawę,
bo trochę inne rzeczy nas pochłonęły,
ale o tym szczegółowo sobie poopowiadamy dalej.
No i cóż, dostaliśmy tę ofertę, zdecydowaliśmy się na nią,
jakoś długo nie trzeba było nas namawiać, prawda?
No nie, bo też dodatkowym bonusem było to,
że 50 metrów w zasadzie od tych wszystkich basenów było też morze.
Tak, morze trochę było i tu już drobny spoiler,
morze nas troszeczkę rozczarowało, ale szczegóły będą później.
To nie tak, że to może było złe, ale mogłoby być w pewnych kwestiach zdecydowanie lepsze.
Oj, uszkodził sobie trochę kolanko i już jest złe.
Nie, no ale to już za dużo zdradzasz, zaraz o morzu opowiemy,
bo to rzeczywiście też jest coś, na co warto zwracać uwagę.
No i tak, dostaliśmy ofertę, dostaliśmy oczywiście numer konta,
żeby tam przelać odpowiednie środki finansowe,
taka, nie wiem czy to jest reguła, ale opłata za wycieczkę,
no to jest realizowana w dwóch transzach,
najpierw płaci się tam jakiś procent, bodajże 10% czy 20%,
no w każdym razie mniejszą część, to tak, żeby nie bolało,
bo my rezerwowaliśmy tę wycieczkę kiedy? W maju, to był maja.
Tak, tak, tak, to było przed długim weekendem majowym.
Tak jest, chyba po nawet, albo w trakcie.
Jakoś tak.
W okolicach.
W okolicach, tak jest.
No i tak, dostaliśmy te namiary, jeszcze oczywiście zaproponowano nam
różnego rodzaju ubezpieczenia związane z tą wycieczką,
na przykład, co nam zaproponowano, to chociażby takie ubezpieczenie,
które polega na tym, że nie zmieni się koszt przelotu.
Gwarancja ceny.
Tak, gwarancja ceny, że za przelot nie zapłacimy więcej,
no w dobie szalejącej inflacji.
Podejrzewam, że to był dobry krok, że wykupiliśmy to ubezpieczenie,
bo też nie mieliśmy z tego stresu, że z każdym miesiącem w telewizji
słyszy się jakie są wszystkie paliwa możliwe drogie i ile to kosztuje
i generalnie czy wakacje będą w tym roku trochę tańsze,
a raczej nie, więc to nas jakby ominęło, bo mieliśmy tą gwarancję,
a tak naprawdę nie były to duże kwoty tego ubezpieczenia.
Nie, w porównaniu do całego kosztu takiej wycieczki,
to rzeczywiście nie są jakieś ogromne kwoty.
Jeszcze tam jakieś dodatkowe ubezpieczenia nam oferowano,
ale jak dobrze pamiętam, to my nie korzystaliśmy.
My przede wszystkim z tej niezmienności ceny.
No tak, bo ubezpieczenie na życie i zdrowotne generalnie było już.
Tak, wliczone w koszt.
I skoro tak, no to po tej pierwszej opłacie oczywiście czekanie,
zbieranie wszelkiego rodzaju informacji,
zapisanie się na grupę Turcja2022 na Facebooku,
no to ty tam sobie oglądałaś przede wszystkim różne zdjęcia,
bo niestety, i to jest coś, co myślę, że nikogo nie zaskoczy,
na grupach tego typu podróżniczych jest bardzo często tak,
że wrzuca się dużo, dużo zdjęć różnego rodzaju, bez jakichkolwiek opisów,
więc ja przede wszystkim śledziłem sobie sekcję komentarzy,
chcąc wywnioskować, o czym właściwie jest dyskusja.
Ale wiesz co, może to jest dobry pomysł na założenie takiej grupy,
tylko że wiesz, to by musiało być może kilka osób,
które mają dużo, dużo więcej doświadczeń od nas
i albo w ogóle, żeby ona była na tyle, nie wiem, rozpowszechniona,
zachęcić ludzi, żeby się zbierali w takiej grupie
i właśnie, żeby mogli opowiadać swojej perspektywy
właśnie jako osoby z jakąś niepełnosprawnością.
Wiesz co, to jest w ogóle ciekawa kwestia, może nawet i są jakieś takie grupy,
na przykład zdaje się, że na WhatsAppie coś jest,
ale czy jest na Facebooku, to nawet szczerze powiedziawszy nie wiem.
W każdym razie nas przede wszystkim interesowała kwestia samej tej Turcji.
Na takich grupach, na Facebooku, fakt faktem,
można wielu rzeczy interesujących się dowiedzieć, prawda?
Tak, bo generalnie nasza pani z biura podróży nam coś tam zaznaczyła,
powiedziała, ale też nam powiedziała, że ona dwa dni przed wylotem
ona do nas zadzwoni, wszystkie szczegóły nam opowie,
nie mamy się sugerować Facebookiem, nie mamy czytać, że źle się nastawiać,
no bo jednak w tych naszych rozmowach z nią było cały czas podkreślane,
że to nasz pierwszy i lot i w ogóle taki wyjazd zagraniczny
i po prostu jesteśmy tacy trochę ciekawi tego wszystkiego i chętni,
ale gdzieś ten strach nas trochę paraliżuje
i tak trochę nie wiemy do końca, czy dobrze robimy.
Ale okazało się, że w sumie ona dobrze nam naradziła,
żeby nie czytać za dużo na tych Facebookach, na tym YouTubie, oglądać tych filmików,
bo tak człowiek sobie nakręci w tej głowie i sobie to wszystko wyolbrzymia,
jak ludzie opowiadają, jakie to mieli przygody na lotniskach i w ogóle,
a tak naprawdę jak człowiek się zachowuje normalnie,
stosuje się do tego, co powinien robić, gdzie iść, co ze sobą zabrać,
a czego nie zabierać, bo po co ryzykować,
to tak naprawdę to poszło nam płynnie wszystko to, co było w zasadzie na lotnisku.
Ale w naszym przypadku, ponieważ nie jechaliśmy samochodem
i zdecydowaliśmy się na lotnisko w Gdańsku,
no to jeszcze musieliśmy do tego Gdańska dojechać z Iławy.
Tak jest, ale zanim do tego Gdańska dojechaliśmy,
to ty oglądałaś na YouTubie mnóstwo filmików dotyczących tego,
jak się spakować, jak wygląda odprawa,
jak wygląda wszystko na tym lotnisku, no nie bez powodu też.
I to jest akurat rzecz, no w sumie, o którą mogliśmy zapytać
albo gdzieś tam się bardziej szczegółowo dowiedzieć
i powiem szczerze, trochę to my zaniedbaliśmy,
ale też i nikt nam nie powiedział, a w folderze tym wycieczkowym,
który otrzymaliśmy, tej informacji też do końca nie mieliśmy.
No bo jak nie wiesz, o co masz pytać, to nie zapytasz.
To nie zapytasz, a chodzi tu konkretnie o bagaż.
O bagaż, ile tego bagażu można wziąć.
I ci wszyscy, którzy latają, to dobrze wiedzą,
natomiast jeżeli ktoś nie lata, no to być może nie wie,
że mamy bagaż podręczny i mamy bagaż tzw. rejestrowany.
I oczywiście każda linia ma swoje zasady, swoje przepisy związane z tym,
ile tego bagażu jedna osoba może wziąć.
My z racji tego, że to był w ogóle charter,
lecieliśmy wyczarterowanym przez biuro podróży samolotem,
no to tam było 20 kilogramów na osobę, tak.
Bagaż podręczny, no to tak wszystko w granicach zdrowego rozsądku.
Nikt tam nam chyba nawet konkretnie nie sugerował, jak to powinno być.
Zazwyczaj większość pasażerów to miały taką małą torbę,
taką podręczną, ewentualnie plecak. Myśmy mieli plecak.
Tak jest. No i tak właśnie.
Spakowaliśmy się, spakowaliśmy się do walizek,
jeżeli chodzi o ten bagaż rejestrowany.
Spakowaliśmy plecak, plecak, plecak i plecak.
Tak, mieliśmy jeden plecak jako nasz bagaż podręczny.
No i cóż, można było tak naprawdę ruszać na wycieczkę.
Ale co było ważne, to najbardziej stresowało nas to,
czy takie rzeczy jak wszelkie płyny,
czy to ma być właśnie w podręcznym, czy rejestrowanym.
Człowiek się naczytał, że trzeba przelewać do buteleczek po 100 ml,
żeby nie przekroczyć, bo wyrzucą, bo to, bo tam…
To się okazało, że to dotyczy bagażu podręcznego.
Podręcznego, tak. Jeżeli ktoś nie chce opłacać
właśnie tego bagażu rejestrowanego
i wystarczy mu tylko bagaż podręczny,
bo potrafi się tak spakować, że jadąc powiedzmy na 5 czy 7 dni
zabiera tylko kilka niespędnych rzeczy i to mu wystarczy,
no to wtedy właśnie wszelkie takie kosmetyki w płynach,
czy perfumy, czy coś, przelewa się właśnie do takich małych buteleczek,
bo to jest właśnie dozwolone.
Ale gdy chcesz zabrać dużą butelkę właśnie, czy szamponu,
czy jakiś olejków do ciała, czy żel pod prysznik,
no coś takiego, to wszystko właśnie musi być w bagażu rejestrowanym.
Teraz jesteśmy mądrzy.
Teraz jesteśmy mądrzy, ale wcześniej to mądrzy nie byliśmy
i się zastanawialiśmy, jak to wszystko nakupować,
tyle tych różnego rodzaju buteleczek i to wszystko przelewać.
Oczywiście kupiliśmy.
Oczywiście, tak.
Też co ważne, myślę, warto zaopatrzyć się w kłódki do walizek.
Walizki generalnie powinny mieć zapięcie na kłódki.
Można oczywiście w inny tam sposób, zdaje się, jakimiś paskami.
Są takie pasy.
Natomiast warto pamiętać o tych kłódkach,
bo to rzeczywiście nie jest na wyposażeniu każdej walizki,
a to muszą być kłódki specjalne, prawda?
Dokładnie, to są kłódki, które mają takie zamknięcie
i to zamknięcie jest dostępne dla każdego celnika,
bo to jest taki kluczyk uniwersalny,
oni mają i po prostu jeżeli jest potrzeba,
uznają, że taką walizkę trzeba otworzyć do kontroli,
to oni sobie sami to otwierają.
Dokładnie, nie ma problemu.
Nie ma problemu, ale takie kłódki trzeba zadbać,
żeby coś takiego mieć.
Oczywiście wiadomo, można by było ryzykować
i po prostu w ogóle tej walizki nie zamykać na żadne zamki,
ale to jest ryzyko.
Powiedzmy sobie, to jest ryzyko
i chyba nie ma osoby, która chciałaby w ten sposób postępować ze swoim bagażem.
Teraz ważna rzecz i to jest myślę,
że istotne dla tych wszystkich, którzy nie mieszkają w mieście,
gdzie znajduje się lotnisko.
Na tym lotnisku trzeba być odpowiednio wcześniej.
No i u nas z racji tego,
że wylot był o godzinie przypomnij mi 11.20, czy tam 11.30,
no to my musieliśmy na tym lotnisku stawić się jakieś dwie,
czy dwie i pół godziny wcześniej.
Tak, a przypomnijmy, my jesteśmy z Iławy,
my mieszkamy w Iławie
i teraz, żeby z Iławy się do Gdańska dostać,
no to jak ktoś ma samochód, to okej, jeszcze dałby radę.
Natomiast my jesteśmy uzależnieni od pociągów
i był problem.
Trzeba było po prostu pojechać dzień wcześniej,
wynająć sobie coś, gdzie można się było przespać
i później na spokojnie, o czasie pójść sobie na to lotnisko.
No już tak naprawdę pójść, bo akurat miejsce, gdzie spaliśmy,
było bardzo blisko lotniska, to było tam kilkaset metrów.
Dokładnie.
Tak, no i dobrze, jesteśmy już spakowani, wyjechaliśmy,
jesteśmy na lotnisku i jak to właściwie tam wygląda teraz?
No nic, wchodzimy takie dwie środki, Marysie,
przed tym lotniskiem.
Już zastanawialiśmy się którymi drzwiami,
ale są jedne główne.
Generalnie przed naszym wylotem też niektórzy mówili,
idźcie jak stado baranów za ludźmi,
zaraz zobaczycie, gdzie trzeba iść, gdzie trzeba ruszyć,
nie ma problemu, traficie.
No i w sumie na upartego tak by mogło być,
ale też pani nas trochę poinstruowała,
nasza z biura podróży, która naprawdę zadzwoniła też
dwa dni wcześniej i nam wyjaśniła i powiedziała
i wchodząc na lotnisko, to są te tablice informacyjne,
na bilecie mieliśmy napisane numer lotu,
nazwę przewoźnika.
I to w ogóle dosyć ciekawa rzecz,
bo ktoś by sobie tak skojarzył, że dobrze,
z Polski to latają,
Lot to nasza polska linia lotnicza,
gdzieś tam jeszcze jakieś Ryanair,
Weezer, Lufthansa,
ale czy ktoś kojarzy Pegasusa?
No i to nie, to ani konsola do gier,
ani nie jest to też ten system szpiegujący.
To jest turecka linia lotnicza,
my właśnie taką linią lecieliśmy, Pegasus Airlines,
zarówno do Turcji, jak i z powrotem.
Więc to też taka ciekawostka,
że to zupełnie inny przewoźnik, no taki nietypowy.
I ostatnia informacja, jaka na tej tablicy była zawarta,
to właśnie okienko, do którego mamy podejść.
Ale właśnie z tymi okienkami to było też jakoś śmiesznie,
bo była informacja, że mamy stawić się
przy tym i tym okienku.
Ludzie się poustawiali, każdy z tymi walichami,
niektórzy mieli po sześć tych walich,
co się okazuje, że większość z nich właściwie była pusta,
bo to chodziło o to, żeby mieć pustą walizkę
i móc przywieźć do Polski, a nie wywieźć.
W każdym razie wszyscy stoją i tak wężykiem,
kolejeczka, która się zawija w prawo, w lewo
i do tego okienka podchodzi.
I nagle, ja już tak kilka razy podchodziłam,
czy coś się nie zmieniło, nie zmieniło, nie zmieniło,
stoimy w tej kolejce, nagle pani przylatuje,
woła męża, powiedzmy tam, nie wiem,
Tomasz, nie tutaj, w innym okienku,
no to dawaj, wszyscy z tymi walichami pchają się,
bo oczywiście każdy chce być pierwszy,
bo każdy chce sobie wybrać fajne miejsca,
żeby móc siedzieć obok siebie.
Więc generalnie niby jest to zorganizowane,
ale tak nie do końca, bo w każdej chwili, jak widać,
mogą zmienić zdanie i cała ta odprawa się zaczyna
po prostu w innym okienku, niż jest napisane na tej infolinii.
Ale generalnie rada pani z Biura Podróży
była dobra podążać za tłumem.
Dokładnie tak, dokładnie tak.
My tak zrobiliśmy i się udało.
Jak w ogóle wygląda ten proces odlotu
w jedną czy też w drugą stronę?
Przede wszystkim prześwietlają bagaż i nas.
To jest dość istotne. Nie można mieć na sobie
żadnych jakichś metalowych rzeczy.
Trzeba odłożyć wszelką elektronikę do specjalnych tace.
Ale to jakby, Michać, to jakby później,
bo najpierw same walizki, tego bagażu rejestrowanego,
to po prostu i tam już się zaczyna cała procedura,
że dajesz, nam pani kazała poprzygotowywać wszystkie
dokumenty, bilety, paszport covidowy,
a tak naprawdę nigdy o to nas nikt nie poprosił.
Za każdym razem wystarczył tylko dowód osobisty.
Tak, bo to też ważne, że do Turcji
możemy wjechać na dowód osobisty.
Ona jest, mimo tego, że poza Unią,
no to możemy na dowód tam wjechać.
To jest po prostu na mocy jakichś porozumień rządów,
że Turcja jest takim krajem turystycznym,
to dlatego nam na to pozwalają.
Ten dowód musi być oczywiście odpowiednio
długoważny, bodajże pół roku, tak.
Więc ja sobie dowód musiałem wymienić na okoliczność
tego wyjazdu, bo miałem już tak granicznie,
że tam jeszcze może bym wjechał, ale…
Gorzej z wyjazdem.
Tak, mógłbym nie wrócić.
No w sumie zostać w takim ciepłym kraju,
to całkiem kusząca perspektywa,
tylko pytanie za co, więc lepiej było
nie ryzykować i sobie ten dowód wymienić.
Ty miałaś spokój, bo jeszcze miałaś
dłużej ważny dowód, więc tak.
Najpierw bagaż i co ważne,
to czego na pewno w bagażu nie mamy,
w bagażu rejestrowanym, nie powinniśmy mieć
to wszelkiego rodzaju elektronika,
wszelkiego rodzaju powerbanki, baterie,
tego typu elementy powinniśmy mieć
w bagażu podręcznym.
Tak, bo oczywiście możemy zabrać ze sobą
elektronikę,
którzy by nie chciał zabrać
jakiejś kamery, aparatu fotograficznego,
no czy po prostu telefonu komórkowego,
smartfona ze sobą,
żeby zrobić
dużo, dużo, dużo zdjęć.
I teraz znacząco…
Do kogo śpijesz?
Tak, znacząco zerkam w Twoją stronę.
Pogadamy później.
Dobrze, bo po prostu
kwestia jest taka, że
taka elektronika
wyposażona w akumulatory,
bez odpowiedniego nadzoru,
no mogłaby
na przykład eksplodować
i mogłoby po prostu
dojść do jakiegoś rozszczelnienia
luku bagażowego samolotu,
a wiadomo, że tam nikt tego nie pilnuje,
więc oni wolą dmuchać na zimne.
To, co mogliśmy na przykład w takim bagażu
rejestrowanym ze sobą tam zabrać,
a było to elektroniczne
i miało akumulatory,
to były szczoteczki elektryczne.
Ale były też w etui,
także Pani się nas pytała,
czy jest szansa,
że one się mogą włączyć.
Tak, to też prawda.
Więc to mogliśmy sobie
wrzucić do tego bagażu rejestrowanego,
oni nam go przeskanowali
no i co dalej.
Zważyli.
Zważyli, czy zgadza się.
Bo my mieliśmy taki zapas, że…
Nie, generalnie myśmy mieli
w ogóle małe walizki.
Oczywiście zieloni jedziemy,
to nie mieliśmy pojęcia,
jak to się w ogóle robi,
jak powinniśmy się przygotować do tego.
No ale nieważne.
W każdym razie walizka została oklejona
i dostaliśmy takie karteczki.
W zasadzie to one potrzebne były
do tej bramki,
którą musieliśmy przejść dalej.
I w zasadzie tyle.
Wszystko było w porządku,
możemy iść dalej.
I też dalej żeśmy sobie wposzli.
W międzyczasie żeśmy też zobaczyli,
że generalnie ta organizacja,
jeżeli chodzi o samo lotnisko
na tym początku jest bardzo fajna,
bo zauważyliśmy też,
że jest punkt takiej pomocy dla osób,
które tej pomocy potrzebują.
Między innymi właśnie dla osób
z niepełnosprawnością.
I nawet osobne miejsca do siedzenia
były taki punkt,
gdzie właśnie dla osób
z niepełnosprawnościami
to mogliśmy się rozejrzeć
i właśnie to zauważyć.
No i właśnie poszliśmy sobie
potem do tej bramki
i tam znowu następna kolejeczka
i znowu chodziliśmy sobie wężykiem
i tam właśnie dochodziliśmy
już do tej kontroli,
gdzie musieliśmy właśnie ściągnąć
wszyscy kurtki, pasek spodni,
ktoś kto miał wysokie buty za kostkę
musiał ściągnąć.
No tak, bo to jest zawsze ryzyko,
że w takich miejscach
coś można wnieść na pokład samolotu,
czego byśmy sobie nie życzyli
no i zrobić tym komuś krzywdę po prostu
albo wszystkim.
Także i tam właśnie były te rynienki,
do których wkładało się
całą tą elektronikę,
wszelkie telefony, słuchawki,
niektórzy mieli laptopy
i tam właśnie też ten cały bagaż podręczny
między innymi te mniejsze walizki,
bo niektórzy właśnie jako bagaż podręczny
mieli takie malutkie walizki,
to właśnie tam były sprawdzane,
co niektórzy byli nawet cofani,
że coś było, no nie,
no była potrzeba po prostu sprawdzenia,
co to jest i otwarcia walizki
no i sami my przechodziliśmy
przez taką bramkę,
która ewentualnie mogła zapiszczeć,
no ale nasze szczęście było takie,
że nic nie zapiszczało,
ale zadbaliśmy o to,
żeby tam nic nie miało prawa zapiszczeć.
Co ciekawe, o tym też gdzieś słyszeliśmy,
że czasem te bramki piszczą losowo,
po prostu, nawet jeżeli ktoś nie ma
niczego metalowego,
co mogłoby wywołać pisk takiego skanera,
to one są aktywowane losowo od czasu do czasu,
żeby po prostu wyrywkowo kogoś skontrolować.
No i co oczywiście mnie przerażało,
właśnie jedna z takich rzeczy,
którą wyczytałam gdzieś na jakimś forum,
że kobiety mają sobie ubrać biustonosze sportowe,
bo druty często właśnie z biustonoszy,
fiszbiny właśnie powodują,
że ta bramka się uruchamia,
no to ja do jednej koleżanki,
do drugiej, czy coś takiego miało miejsce,
żadną to nie spotkało, jedną tylko.
Zresztą pani z biura później nam to też potwierdziła,
że jej się nie zdarzyło, że ona też jeździ,
ma różne bransoletki na rękach,
mówi różne takie paści, nie złoto,
tylko po prostu takie zwykłe pamiątki z jakichś podróży właśnie, czy skądś.
No ale ja też znam taką jedną,
co ma wyjątkowe szczęście i mówi,
że jej się akurat zdarzyło, jak leciała do Stanów,
więc mówię, boże, co ja mam zrobić?
Ale tak naprawdę miałam biustonos z fiszbinami,
nic się nie podziało, nikt nie wołał mnie
do jakiejś kontroli osobistej, uff.
Ale ja musiałem na przykład przejść dwa razy.
A to dlatego, że udało mi się trącić
tę bramkę, która tam była, ten skaner,
a to działa tak, że po prostu nie możesz tego dotknąć.
Musisz przejść, ale nie możesz dotknąć.
Więc raz przeszedłem, dotknąłem,
jeszcze raz prosimy pana,
żeby się pan cofnął i przeszedł.
No i mieliśmy też takie pytanie,
też odnośnie twojej laski.
Czy to jest ostre, nie?
Tak, tak, czy to jest ostre,
ale na całe szczęście nikt nie zakwalifikował tego jako broń.
Tak, tak, tak.
Chociaż powiem ci?
Różnie to mogłoby być, to jest też akurat prawda.
No ale na całe szczęście
tu ktoś dał ten kredyt zaufania,
a ja go nie nadwyrężyłem.
Wspomniałem o tym, że możecie do nas dzwonić
i z tej okazji z korzyst stał Krzysztof.
Witamy cię Krzysztofie.
No witam was serdecznie tym razem już na antenie.
Cześć, cześć.
Cześć, cześć.
I powiem wam, super w ogóle audycja,
a Monia tak sobie świetnie radzisz,
normalnie jakbyś prowadziła z Michałem.
Uwierz mi, że mam stan przedzawałowy.
Jakoś tego nie widzę.
Także naprawdę bardzo super.
No, co do białej laski,
no to w sumie my mamy Michalę te laski
właśnie z tego grafitu,
bo już sobie zakupiłem tą laskę.
Już ten grzybek też mi przyszedł.
Bardzo się z tym fajnie chodzi.
No i w sumie mogłaby być bronią tak naprawdę ta laska.
No tak, ale całe szczęście tego w ten sposób nie kwalifikują.
No i dobrze, bo jeżeli na przykład ktoś leci sam,
jeżeli ktoś leci sam albo na przykład dwie osoby niewidome,
no to rzeczywiście, tak my sobie tu trochę żartujemy,
ale jeżeli jakaś obsługa samolotu byłaby nadgorliwa,
no to naprawdę byłby kłopot.
Tak, to prawda.
Krzysztof, o co chciałbyś zapytać?
Mówiliście właśnie o tych walizkach i tak dalej,
natomiast i o elektronicze,
powerbanki, fajnie wszystko.
Natomiast jeżeli ja bym chciał sobie swoją walizkę,
że tak powiem, oeltagować i tego eltaga do niej przyczepić,
to ciekawe, czy by to przeszło?
Wiesz co, no to jest ciekawa kwestia.
Nie zastanawialiśmy się nad tym,
natomiast wydaje mi się, że to jest stosunkowo małe urządzenie
i ta bateryjka nawet jeżeli tam jest, to jest niewielka,
ale ja myślę, że w takim przypadku to warto by było gdzieś tam ewentualnie
wcześniej się skonsultować i zapytać,
czy to nie byłby problem.
Podejrzewam, że nie,
bo myślę, że akumulator w szczoteczce elektrycznej
jest większy niż ta bateryjka w airtagu,
natomiast zawsze to jakieś takie zapytanie i niepewność jest.
Swoją nogą właśnie też czytałem na ten temat troszkę
i bo zainspirowaliście mnie właśnie waszymi transmisjami na Facebooku,
które śledziliśmy i naprawdę rewelacyjne były.
Ja się czułem, jakbym tam był z wami tak naprawdę,
to jest moje odczucie i naprawdę rewelacja,
bo to naprawdę pomaga i to daje taki obraz, jak tam jest naprawdę
i to zupełnie, a już właśnie jak ten kaktus tam,
gdzieś go Michalę obłapiałeś czy coś,
co to już było w ogóle, jak tam opisywałeś gdzieś w tych odmętach wody,
żeś się znajdował i woda cię szukała.
Krzysztof, ja myślę, że z tym jak jest naprawdę,
to też nie do końca tak wygląda.
Oczywiście jak jest naprawdę, czyli mamy taki ogląd na to,
co oglądamy, gdzie się znajdujemy, co nas otacza,
natomiast to wiadomo, że te miejsca, w których my się znajdujemy,
czy ktokolwiek korzystając z takich wycieczek głównie zorganizowanych,
jako turysta, to są miejscowości turystyczne,
to jest zupełnie coś innego niż to, z czym mieszkańcy danego kraju
mają do czynienia na co dzień, więc myślę, że z tym tak jest naprawdę,
ktoś mógłby się nie zgodzić.
Ale to, co żeśmy oglądali było prawdziwe.
Ale oczywiście, że tak.
Wszystko było prawdziwe, wszystko było dla nas nowe,
wszystko dla nas było ciekawe i za każdym razem to był taki pierwszy raz.
Na pewno było inne niż to, co znamy.
Na pewno było inne dla nas niezdane i przez to właśnie ciekawe i takie fascynujące.
No mnie się właśnie podobały najbardziej te,
jak byliście w mieście, już te nawoływania, ich to było genialne.
No, będzie okazja dziś tego posłuchać binauralnie, Krzysztofie.
Mam słuchawki, więc będę słuchał.
Natomiast wracając jeszcze tak, jeżeli mogę,
odnośnie tych właśnie, jako ciekawostka też dla słuchaczy,
odnośnie tych airtagów, to właśnie nie każda linia to respektuje,
bo niektórzy się właśnie czepiają, co to jest
i na przykład Lufthansa swego czasu nie respektowała
i taką osobę cofała z taką elektroniczną rzeczą,
bo uważali, że to może być zagrożenie dla lotniska,
że to jest szpiegujące i w ogóle, więc tutaj trzeba rzeczywiście sprawdzić samemu,
żeby się dowiedzieć, czy rzeczywiście możemy to sobie tak balistkę zabezpieczyć,
żeby ja gdzieś tam słyszałem, że te loty charterowe są trochę mniej restrykcyjne
niż te loty takie liniowe, niż te rejsy liniowe gdzieś tam,
gdzie powiedzmy jest sobie zbieranina i lecie od punktu A do punktu B,
więc może faktycznie, ale to trzeba by było po prostu,
ja bym jednak mimo wszystko zapytał przed taką wycieczką.
Ewentualnie Krzysztofie, tak z drugiej strony, to też nie ma problemu,
bo walizkę powiedzmy chciałbyś sobie oznaczyć takim airtagiem,
ale jeżeli ktoś miałby przez tego airtaga Cię cofnąć,
to zawsze możesz go zabrać i po prostu włożyć sobie do bagażu podręcznego
albo wrzucić w kieszeń i też by się nic nie stało.
No tak, tak, tak.
Natomiast jeżeli chodzi o lotnisko, to rozumiem, że jeżeli już jesteście na lotnisku,
to wtedy dajemy na to taką taśmę i oni te bagaże jakby tym skanerem sprawdzają.
Tak, to znaczy walizki, tak, walizki dajemy w jedno miejsce,
natomiast jeszcze mamy nasze rzeczy osobiste.
Ten podręczny.
Tak, podręczny i to, co mamy w kieszeniach.
I to, co mamy w kieszeniach, to dajemy i kładziemy na takie tacki.
To jest jakby druga część osobna.
I one się przesuwają, przesuwają się te tacki na takich rolkach
i po prostu tam to sprawdzają i oddają nam te tacki od razu.
To nie jest tak, że one nam gdzieś giną, że nam je gdzieś zabierają.
Nie, mamy je cały czas na oczach.
Tak, tak, tak.
Ale jest jakiś czas na to na przykład, nie wiem, parę minut i szybko, szybko czy…
To znaczy ja powiem Ci tak, jeżeli chodzi o Polskę, było to, że tak powiem, czasowo znośne.
Daliśmy radę oboje, to znaczy w sensie takim, że ja dałam radę za nas oboje to wszystko wyłożyć,
przygotować się do tego i jeżeli chodzi o Turcję, to na wariata z powrotem.
To z powrotem to po prostu Turcy tak gonili, tak gonili, że było to stresujące.
W Polsce swobodnie po prostu kładliśmy, rozbieraliśmy się tak,
a tam to po prostu było na wariata.
Także jeżeli chodzi o tutaj Gdańsk i lotnisko, było ok.
Tak i prawdopodobnie co kraj to obyczaj po prostu.
Dwie osoby niewidome by podróżowały, to by było troszkę ciężej wydawać.
To znaczy wiesz co, ja Ci powiem Krzysztof tak, że my oboje chcieliśmy jeszcze podjąć ten temat,
ale skoro go wywołałeś powiem Ci tak, że zastanawialiśmy się oboje,
bo myśmy mogli zgłosić, że jest osoba z niepełnosprawnością,
która będzie potrzebowała pomocy i wtedy on by, Michał, w sensie my,
ale wiadomo, że chodzi o Michała, że byliśmy traktowani priorytetowo
i wtedy mielibyśmy takiego opiekuna i wszędzie po prostu za rączkę by nas prowadził.
Tak samo jest gdyby osoba była powiedzmy na wózku.
No to zwłaszcza w takiej sytuacji, no to już w ogóle musi być zapewniana opcja.
Wtedy jest taka opcja, że po prostu takiej osoby wózek właśnie jest oddawany
jako bagaż rejestrowany, a lotnisko jest na tyle przygotowane,
że mają te wózki inwalidzkie i przewożą taką osobę na tym wózku z lotniska.
Także oni są na tyle przygotowani, że podejrzewam, że te osoby,
które to zgłaszają, to one są jeszcze prędzej odprawione niż wszyscy inni.
I to było powiem Wam bardzo zauważalne i tutaj u nas w Polsce i tam w Turcji także.
Także podejrzewam, że można, jak się zgłosi, że potrzebna jest pomoc.
Taki asystent to na pewno idzie to sprawnie i na pewno pomogą,
bo jest po prostu osobne stanowisko.
Właśnie piszę, że to jest właśnie taki pomoc, asystent dla osób z niepełnosprawnością.
To znaczy tak, w ogóle warto pamiętać o tym, że pracownicy lotnisk w Polsce na pewno
i myślę, że w Turcji również zostali odpowiednio przeszkoleni to już ileś lat temu,
jak zajmować się osobami z różnymi niepełnosprawnościami, więc to jest gdzieś tam też na plus.
Ale to widać, że są przygotowani, że są po prostu na to przygotowani.
Tak, więc jak najbardziej jest to do załatwienia.
No my zgłaszaliśmy jakby sam fakt, że ja jestem osobą niewidomą,
bo ważne jest też to, że różne linie lotnicze mają różne przepisy dotyczące tego,
ile osób niewidomych może, czy w ogóle z niepełnosprawnością,
ile osób może się znajdować na pokładzie samolotu.
Znany jest przypadek, że kiedyś na przykład osób niewidomych nie wpuszczono już na pokład samolotu,
bo były osoby z innymi niepełnosprawnościami i po prostu sumarycznie ilość tych osób była za duża.
A to ciekawe.
Tak, więc to trzeba takie rzeczy zgłaszać.
Ja na wszelki wypadek zgłosiłem, poinformowaliśmy nasze biuro podróży, jak to wygląda
i mogliśmy już czuć się spokojnie, bo wiedzieliśmy, że po prostu dalej to już tak.
Że nas nikt nie wyprosi samolotu po prostu.
Dokładnie, że to już jest w ich rękach teraz.
Ok, no to jak na razie to tyle ode mnie.
Jak jeszcze coś, to będę się wdzwanił albo pisał komentarz,
także powodzenia i idę na nasłuch dalej.
Dzięki.
Dzięki Krzysztofie za telefon. Pozdrawiamy Cię do usłyszenia.
Przypominamy, że możecie do nas dzwonić, możecie do nas także pisać.
A pisać możecie na Facebooku w komentarzach.
Możecie również na kontakt.tyflopodcast.net do nas dzwonić.
A właściwie tam pisać, a na tyflopodcast.net u koślik Zoom dzwonić.
O tak właściwie to wygląda.
Jak za dużo tych metod kontaktowych, to potem się człowiek może pogubić się.
Gubisz się, gubisz.
Gubię się, gubię.
No dobrze, to my jeszcze nie wylecieliśmy.
No to będzie dziś podejrzewam długa audycja.
A już 46 minut audycji za nami.
Sprawdziłem w tym momencie na zegarku.
Dobrze, przejdźmy dalej.
Jesteśmy już powiedzmy po tej odprawie.
Przeskanowali nam wszystko, co mogli.
Jeszcze w międzyczasie jakaś kontrola graniczna tam była.
I na Bezcłowej.
I oczywiście strefa Bezcłowa.
To jest, powiem szczerze dla mnie, to co dzieje się na strefie Bezcłowej,
dla mnie jest to kompletnie niezrozumiałe.
A szczególnie jeżeli jest to strefa Bezcłowa wylotu na wakacje.
Tak, wylotu na wakacje.
Ja naprawdę się trochę dziwię osobom, które robią to, co robią.
A konkretnie kupują duże ilości alkoholu i spożywają je w samolocie.
Ja tak sobie pomyślałem, że…
No już nawet nie mówię w sytuacji takiej zupełnie kryzysowej.
Bo w takiej sytuacji, jeżeli coś w tym samolocie by się stało,
to my mamy marne szanse na to, żeby wyjść z tego cało.
Ale może być jakakolwiek inna awaria, jakaś drobniejsza,
która jednak mimo wszystko wymagałaby tego, żebyśmy byli skupieni
i żebyśmy uważnie postępowali zgodnie z poleceniami załogi.
A o załodze to też jeszcze za chwilę będzie.
Bo to też mogło być trochę stresujące.
Generalnie na strefie Bezcłowej jest dobre to,
że można sobie kupić wszelkie napoje, tam można zjeść jeszcze coś.
I był McDonald, jakieś tam perfumy, takie rzeczy.
No to więc jeżeli jedziesz do kogoś, to możesz tam ewentualnie
jeszcze jakiś ostatni prezent kupić czy coś takiego.
No i możesz sobie kupić tą przysłowiową wodę,
bo podczas tej kontroli właśnie tego małego bagażu i nas samych
wszystkie płyny właśnie trzeba wyrzucić.
Więc jeżeli masz ze sobą w plecaku na lotniku wodę, kolę czy coś,
to albo ją wyrzucasz, albo ją na siłę wypijasz i nie masz nic.
Więc jeżeli nie chcesz robić sobie dodatkowego wydatku,
że kupujesz u stewardessy jakiś napój,
wtedy możesz sobie kupić to na strefie Bezcłowej.
Tylko czym innym jest mineralna, czy cola,
a czym innym jest nalot po prostu na wódkę czystą, żubrówkę i inne,
jakie tam były. Po prostu ja nie mogłam się nadziwić.
Ja rozumiem wakacje, ja wszystko rozumiem, ale po prostu…
Ale nie w trakcie lotu, no naprawdę.
No też, ale w ogóle to samo zachowanie ludzi.
Ja już stwierdziłam, bo że możemy jesteśmy już za starzy,
albo coś, że nas to wszystko tak trochę oburza, oburzają nas takie rzeczy.
Ale z drugiej strony, jak potem właśnie już byliśmy w tym samolocie
i widzieliśmy, co ludzie robią, no to uważam, że nie powinno tak być.
Dokładnie. No ale dobrze, najpierw trzeba do tego samolotu wejść.
W pewnym momencie po prostu, kiedy już przejdziemy przez te wszystkie bramki,
przez wszystkie punkty lotniska, dostajemy informację,
do której bramki, do którego gate’u my się mamy ustawić,
gdzie będzie ten nasz samolot.
No i tam po prostu trzeba się ustawić, poczekać na swoją kolejkę,
zejść, no to po schodach się schodziło, jak dobrze pamiętam.
Można zejść w dół po schodach i jesteś,
jakby wchodzisz do samoloty z płyty lotniska.
Albo też jest rękaw.
Albo tak jak my wchodziliśmy właśnie przez ten rękaw,
w międzyczasie można też zobaczyć, jak pakują nasze walizki do samolotu,
których wcale nie było tak mało, te wszystkie wózki dziecięce i to wszystko, wow.
To też robiło wrażenie, że oni tak szybko to zapakują.
No tak, ale jesteśmy w samolocie, wchodzimy sobie przez ten rękaw
i okazuje się, że załoga jest załogą turecką.
I od razu mogliśmy się zetknąć z językiem angielskim, z tureckim akcentem.
Ja, jeżeli chodzi o język angielski, no to jakoś tam jestem w stanie się porozumieć.
Z czytaniem nie mam problemu, z mówieniem to raczej wynika z tego, że mało praktyki.
Ale też od biedy. Natomiast akcent turecki w połączeniu z językiem angielskim
to jest coś, do czego się po prostu trzeba przyzwyczaić.
Aczkolwiek to też z drugiej strony dzięki temu, że Michaź nie widzi mnie,
to zaraz pani stewardessa nas wzięła pod swoje skrzydła,
zawała stewarda, pomogła, bo w ogóle rozczytać, rozczytać tą numerację biletów,
gdzie jest twoje miejsce, to też jest czarna magia swoją drogą.
No właśnie, jak to tam jest na tym bilecie? Co my mieliśmy numer, jakieś dwa numery, prawda?
Myśmy mieli swoje dwa numery, ale jakby a i f i na przykład siedzenie 27
i jakby było narysowane takimi łuczkami, czy to siedzenie jest przy oknie, w środku,
czy od strony korytarza. No ale dla mnie to jakoś było w ogóle nieczytelne.
No nie wiem, może blondynka i nie potrafiłam tego rozczytać, nie wiem.
W każdym bądź razie ja dziękowałam Bogu, że ten steward nas zabrał, wskazał właściwie miejsce,
bo podejrzewam, że mogłabym zakorkować to przejście szukając tego miejsca.
Schematy numeracji to nie jest mocna strona, mam wrażenie, żadnych środków komunikacyjnych,
od pociągów po jakieś właśnie tego typu jak samoloty. Jak już ktoś leci któryś raz,
to też dla niego na pewno wygląda to zupełnie inaczej niż dla nas.
Bo oczywiście o podpisaniu siedzeń w brajlu, no to można zapomnieć. Nie, nie, czegoś takiego nie ma.
Ja podejrzewam, że nie ma miejsca, a pewnie nie ma czasu, bo widziałeś jak to wszystko było szybko, raz, dwa, raz, dwa.
Ten steward nas zaprowadził, mieliśmy miejsca, okazało się, że mamy miejsce jedno pod oknem,
jedno w środku, więc mnie zależało, żeby być przy oknie, bo oczywiście muszę zrobić 5 tysięcy zdjęć.
To tutaj pan steward nie miał żadnego problemu z tym, posadził mnie przy oknie.
W drodze powrotnej był większy problem, to znaczy steward kazał mi usiąść przy oknie.
Tak, bardziej jakoś chyba służbista był, bo powiedział nie, tutaj Michał musi usiąść przy oknie.
No w każdym bądź razie, jeżeli chodzi o to, usiedliśmy sobie i jakie miłe zaskoczenie,
że za chwilę wrócił do nas steward i miał dla ciebie niespodziankę.
Miał dla mnie niespodziankę w postaci brajlowskiej instrukcji dotyczącej ewakuacji.
Tak, instrukcja była w dwóch językach, na początku była po turecku i ja zwątpiłem
w swojej umiejętności czytania brajlem, faktem, że niezbyt często się nim posługuję,
ale no chyba nie aż tak. Czytam, czytam i…
Oczywiście wszystkie oczy skierowane na Michała, bo co on dostał, a inni tego nie dostali.
Tak jest, ale ja po prostu nic z tego nie rozumiem, co czytam. Przewracam te kartki,
a ok, tu jest angielski. Dobrze, przeczytałem sobie instrukcję ewakuacji, widać, że ktoś
odrobił zadanie domowe i zadbał o to. No i cóż, przeczytałem sobie,
przypięliśmy się pasami i można czekać na to, co się będzie działo dalej.
A przypomnijmy, no my nie lecieliśmy nigdy wcześniej, więc tak naprawdę nie wiemy czego się spodziewać.
Oczywiście Michał udawał bohatera, że w ogóle się nie stresuje, nic mu nie ma, ja serce…
Ty się stresowałaś i tego będziemy się trzymać.
Ale za rękę mnie trzymałeś mocno, więc…
No bo chciałem cię wesprzeć oczywiście.
Dobrze, dziękuję ci bardzo.
Ależ proszę bardzo. Swoją drogą właśnie zaglądam sobie na Facebooka, co do nas piszecie
i napisał do nas Piotr. Cześć kochani, wycieczka piękna, ciekawa i emocjonująca.
A co do najważniejszego, to to, że z kochaną osobą, a to się zgadza Piotrze,
tu zgoda w stu procentach. No to teraz mamy już kwestię tego odlotu.
Jak to z mojej perspektywy wygląda, mogę powiedzieć.
Rozpędzamy się, rozpędzamy, a nagle po prostu czujemy, że ten samolot pod kątem unosi się w górę.
I to tak naprawdę jest tyle, co jest najmniej przyjemne.
Spotkałem się z takimi opiniami, że ludzi to bardzo drażni, że bardzo ich to jakoś stresuje
i jest to dla nich ogromny dyskomfort. Dla mnie nie, ale oczywiście rozumiem, że każdy może mieć inaczej.
To jest kwestia związana z różnicą ciśnień i to, że zatyka po prostu uszy.
Ja mam na to swój sposób. Niektórzy doradzają, żeby sobie rzuć gumę.
No właśnie, to ja, mnie pomagało. Nie chciałeś gumy.
Nie, ja nie lubię. Ja nie przepadam.
Ja generalnie też nie lubię rzuć gumy i nie lubię jak ludzie rzują gumę,
ale oczywiście na forum wyczytałam, że to jest dobry sposób i rzeczywiście myślę, że działało, bo nie miałam problemu.
No to ja po prostu wykonywałem ten taki specyficzny ruch z ruchwą i uszami, żeby je przetkać.
Podejrzewam, że wyglądałem dość komicznie wtedy, ale parę razy trzeba było to zrobić i nie było problemu.
Potem już sobie po prostu lecieliśmy spokojnie, aż do momentu wylądowania.
Natomiast jeżeli ktoś by się spodziewał, że lot samolotem to jest coś cichego, spokojnego,
no to może jakbyśmy mieli jakąś biznesklasę, ale tak to zdecydowanie nie wygląda.
Ja bym to porównał do jazdy pociągiem i to takim no raczej TLK albo regionalnym.
Nie pendolino.
Ani nawet nie Intercity, nie tym EIC, bardziej właśnie czymś w rodzaju TLK albo regionalnym pociągiem na krótkich trasach.
Głośno i hałaśliwie, za sprawą silników to raz, za sprawą pasażerów, a szczególnie młodych pasażerów to dwa.
Z mojej perspektywy, jeżeli chodzi o sam wylot, start, no już nie mówię o tych wszystkich instrukcjach,
które były no powiedzmy raz, że po turecku, dwa po niezrozumiałym angielsku.
No jedynie widok stewardów, którzy pokazywali mniej więcej co masz robić.
Dobra jakoś przetrwaliśmy.
Najważniejsze, że wiem, że trzeba zapiąć pasy i patrzeć gdzie miga, że te pasy można rozpiąć.
Sam start był dla mnie przejmujący, był dla mnie przejmujący.
Podejrzewam, że Michał miał lekko wyłomane palce, ale potem jak już się ten lot, jakby ten samolot wyrównał
i już pomału i był oderwany od ziemi, no to potem to już było tak naprawdę płynnie.
Oczywiście widoki niesamowite.
No właśnie, opowiedz może troszeczkę o tym, jak to wszystko wygląda z tej perspektywy, kiedy lecimy, kiedy się wznosimy.
Jak wnosimy się, no to jeszcze to widać te wszystkie budynki, jeszcze ludzi widać i oni są coraz mniejsi, coraz mniejsi.
Te widoczne jeziora po prostu zaczynają być jak kałuże, a nie wielka woda.
Też mieliśmy fajnie, bo dosyć fajna była pogoda, więc ta widoczność też była bardzo fajna.
I potem im wyżej byliśmy, tym więcej tych chmurek takich bielusieńkich, takie jakby całe niebo było w wacie cukrowej,
ale takiej milusińskiej, takiej puchatej, no a potem nagle zrobiło się zupełnie biało i nie było już widać ziemi po prostu.
Było niebo. Byliśmy w tym niebie, na niebie, nie wiem jak to powiedzieć.
Czyli w momencie, kiedy już osiągamy tę pełną wysokość, kiedy ten samolot wzbije się na właściwy pułap, to z okna nie widać nic, tak?
Nie, no zupełnie nic nie widzisz. Chyba, że w pewnym momencie oni obniżyli ten lot, bo sam mówiłeś, że oni tak jak by łapali te właściwe tory
i było trochę obniżone, bo mieliśmy w trakcie lotu jedną chwilę, kiedy musieliśmy zapiąć pasy.
Tak.
Był taki moment, ale potem znowu jak je rozpięliśmy to on leciał na jakiejś takiej wysokości i było piękne niebo bezchmurne,
że znowu pojawiły się właśnie jakieś wody, jakieś zbiorniki, nie wiem czy to były jeziora, wiem, że jakieś morze było, które po prostu przelecieliśmy raz, dwa.
Dla nas z lądu to się wydaje taki bezkres, a tam po prostu moment już go nie ma i były widocznie przede wszystkim przepiękne góry.
To było tak widoczne, tak piękne. Te wszystkie pola, które miały swoje kształty, miały swoje kolory, bo to przecież czy każdy zboże je,
czy jakieś trawy, czy coś w innych odcieniach, no po prostu robiło to niesamowite wrażenie.
Oczywiście nie omieszkałam zrobić 5 tysięcy zdjęć kolejnych i samo to też zrobiło wrażenie.
Lądowanie dla mnie było dużo przyjemniejsze.
Znaczy lądowanie to w ogóle, ja bym to porównał do tego jak jesteśmy sobie na jakiejś na przykład kolejce górskiej.
Takiej oczywiście łagodnie się z nami obchodzącej, nie w jakiś drastyczny sposób, bo to wiadomo, że te niektóre rollercoastery to są po to,
żeby nas wyszarpać na wszystkie strony, a taka kolejka to sobie tak po prostu schodzi w dół, w dół, w dół, na kilka podejść jakby,
na kilka razy, no i w pewnym momencie dotykamy tego lotniska, dotykamy płyty lotniska.
I dosyć szybko nam to przeleciało, bo lecieliśmy trzy i pół godziny, więc w tych emocjach jakoś tego w ogóle nie odczuliśmy.
A tak naprawdę zyskaliśmy jeszcze godzinę do przodu, bo no właśnie jest różnica godzinna między Polską a Turcją, to warto pamiętać,
więc jak na przykład mamy u nas trzynastą, to tam jest czternasta, także warto to też mieć na uwadze.
Dobrze, to w takim razie my się będziemy powoli zatrzymywać, jeżeli chodzi o lotnisko, powoli ten samolot będzie hamował,
też ważne, i to jest istotna kwestia, pasy rozpinamy dopiero w momencie, kiedy dostaniemy na to zezwolenie od załogi.
No, turyści bardzo to lubią lekceważyć, bardzo widoczne było takie nadgorliwe podejście w postaci części osób,
które już po prostu jeszcze ten samolot nie zdążył wyhamować, nie zdążył się zatrzymać, a oni już w zasadzie byli przy drzwiach.
Tak, oni już chcieli wysiadać, a ten samolot jadąc po płycie lotniska, jeszcze tak naprawdę ma dużą prędkość,
najwięcej wypadków zdarza się w momencie lądowania, czy to jeszcze gdzieś tam w powietrzu, czy to na płycie.
Przede wszystkim też długo kołował jeszcze, zanim miał wskazane, w którą stronę ma on ruszyć, żeby się zatrzymać,
przy którym tym wejściu, czy wyjściu z tej płyty lotniskowej, więc generalnie ci ludzie, no fakt faktem, że już żeśmy pominęli to,
jak generalnie w trakcie lotu, zaraz jak stewardzi wyszli z tymi wózeczkami, w których tam coś gastronomicznego oferowali,
to przecież Polacy od razu tylko alkohol, alkohol i to było niestety widać po tym zachowaniu właśnie tych ludzi,
którzy po prostu, oni już pierwsi chcieli wysiąść, już, już, już, dokładnie, a naprawdę to ja powtórzę się i myślę,
że nie tylko za siebie, ja nie rozumiem po co w ten sposób, jeżeli nawet ktoś lubi alkohol w niemałych ilościach,
to dlaczego nie poczekać na spokojnie, kiedy już się dojedzie do tego hotelu, kiedy człowiek jest bezpieczny,
kiedy już wiadomo, że po prostu jesteśmy na ziemi, mamy grunt pod nogami, no to czemu na to nie poczekać.
Samolot dojeżdża do odpowiedniej bramki, będziemy mogli w końcu z niego wysiąść, ale zanim z niego wysiądziemy,
to jeszcze cofnijmy się na moment do tych kwestii związanych z naszą wycieczką i z kwestiami organizacyjnymi,
all inclusive, bo na to się zdecydowaliśmy, to jest myślę, że dobry moment, aby powiedzieć z czym to się właściwie je i co to takiego jest.
To ja mam mówić.
No tak się rozpędziłeś, to mów. Ja ci podpowiem ewentualnie, jak tam o czymś zapomnisz.
Dobrze. Otóż, no jeżeli chodzi o all inclusive, czyli wszystko w cenie, sprowadza się do tego, że tak naprawdę hotel,
w którym się pojawiamy, udostępnia nam swoje zasoby w zasadzie bez ograniczeń, przy czym kluczowe jest to słowo w zasadzie.
W umowie masz zaznaczone z czego możesz korzystać, a co jest za dodatkową opłatą.
Tak jest. I zazwyczaj wygląda to w ten sposób, jest ileś tam rodzajów tego all inclusive, nie będziemy się myślę tu wdawać w jakieś szczegóły,
bo to sobie każdy może doczytać i jeżeli będzie miał w opisie swojej wycieczki dany rodzaj tego all inclusive, no to będzie wiedział co i jak.
W zasadzie dużo to się nie różni, no ale jednak jakieś różnice są.
Tak. Przede wszystkim ważne jest to, że mamy jedzenie. Jedzenie ilości nieograniczonej to jest rzecz jedna. Jedzenie, picie również.
I alkohol.
I alkohol. Tak. I alkohol także ilości nieograniczonej. To się akurat zgadza. Natomiast nie wszystko mamy do dyspozycji w hotelu bez ograniczeń.
To może najpierw powiedzmy Michaś, co było, że tak powiem, w tej całej puli.
Tak. No tak jak wspomniałem jedzenie.
Nocleg, jedzenie, korzystanie z wszystkich barów, ręczniki plażowe.
Ale z tymi barami to wejdę Ci w słowo, bo to też nie do końca tak było, że wszystko i zawsze było za darmo, zwłaszcza np. w przypadku alkoholi. Nie wiem czy pamiętasz.
Bo było w karcie zaznaczone, które drinki są za darmo, a które są…
A które są płatne.
Ale było to jakby jasno określone, że tam powiedzmy było sześć pozycji, które były jakby w cenie tego naszego pobytu.
Podejrzewam, że po prostu te drinki na pewno były słabsze. Na pewno płaci się za coś. Nie czarujmy się.
No w każdym razie tych barów na terenie hotelu było kilka, więc można było korzystać właśnie z tych wszystkich drinków Barman robił, czy piwo, tego typu rzeczy.
No piwo moim zdaniem to były ewidentnie jakieś albo bardzo słabe, albo chrzczone, rozcieńczane czymś.
Przy takim upale, jaki panował mimo tego, że to już późna pora na przełomie września i października w Turcji, to chciało się pić i człowiek nie marudził.
Natomiast rzeczywiście to nie było nie wiadomo co.
Jedzenie było dobre, ale o tym sobie powiemy później. Co jeszcze?
No to były te ręczniki plażowe i były leżaki na plaży, bo dużo hotelów właśnie nie ma tego w ofercie. Trzeba sobie leżaki każdorazowo zapłacić, więc tutaj w naszym hotelu akurat tego nie było.
Korzystanie z aquaparku i dostęp do morza to też wszystko mieliśmy wliczone w ten nasz pobyt.
To się wszystko zgadza. Mieliśmy też na przykład internet bezpłatny, bezpłatny internet bezprzewodowy.
Więc to wszystko się wliczało w ten all inclusive, co na przykład warto sobie zdawać z tego sprawę, że sejfy hotelowe były płatne.
Jeżeli ktoś chciałby sobie schować jakieś dokumenty na przykład w tym sejfie, no to musi się liczyć z tym, że tam za każdy dzień korzystania z tego sejfu.
I ten barek, który jest w pokoju też był płatny. Jeżeli chciałbyś skorzystać z tego barku, czy lodówki jak to nazwać, w której były alkohole i napoje, no to też to było płatne.
Tak jest, więc na to warto zwrócić uwagę. Ja jeszcze mogę powiedzieć w takich kwestiach związanych z przygotowaniem do wycieczki.
Aplikacja, bo my akurat korzystaliśmy z usług Biura Podróży Coral Travel, oni mają swoją aplikację, w której to wszystkie informacje dotyczące wycieczki zostają zgromadzone.
Nam po prostu podajemy swoje dane, podajemy numer umowy tej wycieczki i on nam po prostu to przypisuje. Ja trochę byłem zawiedziony, że tak późno dostałem informację o tym, że się mogę tam zarejestrować i to sprawdzić, bo to było dosłownie jakieś dwa dni przed wycieczką.
Także trochę późno. Też jakieś problemy z dostępnością tej aplikacji na samym etapie rejestracji. Tam trzeba było potwierdzić swój numer telefonu, czy adres e-mail, trzeba było przepisać jakiś kod.
Miałem z tym problem na iOS, musiałem poprosić Ciebie o pomoc, żeby kliknąć w odpowiedni przycisk, ale później już samo korzystanie z tej aplikacji było dostępne, bez większych problemów wszelkiego rodzaju informacje mogłem sobie sprawdzić.
Jedna rzecz, no to taka, że po prostu VoiceOver czasem trochę za dużo mówił i zanim np. doczekałem się informacji na temat godziny odjazdu, bo to było np. dla nas istotne, o której godzinie będziemy chcieli odjechać, a ta informacja również się pojawiła w aplikacji, no to się musiałem nasłuchać.
Najpierw iluś zbędnych rzeczy, które już doskonale wiem, no ale jakoś z aplikacji Coral da się korzystać. To jest też taka informacja myślę, że dosyć istotna.
No i tam wszystkie były dokumenty, które mogliśmy sobie wydrukować, i bilety, i umowę, oprócz tych informacji, które właśnie były dla nas ważne, ale właśnie te wszystkie bilety, umowa, krok po kroku, że mamy sobie też te certyfikaty covidowe przygotować, no to było takie fajna przypominajka.
Dokładnie, więc warto o tym pamiętać i warto korzystać z takich zachęt. Jeżeli np. wybieracie się na jakąś wycieczkę i Was biuro podróży namawia do instalacji aplikacji w telefonie, no to myślę, że warto spróbować i przetestować sobie przynajmniej jak taka aplikacja jest dostępna.
Jesteśmy na lotnisku i pytanie, jak dla Ciebie w takim nowym miejscu, obcym miejscu było łatwe zorientowanie się w ogóle w tym wszystkim, no bo trzeba gdzieś te bagaże odebrać, prawda?
No akurat w tą stronę, jeżeli chodzi o lotnisko tureckie, to było łatwo, prosto i przyjemnie. Był jeden kierunek, który kierował, takie podejście było do schodu w dół i wiedzieliśmy, że musimy szukać swojego, oczywiście wszędzie właśnie to słowo klucz, to była nazwa naszej firmy przewozowej Pegasus.
I właśnie zaznaczona była tablica, że było Pegasus numer naszego lotu i było właśnie, że Gdańsk. I tam była znowu wskazówka, pod którym numerem mamy szukać tych taśm, które prowadzą walizki.
Więc generalnie nie było, myślę, że intuicyjnie, no mimo, że tam było bardzo dużo ludzi, bo jakby to było jedno, jedyne miejsce, w którym się te walizki odbierało z wszystkich lotów, a nie czarujmy się, to lotnisko jest ogromne, przepływ ludzi ogromny.
To jest lotnisko Antalia, w Antalii.
Tak i po prostu to zbiorowisko tych ludzi, tych małych dzieci, tych takich trochę zdezorientowanych ludzi, no bo nie czarujmy się, nie tylko my byliśmy pierwszy raz.
Ale mimo tego jakoś tak to było zrobione, że nie było problemu znaleźć właśnie tego miejsca, gdzie trzeba było odebrać walizki.
Jedynym problemem, znaczy problemem, jedynym takim, no może nie problemem, ale taką trudnością było trochę, że tak naprawdę przez to, że te taśmy to jest dosyć duże i tych ludzi jest dosyć dużo, tak naprawdę nie było miejsca żadnego krzesełka, ławeczki, niczego,
żebym ja mogła ciebie powiedzmy, brzydko mówiąc, odstawić, żebym ja czuła, że ty jesteś bezpieczny, żebym ja mogła po te walizki iść.
To było jedyne coś, co tak nie do końca mi się podobało. Ja wiem, że to jest lotnisko, te ludzie mają po prostu płynąć sobie dalej, a nie przesiadywać,
ale jednak uważam, że choćby nawet to, że rodzice z tymi małymi dziećmi z tego samolotu wysiedli, czy też są starsze osoby, czy właśnie te osoby z niepełnosprawnościami, miło by było, gdyby kilka tych krzesełek czy jakieś ławeczki były, tym bardziej, że nie trwało to trzy minuty.
Nie trwało to trzy minuty, trwało to znacznie dłużej, no bo te bagaże się musiały w końcu pojawić, natomiast ja powiem tak, ja sobie stanąłem gdzieś tam na uboczu z białą laską i nie było najmniejszego problemu.
Oczywiście ty już byłeś zajęty internetem.
Tak, ja byłem zajęty internetem, ty czekałaś na bagaże, ja zadbałem o kwestię łączności naszej ze światem i to też myślę, że jest dobry moment, żeby o tym powiedzieć.
Aplikacja AirAlo, o której swego czasu opowiadaliśmy w Tyflo Przeglądzie, ja szukałem jakiejś aplikacji, dzięki której będę sobie w stanie zapewnić łączność internetową, nam w sumie, bo było to w moim telefonie akurat,
ale rzeczywiście korzystaliśmy z tego oboje, na terenie hotelu była łączność bezprzewodowa, ale i to jest ważne moim zdaniem, warto nie polegać tylko na łączności bezprzewodowej w hotelu.
Warto jednak zaopatrzyć się w jakieś pakiety danych, szczególnie, że po włączeniu telefonu z trybu samolotowego, przywitał mnie SMS od Plusa ze stawkami i stawki są naprawdę duże.
Pakiety danych w roamingu w Turcji są bardzo drogie, tam jakieś 100 kilobajtów to chyba 2 złote, to są olbrzymie stawki, po prostu w kilka minut można sobie nabić bardzo duży rachunek, więc na to trzeba uważać.
Trzeba się zabezpieczyć.
Trzeba się zabezpieczyć, to też jest tak, że te im połączenia są drogie, bo minuta do Polski to jakieś 6 złotych była, jak dobrze pamiętam.
Więc ja stwierdziłem, że wyłączam swoją główną kartę, w ogóle, nie było można się do mnie dodzwonić i jedyny środek łączności to był WhatsApp i jakieś inne komunikatory, bo polegałem tylko na internecie.
Ale o co chodzi z AirAlo?
Otóż jest to aplikacja, którą instalujemy sobie w telefonie, ważne, telefon musi posiadać kartę eSIM, musi posiadać możliwość zainstalowania eSIMa.
No i po prostu wykupujemy sobie odpowiedni pakiet danych i odpowiednią kartę.
Ja sobie wykupiłem 10 GB, największy pakiet, potem i tak musiałem dokupować, bo się okazało, że kopia zdjęć, która się wysyłała do iClouda skutecznie mi ten pakiet zjadła, nie będę mówił kto te zdjęcia robił.
Pamiętaj, że kiedyś skończy się ta audycja.
Tak jest, więc dlatego nie będę mówił kto te zdjęcia robi. I wideo jeszcze. Natomiast rzeczywiście jest to wygodne.
Aktywacja karty następuje w momencie, kiedy my się w Turcji znajdziemy.
Zastanawiałem się jak to będzie wyglądać, bo nie miałem okazji nigdy wcześniej przetestować w takich okolicznościach tej usługi.
Jedynie sobie ją testowałem na jakimś tam najmniejszym pakiecie dla Polski i to działało.
Natomiast w Turcji po prostu odpaliłem sieć, wyłączyłem kartę główną, fizyczną kartę SIM, uruchomiłem tę kartę drugą z Realo, dosłownie chwila i już miałem internet.
Internet działający naprawdę bardzo dobrze. Nie mierzyłem jakoś tam transferów, szkoda mi było tych gigabajtów na speed testy.
Natomiast działało to sprawnie, byliśmy w stanie zrobić trochę transmisji na Facebooku, żaden problem z wysyłaniem zdjęć, z wysyłaniem materiałów wideo.
Łączenie się z naszymi rodzinami.
Tak, tak. Czy to po FaceTime czy to po WhatsAppie? Swoją drogą, no właśnie, najlepiej chyba działał FaceTime, jeżeli chodzi o te łączności.
Bo na Messengerze mieliśmy jakieś problemy od czasu do czasu, na WhatsAppie też różnie to wyglądało, ale FaceTime działał naprawdę bardzo płynnie, fajnie i stabilnie.
Także ten internet sprawdzał się całkiem dobrze i bardzo fajnie nam służył przez cały nasz wyjazd.
Nie mniej, czekamy dalej na walizki.
Czekamy dalej na walizki, no może już byśmy się doczekali tych walizek.
Nie, trochę to trwało, rzeczywiście trochę to trwało, bo jednak zanim ci panowie wyładowali z tego samolotu te walizki i potem wrzucali na tą taśmę, to znowu wszyscy rzucili się do i każdy chciał być pierwszy jak najszybciej.
No ale jakoś po jakimś czasie żeśmy się doczekali tych naszych walizek, ale dla mnie to było trochę stresujące, bo tutaj chcę odnaleźć te walizki.
Mieliśmy dwie, ja miałam swoją, Michał miał swoją, a tu cały czas zerkałam czy z Michałem jest wszystko okej, bo ja mam po prostu, ja dostaję nerwicy jak Michała sztuchają ludzie inni.
Gdzieś jesteśmy i on dla niektórych jest po prostu niezauważalny.
Nawet mimo białej laski czasem po prostu ludzie nie patrzą.
Nie każdy leci w swoją stronę, ale mnie to strasznie stresuje, więc ja nie ukrywam ile razy tam do niego podeszłam, czy wszystko okej, zanim tą walizkę dostałam.
A ja internet ustawiałem.
Tak, on był w swoim świecie.
Tak, ja byłem w swoim świecie, ja się zajmowałem konkretami, żebyśmy potem mogli, żebyśmy potem mieli łączność.
No i w końcu doczekaliśmy się na te nasze walizki i mówimy, dobra wychodzimy, trzeba teraz.
Tylko gdzie?
Tylko gdzie. Wejście w zasadzie było tylko jedno.
Przeszliśmy koło celników, którzy mieli też takie urządzenia do kontroli, ale w zasadzie nie zatrzymywali przynajmniej przy nas, nie zatrzymywali nikogo.
Była też taka bramka, przez tą bramkę przeszliśmy, ale nawet Michał nie zorientował się, bo ona była po prostu taka szerokie jakieś wejście w stodolę na takiej zasadzie, że po prostu przeszliśmy i tyle.
I doszliśmy sobie do drzwi i otwierają się te drzwi i buch, gorąco.
Jak gorąco, tak. I to jest prawda.
Zdecydowanie lepiej było się przebrać w coś…
No nie przemyśleliśmy tego.
…w trakcie albo przed wylotem, bo słuchajcie, kiedy byliśmy na lotnisku w Gdańsku, to temperatura ostylowała wokół zera. Tam z dwa stopnie może na plusie było.
Więc mieliśmy spodnie dresowe, adidaki, kurtki.
No i to trzeba powiedzieć, że to nie była taka kurtka wiosenna, tylko to była…
Taka jesienno, zimowa.
Dokładnie. Jak nas uderzyło, to ciepło. I mimo, że żeśmy się rozebrali i zawiesili te kurtki na przedramieniu, bo miejsca w walizce nie było.
I nie dość, że takie ciepło i teraz czekasz, co masz ze sobą zrobić.
Wiadomo było, że jest transfer, że ktoś na nas gdzieś będzie czekał, ale jak, gdzie, jak to ma wyglądać?
Więc trochę takiego strachu w oczach było.
I zauważyłam nagle, że gdzieś tam dalej są takie bramki i znowu był właśnie napis nad tym stanowiskiem, była nazwa naszego biura podróży.
Był Koral, no to idziemy tam.
No i tam nas pani sprawdziła na liście, powiedziała do jakiego numeru autokaru czy busa należy podejść.
Bo ona po prostu sobie sprawdzała do jakiego hotelu zdążamy, dążymy.
Gdzie chcemy, w jakim hotelu mamy noclegi i w jakim hotelu mamy pobyt.
Tak, bo właśnie transfer to jest nic innego jak przejazd z lotniska do tego miejsca docelowego, gdzie chcemy się zatrzymać, gdzie będziemy po prostu wypoczywać.
I w tamtym miejscu też było, właśnie stało tak jak się ogląda na filmach, że stoi ktoś, jakiś szofer z karteczką i nazwisko, nie wiem, pani Anna Kowalska i ty podchodzisz do niego i ten ktoś cię gdzieś tam zabiera.
Było też kilka takich osób.
Podejrzewam, że albo to były po prostu organizowane, ktoś sobie sam organizował ten pobyt.
Albo może też było tak jak na przykład z tego biura podróży, z którego korzystaliśmy na miejscu wykupując wycieczkę, że oni właśnie też jakby w Turcji Polskie Biuro Podróży organizuje cały ten pobyt i oni też czekają właśnie na turystów i zabierają ich dalej.
My mieliśmy dalszą część wycieczki autokarem, po całym tym ogromnym parkingu szukaliśmy z tymi wyliskami i z tymi kurtkami, z suchymi językami.
Z ciekawości, czy my byliśmy tylko tacy nieogarnięci, czy to więcej osób?
Nie czarujmy się. Ktoś, kto może podjechał swoim samochodem pod lotnisko i mógł zostawić tą kurtkę w bagażniku czy w samochodzie, to sobie zostawił, bo wchodząc na teren lotniska nie zmarzł.
Jednak dla nas to była cała wyprawa, więc musieliśmy być przygotowani. No więc no trudno, następnym razem będziemy wiedzieć, że walizkę mamy mieć ciut mniej wypchaną, żeby właśnie przed tym lotniskiem móc otworzyć tą walizkę i schować sobie te kurtki, bo już w tym dresie to już można przecież jechać, czy tam pod spodem wiadomo był krótki rękawek.
Ale jednak kurtka zabiera dużo miejsca i tak nie było szans, żebyśmy ją wepchali do naszych walizek.
Znaleźliśmy autokar z naszym numerkiem. Oczywiście kierowca Turek.
Ale była tam pani jeszcze na samym początku, która nam parę słów powiedziała na temat tego, jak to będzie wyglądało, że będziemy jechać.
Ale potem przyjechała też jakaś inna rezydentka, już potem weszła do tego autokaru, ale zanim weszliśmy to jej nie było. Był sam Turek, z którym nie potrafiłam się dogadać, do jakiego hotelu ja jadę, żeby on mógł sobie nas odhaczyć, więc wzięłam mu tą kartkę i sama się odhaczyłam.
No to rzeczywiście to tak było szczególnie, że to co jest napisane, to teraz pytanie jak to wymówić. Mamy hotel, który się nazywa Cahaya przez Y, a to się okazuje, że to się jakoś bardziej…
Cahia.
Cahia.
Cahia.
Cahia.
Cahia się wymawia.
No.
Czy Caya niektórzy wymawiali?
No coś w tych okolicach, już nie brnijmy w to.
Więc różnie to mogło być, różnie wyglądać, ale się dogadaliśmy, wsiedliśmy do tego autobusu, no i teraz jeszcze się okazuje, że to tak ze dwie godziny trzeba będzie jechać.
To znaczy myśmy wiedzieli, mieliśmy świadomość, że pojedziemy, pani nam pytała się nas, wybierając hotel, czy jesteśmy w stanie jeszcze po locie przejechać godzinę półtorej do hotelu, wybierając ten hotel.
My byliśmy dwoje dorosłych, nie mieliśmy dzieci, a skoro dzieci nawet w tym samolocie, no nie powiem, niektóre darły się w niebo głosy i nie było to dla nich przyjemne jechać, lecieć tym samolotem.
Na pewno te dzieciaczki niektóre, nie wiem czy niektóre miały pół roku, na pewno nie było to dla nich przyjemne, a przez co inni podróżni też trochę dyskomfortu mieli.
Zgadza się.
Przy okazji.
W każdym bądź razie zdecydowaliśmy się, że pojedziemy tym autokarem.
Tak.
No i mieliśmy tylko chwilę rozmowy z jakąś panią rezydentką, która dała nam karteczkę kontaktu z naszą właściwą rezydentką i na tym się skończyło.
Nie omieszkało oczywiście nam powiedzieć, że mile by było widziane, gdybyśmy zostawili jakiś napiwek dla pana kierowcy, bo to jest normalna rzecz, ten ktoś nam pomaga, więc wypadałoby mu okazać wdzięczność, podziękować.
Tak. I tu rzeczywiście warto, nawet jeżeli planujecie płacić wszędzie, czy to jakąś kartą Apple Pay na przykład, czy Google Pay, czy Revolutem, czy czymkolwiek innym, to warto jednak trochę tych euro mieć ze sobą,
drobnych, albo lir tureckich, no my akurat się na euro zdecydowaliśmy, bo po prostu w Turcji wszechobecny jest ten bakrzyż i jest bardzo mile widziane to, żeby ludziom, którzy nam w jakikolwiek sposób pomagają, świadczą nam jakieś usługi,
nawet mimo tego, że oni mają to opłacone, bo na pewno nie robią tego za darmo, ale żeby jeszcze jednak ich wesprzeć.
Też zresztą później się dowiedzieliśmy, że taki sezon turystyczny w Turcji na riverze tureckiej, gdzie byliśmy, to dla mieszkańców tego kraju, to jest coś, na co oni czekają, bo oni potrafią z drugiego końca tego kraju przyjechać, żeby zarobić, więc Turcja nie jest wbrew pozorom jakimś bogatym krajem i teraz inflacja tłucze po kieszeni jeszcze bardziej niż nas, więc…
Tym bardziej, że tak naprawdę jak potem się podowiadowaliśmy, to oni to co zarabiają, to jest średnia krajowa bodajże to było 300 euro, to tak naprawdę każdy z nas jak ma jakieś niewielkie środki finansowe i opłaci wszystkie opłaty, to niewiele mu zostaje,
więc taki luksus potem kupienia sobie, nie wiem, czegokolwiek takiego dodatkowego do domu czy coś, to niejednokrotnie jest wysiłek i nasza przewodniczka wycieczki właśnie mówiła, że np. kierowcy oni potem się ekscytują, bo sobie np. kupią do samochodu radio i dla nich to jest takie wow, że oni dzięki turystom, on ma to radio i może tą muzykę im puszczać, więc no naprawdę…
A chętnie z tego korzystają.
A chętnie korzystają, ale też pani przewodniczka mówiła nam, że osoby, które są w dobrej sytuacji materialnej nie będą chcieli przyjąć na piwku, także mimo wszystko jakoś w tej kulturze taki honor jest, bo przede wszystkim to u nich jest też ważne, ta jałmużna to u nich też jest jeden z podstawowych filarów…
Islamu.
Islamu, także jeżeli ktoś ma, to nie jest fajne, jeżeli by od kogoś coś zabrał, on ma się podzielić, on ma dać, on ma widzieć, że ktoś potrzebuje, ale nie można być pazernym.
Tak jest, więc potem jeszcze, tak jak wspomnieliśmy, czekała nas jazda autobusem, pojechaliśmy, dojechaliśmy i w końcu…
Ale autobusem jechaliśmy dwie godziny.
Tak, chyba nawet więcej.
Nawet chyba więcej, bo co się okazało, nie dość, że sama podróż dosyć daleka, zanim dojechaliśmy na ten właściwy nasz kierunek, to okazało się, że nie wszyscy w autokarze byli do jednego hotelu.
Tak, to była zbieranina ludzi tak naprawdę, ten autobus rozwoził ich po iluś hotelach.
W naszym przypadku sześciu.
Sześciu, a my byliśmy prawie na ostatnim miejscu.
No, my byliśmy w piątnym.
Tak jest, więc rzeczywiście trzeba było się naczekać, już niektórzy wysiadali i mogli się cieszyć tym, że…
A my jeszcze.
A my jeszcze, a my jeszcze, jechaliśmy, jechaliśmy, ale w końcu dojechaliśmy, zabraliśmy swój bagaż, weszliśmy, no i teraz czekamy. Czekamy, co dalej?
Przede wszystkim to znaczy powiedzieć, że trafiliśmy do naszej miejscowości. Naszą miejscowością było Pajalar.
Zdaje się, że tak to powinniśmy wymówić.
Tak, tak, no myślę, że nie okaleczyłam tej nazwy.
W okolicach większe miasta to…
Alania.
Tak, to było bodajże 15 kilometrów.
Zgadza się. A obok tego, bo to tak naprawdę to była taka wioska.
Potem się okazało, że tak, że w zasadzie niewielka miejscowość, ale generalnie jak żeśmy weszli do tego hotelu, wow.
To te hotele, po prostu one wszystkie wyglądają jak pałace.
Chociaż też nie zawsze tak jest, bo ostatnio ktoś na grupie…
Właśnie tureckiej.
Turcja2022 na Facebooku wrzucił zdjęcia z wycieczki, niby to hotel pięciogwiazdkowy, a wyglądało to bardzo źle, prawda?
Boże, okropnie. Po prostu grzyb, pleśń, powyłamywane części na basenach, gdzie można było okaleczyć się.
No po prostu okropnie. Czy łazienka, czy kuchnia, czy coś.
Ludzie gdzieś to od razu zgłaszali, teraz będą…
Myśmy to powiedzmy dwa tygodnie temu czytali i to właśnie mówili, że czekają, właśnie składali reklamację,
bo po prostu było okropnie i oczekują zwrotu kosztów.
Tak jest.
Bo po prostu była masakra.
My całe szczęście tak nie mieliśmy.
My mieliśmy jakby luksusowo.
My mieliśmy tak, jakby luksusowo i ktoś się nami na dobry początek zajął.
Co się okazało, że Turek, który mówi, no powiedzmy mówi, to jest trochę za dużo powiedziane, ale przynajmniej ładnie nas przywitał po polsku
i te pierwsze takie pytania, które zadał, całkiem dobrze mu poszły.
Jak się masz i parę jeszcze innych.
Zresztą w ogóle to jest typowe, że Turcy, którzy gdzieś tam pracują w tym przemyśle turystycznym troszeczkę jednak tych języków łapią.
Oczywiście wiadomo rosyjski i niemiecki to są podstawy i tam myślę, że nie jeden to już jest biegły w mowie zarówno w jednym, jak i w drugim języku,
ale też i po polsku potrafią powiedzieć parę słów.
Nie będziemy przytaczać wszystkich słów, o których się dowiedzieliśmy, bo oczywiście możecie łatwo myślę wywnioskować,
jakich uczą się co niektórzy na samym początku.
Podejrzewam, że oni też je wyłapują.
Oczywiście, że tak.
I potem ich z zaciekawienia pytają, co to znaczy i z lubością potem ich używają.
Tak, dostaliśmy opaski.
Tak, podszedł do nas, to był boy hotelowy, podszedł do nas jakby dał nam arkusze do wypełnienia, w którym standardowo było imię, nazwisko i dostaliśmy opaski.
Po angielsku te arkusze były, tak?
Po angielsku były, tak.
Dostaliśmy opaski, które jakby służyły do identyfikacji osoby dorosłej i osób nieletnich, bo osoby nieletnie miały takie mocno rażąco zielone te opaski.
Ja myślę, że to służyło właśnie szczególnie dla tych barmanów, którzy obsługiwali te bary z alkoholem i wydawali ten alkohol.
Żeby wiedzieli, komu nie dawać.
Dokładnie, żeby po prostu każdorazowo nie wołać o jakiś dokument tożsamości czy żeby nie musieli się upewniać, czy ta osoba jest dorosła, pełnoletnia i która może pić alkohol.
Więc dla nich to było właśnie coś takiego dla rozpoznania.
Dostaliśmy te opaski i w zasadzie ten boy wziął walizki na wózek i zaprowadził nas do windy i do naszego pokoju.
I do naszego pokoju. Za moment przejdziemy sobie od hotelu, od wejścia hotelowego do naszego pokoju i zahaczymy o doktora Fisza.
Tylko ja jeszcze chciałam powiedzieć, że to było takie nasze pierwsze trochę rozczarowania, albo trochę byliśmy zawiedzeni, że nie czekała na nas w hotelu rezydentka.
Tak, to prawda.
Myśmy sobie wyobrażali to tak, że jak my przyjedziemy do tego hotelu, to będzie na nas czekała ta pani rezydentka, nie wiem Karolina, ona miała na imię?
Klaudia.
Klaudia. I że ona nas jakby pokieruje, wskaże jakoś tak, bo myśmy na przykład wiedzieli, że jak przyjedziemy to mamy prawo iść coś zjeść, bo to już była 20.
Która to była godzina jak myśmy przyjechali?
No około 20. To było około 20.
Tak, więc myśmy wiedzieli, że jeszcze jest to czas, że jest kolacja. Myśmy już też byli głodni i tacy spragnieni i chciało nam się tego wszystkiego.
I teraz tak zaprowadzili nas do tego pokoju i teraz co? Gdzie wyjść, w którą stronę iść?
Wiecie, wchodzicie do takiego molochu wielkiego, no i pięknego, bo i lustra i kolor i tych kanap przepięknych dookoła pełno i schody podświetlane i takie kryształy.
No generalnie efekt wow, ale co my mamy ze sobą zrobić?
Gdzie teraz pójść? Dostaliśmy walizki, bo walizki nam wyniósł właśnie wspomniany przez ciebie boj i tu zresztą próbowaliśmy wynegocjować coś, prawda?
Bo ty na początku nie byłaś zadowolona z tego pokoju, który dostaliśmy.
To znaczy pokój był piękny, pokój był czyściutki, ładny, ale wychodzę na balkon, ogromny balkon, no i widzę ciemność.
No i można powiedzieć, że jest to bok hotelu, no i ja nie widzę nic, nie widzę żadnego widoku.
No i mówię Michał, taki niefajny pokój, chcę na coś widzieć, chcę coś fajnego widzieć.
No i Michał jako mój rycerz.
Próbowałem coś wskurać, czy można zamienić pokój na lepszy.
No okazało się, że oczywiście można, ale za opłatą i to też.
Żeby był lepszy widok, tak, centralnie na morze.
I to też jutro, to też następnego dnia i dobrze, i dobrze, że poczekaliśmy.
Ale bo on też powiedział, na tyle był modry chłopak, że powiedział poczekajcie do jutra, zobaczycie czy ten widok wam się nie podoba.
No i jak?
No i niestety musiałam zwrócić honor.
Tak, już było dobrze.
Już było dobrze, już jak wychyliłam się, jak stanęłam na tym balkonie, bo trzeba przyznać, że balkon był ogromny.
Balkon był ogromny, do tego te balustrady, to wszystko było szklane, przepiękne.
Także naprawdę i rano wychodząc, oczywiście już o siódmej budziłam i ha no wstawaj, wstawaj, ale to potem.
A ja sobie jeszcze spałem.
Ja już nie mogłam wydeptać, tam wysiedzieć.
Ale naprawdę był widok bardzo ładny i suma sumarom byliśmy zadowoleni.
Ale położyliśmy te wszystkie nasze walizki, no wiadomo, jakaś toaleta, jakieś coś, no i wypadałoby coś zjeść, tak?
No to dobra, no to schodzimy, no bo co mam, jakie mamy wyjście.
No i tak naprawdę siłą dedukcji, obserwacją, no po prostu doszliśmy do tego miejsca, gdzie są ludzie.
I wiadomo, gdzie serwowali to, powiedzmy nazwijmy to jadłodajnie, gdzie to wszystko było.
Ale to wiecie, to się podchodzi z takim strachem, niepewnością, bo na drugą kolację już się szło zupełnie inaczej.
I nie było tej opieki, która by nam naprawdę wskazała właśnie, której my oczekiwaliśmy,
że przynajmniej właśnie do tej kolacji będzie pani z biura potróży, która nas poprowadzi za tą przysłowiową rączkę
i nam powie, gdzie mamy iść, co nas czeka, no po prostu, żeby pozbyć się tych obaw wszystkich.
Tak, pani rezydentka pojawiła się następnego dnia, ale myślę, że o tym wszystkim sobie powiemy za moment,
bo teraz proponuję, żebyśmy wykonali taki spacer powrotny, bo my właśnie z hotelu wychodzimy,
a wy razem z nami do tego hotelu wrócicie.
Mamy kilka nagrań binauralnych, które w dzisiejszej audycji zaprezentujemy.
Oczywiście to przejście do hotelu, do naszego pokoju, było nagrywane już kilka dni później.
To nie było tego pierwszego dnia, natomiast żebyście sobie mogli też posłuchać, jaka jest różnica,
bo trzeba to przyznać, że te pokoje były bardzo ciche, te miejsca, gdzie były pokoje, były cichutkie
w porównaniu do tego, co dzieje się na dworze, a tam turystów naprawdę dużo.
Więc teraz zapraszamy na czterominutowy, mniej więcej, spacer.
Będziemy nagrywać drogę do naszego pokoju od wejścia do hotelu.
Dyskoteka, a po lewej grają w coś.
Coś w rodzaju piłkarzyków.
Tu jest akwarium, jest fotel i jakieś ryby wpływają i cię obgryzają pięty.
Siedzisz na takim fotelu, wkładasz do tej wody stopy.
Super.
O Boże, doktor Fish się to nazywa.
Darmowy peeling, czy jak to się tam nazywa.
No nie wiem czy ty byś wytrzymał to kilanie.
Jesteśmy przed windą.
Tak jest.
O Boże.
Naciśniesz windę?
Tak, tak, tak.
Doktor Fish.
Wybierasz się do doktora rybki?
Nie grozi mi.
Poza tym po takim piaszczystym brzegu, piaszczysto-kamienistym to już taki peeling piękny.
Chodzimy do windy.
Tu jest winda.
O, przyciski podpisane Brianem, ale wybrałem nie tę cyferkę.
No to zaraz wybierzemy właściwą.
Tylko najpierw chyba pojedzie na czwartę.
Nie, chyba nie, ale po kolei jest to, nie?
Chyba że ekonomicznie najpierw na czwartę zjedzie na trzecie.
Zobaczymy.
Nie psują.
Rekko te przyciski chodzą.
Chyba, chyba najpierw na czwartę.
Nie, nie, trójeczka.
A, trójeczka.
Ok, trójeczka.
Tu możemy wchodzić do naszego pokoju.
Już pełno czerwonych guziczków, to ludzie śpią.
Jaka różnica, jaka tu cisza.
Mamy nasz pokój.
Drzwi i karta i światło i nastała jasność.
Mówisz?
Zapiszczało.
To powinno tak się właśnie stać.
No i jesteśmy w naszym pokoju hotelowym.
Tam w pewnym momencie na samym końcu tego nagrania
mogliście usłyszeć, jak umieszczam kartę w takim specjalnym czytniku.
To jest typowe rozwiązanie, dzięki któremu w różnych hotelach
aktywujemy energię elektryczną.
I jak, co niektórzy moi znajomi usłyszeli o tej karcie,
to bardzo prosili, żeby sprawdzić, czy działa włożenie jakiejkolwiek karty plastikowej.
No nie, słuchajcie, nie, tam to nie działało.
Nie jedną sprawdzaliśmy.
Tak jest, więc trzeba było mieć kartę oryginalną.
No i o te karty trzeba było zresztą tak w miarę dbać, ich pilnować,
bo tam potem coś się płaciło za zagubienie takiej karty.
No dobrze, to teraz porozmawiajmy w takim razie o tym,
co nam ten hotel miał do zaoferowania.
Bo tu rzeczywiście było tego całkiem sporo.
I w zasadzie doszliśmy do takiego wniosku,
że gdyby ktoś chciał po prostu wypocząć,
to mógłby się z tego hotelu nie ruszać, prawda?
I nie wydawać pieniędzy.
I nie wydawać pieniędzy, to prawda.
Naprawdę, doszliśmy do takiego wniosku, że jeżeli ktoś komuś nie zależy na zwiedzaniu,
nie bawią go takie rzeczy, a naprawdę chce wypocząć, wyleżeć się, wypływać,
to mu to wystarczy.
Tak.
Jedzenia mnóstwo, atrakcje są, to po co wydawać pieniądze dodatkowo?
Czegoś więcej chcieć tak naprawdę, jak mamy do dyspozycji wodę.
A wodę mieliśmy do dyspozycji zarówno w postaci basenów.
Tych basenów było kilka tak naprawdę.
Był basen z wodą, no po prostu,
i też z taką wodą bieżącą, w formie takiej rzeki.
Więc to były dwa baseny, były zjeżdżalnie.
Za malutkich dzieci, też baseny ze zjeżdżalniami, był głęboki basen na 2,5 metra,
także można było popływać, a można było się po prostu pomoczyć też.
Tak, więc jeżeli ktoś lubił wodę, to na pewno było coś dla niego,
ale było też morze.
I morze troszeczkę nas rozczarowało, prawda?
To znaczy, myśmy byli przygotowani, czytając właśnie te wszystkie komentarze na grupie dotyczącej Turcji,
myśmy wiedzieli, jak się przygotować,
że dobrze by było, oprócz zwykłych klapek takich plażowo-kąpielowych,
wziąć jeszcze buty, które służą do chodzenia po tych plażach kamienistych, po kamieniach.
I w sumie Bogu dzięki, żeśmy posłuchali tych dobrych rad,
bo dzięki temu mogliśmy czuć się swobodnie na tej plaży,
nie stresować się tym, że wbije nam się coś do nogi, w sensie coś, jakiś kamień.
Że się pokaleczymy, bo te już same plaże były dość kamieniste.
Zresztą zaraz zaprezentujemy Wam dźwięk, dzięki któremu będziecie mogli sobie tego posłuchać.
Będziecie mogli posłuchać, jak brzmi ta plaża, jak brzmi morze, jeżeli chodzi o samą plażę jako taką.
Tak, oczywiście Michałowi nie dałam żyć, myśmy po kolacji od razu, przecież Michał chodź, idziemy zobaczyć gdzie to jest,
bo ja już może zobaczyć, idziemy się przywitać z morzem.
Niewątpliwym plusem morza było to, że było do niego blisko.
Tak, było 50 metrów, pod takim tunelem musieliśmy przejść i przed tym tunelem też były fajne takie dwa punkty,
gdzie można było stopy później opłukać z tego piachu, z tych kameków, z tego wszystkiego.
Tak, bardzo fajny pomysł, szkoda, że tego nie ma na przykład nad naszym morzem.
No, przynajmniej nie widzieliśmy, nie spotkaliśmy się.
W każdym bądź razie, jak żeśmy właśnie już wyszli na tą plażę, bo oczywiście prowadziły na plażę,
taka alejka najpierw betonowa, a potem były takie podesty drewniane zrobione i wzdłuż tych podestów,
potem brzegiem morza były oczywiście też leżaki i były różne bary, zarówno z jedzeniem, jak i z piciem, z alkoholem,
ale już ten piasek, my mamy piasek na plaży, a tam był ten piasek, to były takie drobniutkie kamyczki,
taki żwirek, o, dobre słowo, i jak ten żwirek wszedł gdzieś tam, gdzieś między palce czy coś,
to on po prostu robił trochę krzywdę, po prostu odzierał i nie było to przyjemne.
Te buty dały nam tyle właśnie, że po prostu nie czuliśmy tego dyskomfortu,
i powierzchnia tych butów jest tak chropowata, że nawet…
Takie małe kolce one mają na podeszpach.
Dokładnie, że chodząc po tych kamieniach, które były śliskie, no bo nie oszukujmy się, praktycznie cały czas w wodzie,
czuliśmy się na tyle komfortowo i bezpiecznie, że mogliśmy sobie tam hasać po tych kamyczkach.
Zgadza się, najmniej przyjemne, jeżeli chodzi o te buty, to jest ich wkładanie,
bo one są takie…
Na ciasno.
Tak, one są na ciasno, one są od góry też zakryte, więc…
Ktoś, kto ma wysokie podbicie, tak jak ty, to musi się trochę pomęczyć.
O, ja się namęczyłem, ja się uszarpałem przy tych butach, żeby je włożyć.
Ale też potem poszliśmy na sposób, że już ubieraliśmy je, wiedząc, że idziemy nad morze…
Tak, to na samym początku.
Ubyliśmy je po prostu w pokoju i było zupełnie inaczej, ale musieliśmy się jak zawsze zorganizować.
Samo morze…
Cieplutkie.
Cieplutkie, bo nie wiem, czy wiecie, że generalnie Turcji otaczają cztery morza.
Czarne, Marmara, Egejskie i Śródziemne.
My byliśmy nad tym ostatnim.
My właśnie byliśmy nad tym ostatnim, to jest morze najcieplejsze.
Zimą ma 18 stopni, a latem nawet 29.
To wyobraźcie sobie, jakie to jest uczucie.
Jeszcze tak pamiętając, jaka pogoda żegnała nas w Polsce.
A tutaj nie dość, że tak cieplutko, to jeszcze wchodzisz bez stresu do morza.
Nie tak jak u nas w Bałtyku, że najpierw jeden paluszek, potem drugi trochę więcej, trochę więcej.
I tak się człowiek czai pół godziny.
Tam oni mają tak zimą.
Jakby w Bałtyku.
A tu po prostu, no bajka, wchodzisz sobie od razu i od razu masz tą radość.
Jeżeli chodzi o temperaturę wody, bo jeżeli chodzi o powierzchnię, no to niestety trzeba przyznać,
nie zakosztowaliśmy dużo tego morza, dlatego że po prostu kamienie.
Kamienie, bardzo dużo kamieni na tej plaży, już na tym dnie.
Zdarzył się dzień, że te fale były trochę mocniejsze, to niestety trzeba było walczyć z tymi kamieniami.
Tak, ja stwierdziłem w pewnym momencie, że nie, ja miałem ochotę.
Nawet robiliśmy transmisję wtedy, próbowaliśmy pokazać, ale dla bezpieczeństwa Michała i też mojego,
no bo nie czarujmy się, ja też musiałam przy nim być i pokazując to kamerką.
Zresztą też jeszcze i w swoim przypadku to tym bardziej, gdzieś tam kwestie też zdrowotne na swój kręgosłup musiałaś uważać.
Też musiałeś to powiedzieć, boże.
No żeby nie było, że to tylko ja jestem taki poszkodowany.
Chciałam być bohaterką, nie wyszło.
Więc też musiałaś tam ostrożnie po tych kamieniach i ty nawet byłaś ostrożniejsza ode mnie, chciałem zauważyć.
Zwłaszcza tego pierwszego dnia, bo kiedy to morze było spokojne, kiedy nie było fal zbyt wielkich,
no to dla mnie w to mi graj, było rzeczywiście fajnie.
Natomiast ty poddałaś się już dosyć szybko, bo po prostu dla ciebie to już było też niebezpieczne to dno.
No tak, bo nie czarujmy się.
Ja chciałam, to był pierwszy wieczór naszego urlopu i naprawdę chciałam dotrwać w całości do końca tego urlopu.
Oczywiście, że tak.
Oczywiście, że tak.
Mimo, że opieka lekarska w Turcji ponoć jest bardzo dobra, ale nie mieliśmy ochoty tego sprawdzać.
Nie, z tej strony Turcji nie chcieliśmy zwiedzać.
Nie, zdecydowanie nie.
Ponoć niektórym się akurat ta sztuka udała, ale o tym sobie opowiemy też za momencik.
Natomiast, więc jak było spokojnie, nie było jakichś fal, to do tego morza można było wejść i się pomoczyć
i powiem szczerze, tam woda była nawet cieplejsza niż ta w basenach.
Tak, ale też trzeba zaznaczyć, że baseny były bardziej okupowane.
Jednak ta plaża, nie wiem czy przez te kamienie, bo nie wiem, bo przecież na tej plaży też były i te bary
i można było zjeść hamburgera i zapiekanki i frytki i napić się piwa, drinków, coli, pepsi,
wszystkiego co tylko chciałeś, wszystko to było.
Do tego leżaki z parasolami i ze wszystkim, ale tych ludzi na tej plaży było kilkoro, kilkanaście.
Tak, ja się wcale nie dziwię, bo naprawdę to morze pod tym względem tej plaży,
no to było jednak pewnego rodzaju rozczarowanie.
Tak mieliśmy nadzieję patrząc przez pryzmat Bałtyku i tego jakie mamy tutaj plaże,
że po prostu to będzie to samo, ale cieplej.
Że będziemy sobie spacerować, że właśnie mieliśmy taki plan, że te wieczory,
bo ja bardzo lubię morze, ja jestem głupia za morzem, można tak powiedzieć,
ja sobie to tak wyobrażałam, że będziemy sobie z Michasiem chodzić brzegiem morza,
w świetle księżyca za rączkę.
Ale tak to wiesz, tak to było, bo codziennie my nad tym morzem byliśmy.
To nie jest tak, że w ogóle z niego zrezygnowaliśmy, natomiast po prostu nie kąpaliśmy się w nim jakoś.
Ale też wymagało to od nas dużego skupienia, że myśmy musieli się skupiać na tym,
gdzie kładziemy stopę, czy przypadkiem nie wywrócimy się, bo nie czarujmy się,
gdyby ta fala nas wywróciła, to my nie spadamy na miękki piasek.
Nie, zdecydowanie nie i dlatego właśnie…
To już przekonałeś, bo kolanko przeciąłeś.
To jakieś tam otarcie rzeczywiście było.
Teraz to otarcie, a tak?
Natomiast to było tego pierwszego dnia, gdzie ja tego w ogóle nawet nie poczułem,
ale i to nie było jakimś dla mnie większym problemem, natomiast jak już zaczęła ta fala gdzieś tam się pojawiać,
to stwierdziłem, że nie, że to już po prostu jest za bardzo ryzykowne,
a każdy powinien znać granicę swoich możliwości, po co się męczyć.
Po prostu jesteś mądrym chłopczykiem.
A ty mądrą dziewczynką, dlatego tak się dobraliśmy.
A teraz proponuję, żebyśmy się wybrali nad to morze,
żebyście sobie posłuchali kolejnego nagrania, które dla was mamy.
Jak to po plaży sobie chodzimy, trochę szaleścimy różnego rodzaju muszelkami.
No właśnie, myślę, że część osób nie wie, że ty zajmujesz się wykonywaniem różnego rodzaju rękodzieła
i kiedy jesteśmy nad morzem naszym pięknym, bałtyckim,
to lubisz sobie zbierać różnego rodzaju muszelki, kamyczki, patyczki, bo to ci się przyda do twoich prac.
Natomiast tu nie mogliśmy z tego morza nic zabrać, bo moglibyśmy mieć kłopoty na lotnisku po prostu.
Nie wolno zabierać.
Jest zabronione. Wszystko, takie natury żadne, nie można krzaczków, roślinek, muszelek, nawet piasku nie można przewieźć.
Zastanawialiśmy się, a co by się stało, jakby nam się do butów trochę go nasypało,
że aż tak bardzo strzegliby swoich naturalnych skarbów.
No dobrze, to teraz wybierzmy się na plażę.
Uwaga!
Uwaga!
Ten jeden z tych okrzyków to chyba był moment kiedy fala troszeczkę cię podmyła, prawda?
To był moment nieuwagi, dla przez siebie na pewno.
Z pewnością tak. Tak właśnie było.
No dobrze, może fajne, to teraz wypadałoby coś zjeść i myślę, że możemy sobie o tym jedzeniu trochę porozmawiać,
a nawet nieco więcej niż trochę, bo jest tego, przynajmniej w naszym hotelu, było naprawdę, naprawdę dużo.
Dla każdego coś miłego, aczkolwiek dla osoby niewidomej, która byłaby tam sama, ja widzę tu podstawowy problem,
który jednak wydaje mi się, że udałoby się rozwiązać, bo problemem jest oczywiście szwedzki stół.
Tam nie ma typowej restauracji, oczywiście one też są.
Ale jakby nie w naszej ofercie.
Nie w naszej ofercie. Wszystko trzeba sobie po prostu samemu nałożyć, pójść i przynieść sobie do stolika.
Ale widzieliśmy, że któregoś dnia jakieś osoby zdecydowały się na pomoc jakiegoś kelnera, czy jakiegoś innego pracownika.
Można było o coś takiego poprosić. Nie wiem, szczerze mówiąc, czy to za dodatkową opłatą, czy po prostu?
Nie, generalnie teraz przygotowując się do programu, to czytaliśmy jeszcze na temat naszego hotelu,
to właśnie nie we wszystkich hotelach w opisie jest, że hotel jest przystosowany dla osób z niepełnosprawnościami.
Także podejrzewam, że to było jakby, no też trzeba było może zgłosić, że potrzebna jest taka pomoc.
I wtedy pewnie ci państwo po prostu dostali takiego opiekuna, który im donosił jedzenie.
Tak, zresztą to przystosowanie dla osób z niepełnosprawnościami jest przystosowaniem czasem troszkę wybiórczym.
Z pewnością jak słuchaliście drogi do naszego pokoju, to zauważyliście przyciski Brajlowskie.
A co z komunikatami, które piętro?
Tego nie było. Ty nawet miałaś czasem problem, żeby zauważyć, które to jest piętro, bo one były bardzo podobne do siebie.
A poza tym te windy jeszcze jeździły w różny sposób. Na przykład były dwie windy.
Jedna winda była dla personelu, ale powiedzmy sobie szczerze, kto się tym przejmuje, winda to winda.
Do tej mieliśmy w danym momencie…
Miałeś na myśli nas?
Na przykład nas i podejrzewam, że nie tylko nas. Ta winda była też większa, zdaje się.
No bo też nie czarujmy się, to był dosyć duży hotel, może nie ogromny, ale bardzo duży hotel.
Duży, duży, tak.
I niby były, bo ten hotel jakby składał się z dwóch budynków i w tym naszym budynku te windy,
jak gdyby te oficjalne, dostępne dla gości, były dwie.
I nie były to windy, w których mieściłoby się, nie wiem, osiem, dziesięć osób, tylko cztery.
Więc jeżeli chodzi o tą dostępność przy takiej ilości osób korzystających z tego hotelu
i jeszcze pamiętających o tym, że my tak naprawdę byliśmy już pod koniec tego sezonu,
i tych ludzi nie były takie pewnie tabuny jak latem, no to jest małe.
To jest za mało, ta przepustowość po prostu była bardzo mało, więc zdarzało nam się,
nawet bardzo często, korzystać z tej windy, która tak naprawdę była…
Dla personelu.
Windą taką techniczną dla personelu i zdarzyło nam się wjechać gdzieś do jakichś piwnic.
Tak, gdzieś wjechaliśmy, bo wydawało się, że wyjedziemy w to, a nie inne miejsca,
a tu się okazało, że nie.
Że ona chyba nie w lobby, tylko tam niżej się nie zatrzymywała.
Tak, bo w lobby się zatrzymywała.
Także te windy jakby oficjalnie zatrzymywały się troszeczkę inaczej niż ta winda służbowa.
Więc te komunikaty głosowe naprawdę byłyby przydatne.
Przydałyby się.
Ja myślę, że te piętra były bardzo do siebie podobne.
Wiadomo, układ taki sam i pokoje, pokoje, pokoje.
Dopiero jak człowiek poszedł, to czasem się zorientował, że to nie nasze piętro,
to nie ta numeracja.
Można nam się już kiedyś w innym hotelu zdarzyło, a zwłaszcza mnie to właściwie się zdarzyło,
że chciałam się włamać do innego pokoju na innym piętrze.
Tak, ale całe szczęście karta pasuje tylko zawsze do jednych drzwi,
bo to nie jest karta uniwersalna, więc nie ma problemu.
Ale wróćmy do tego jedzenia.
Co tam, co tam było? Właściwie czego tam nie było?
Czego tam nie było?
Przede wszystkim dostępność tego jedzenia, które po prostu już od siódmej rano było śniadanie.
Potem było, i to śniadanie było do dziesiątej.
Potem było późne śniadanie, od dziesiątej do jedenastej.
Potem był obiad, otwarty bufet od dwunastej trzydzieści do czternastej.
Później były deser od piętnastej trzydzieści.
Potem była kolacja, bufet od dziewiętnastej do dwudziestej pierwszej.
Potem były późne przekąski, taka zupa była zawsze gorąca od dwudziestej trzeciej do północy,
a w międzyczasie na terytorium, boże na terytorium, na terenie hotelu co jakiś czas stał jakiś bufet, jakaś mini restauracyjka.
Z jednej myśmy z Michałem dosyć często korzystali, gdzie na naszych oczach robili takie mini pizze.
Jedne z serem, drugie z oliwkami i tam wiecznie była kolejka i ten bufecik był przy basenach.
Więc no wiadomo, woda wyciąga, to po kilkugodzinnym czy tam godzinnym moczeniu się, no jakiś taki głodek mały nas dopada.
Zgadza się i korzystaliśmy też dosyć często dlatego, że ty się zwykle załapałaś na śniadanie,
a mi się jakoś tak trochę przysnęło jeszcze zawsze, więc potem trzeba było coś zjeść i to też nie było dobre.
Czasem to się nawet było lepiej przegłodzić, bo za chwilę był obiad, dokładnie tam po prostu tego jedzenia było naprawdę mnóstwo.
Baranina, ja akurat bardzo lubię, no ty nie.
Ale w ogóle powiem wam, że po pierwszy, drugi dzień to ja już o siódmej rano wstałam i deptałam, już Michał wstawaj, Michał wstawaj.
Myśmy nie przyjechali się tu wyspać, tylko coś zobaczyć, zjeść i ten, no to pierwsze dwa dni dzielnie wstawał.
No ale następne, a jak już raz zobaczył, że ja mogę i sama na to śniadanie.
Że cię tam nic nie zaskoczy.
Tak, że kosmicie mnie nie porwią.
No to już nawet go nie budziłam, tylko po prostu poszłam na to śniadanie, poszłam sobie nad morze, wróciłam i wtedy Michać był powiedzmy, że gotowy.
I wtedy wychodziliśmy sobie na basen, zabieraliśmy sobie ręczniczek i koszulki, bo ważne, do tej jadłodnalni nie można było wejść bez koszulki w takim powiedzmy stroju basenowym.
Musiała być koszulka ubrana.
I wtedy żeśmy albo poszliśmy od razu na obiad, 12.30, albo najpierw właśnie skorzystaliśmy z oferty tych małych takich bufetów, restauracyjek, gdzie tam się właśnie zjadło jakiegoś hamburgera, czy tą pizzę, czy jakieś oczywiście krążki cebulowe.
Ale nie mówiąc o tym, że oczywiście dostępne ciągle warzywa i owoce, bo to jest też bardzo ważne.
Oliwki, przecież najadłeś się oliwy.
Różnych, naprawdę.
I wtedy właśnie decydowaliśmy, czy zjadamy tylko troszeczkę na zabicie głodu i potem idziemy na obiad, czy jednak wystarczy nam to.
Pójdziemy za chwilę na podwieczorek, a dalej się moczymy, bo przecież w pobliżu tych małych bufetów był basen, aquapark, zjeżdżalnie i ta rzeka, którą Michał okupował.
Tak, bo to było naprawdę coś bardzo, ale to bardzo fajnego, bardzo przyjemnie się z tego korzystało, chociaż i to jest w ogóle ciekawa rzecz, nam też rzeka odradzono.
Ale to o tym za moment, bo jeszcze co do tego jedzenia.
Jeżeli chodzi o ofertę, to były takie rzeczy, które były stałe, prawda?
Codziennie pewne rzeczy można było sobie zjeść bez problemu, one były dostępne.
Natomiast niektóre rzeczy, w tym między innymi twoja ulubiona smażona figa.
Pieczona.
Pieczona, która tak bardzo ci zasmakowała. Pierwszego dnia bodajże.
Ją dopadłam.
Dopadliśmy. To była tylko raz, już więcej potem jej nie było, prawda?
Niestety nie, ale fajna była właśnie ta różnorodność, można powiedzieć, że przepych.
To była ogromna sala, bo można było jeść w środku. My staraliśmy się jeść na zewnątrz.
Zdecydowanie fajniej i spokojniej.
Tak, ciszej, przyjemniej, w takich fajnych okolicznościach, tak jakbyśmy byli na randce, bo stolik dwuosobowy przy basenie oświetlonym.
Tak, zaraz właśnie sobie posłuchamy dźwięków z okolic takiego stolika, bo mam tu takie nagranie, kiedy ja sobie akurat czekam, a ty przeglądasz to, co tam jest.
Dokładnie. I więc ja zawsze Michała gdzieś tam ulokowałam. Raz się nam zdarzyło, że Michał, nie wiem, jakimś cudem przyzwolił i przychodzę, ja krzesła nie mam.
No właśnie, bo my się nie dogadaliśmy z osobą, która o to pytała. Ja myślałem, bo my już coś tam zjedliśmy, a ty poszłaś się rozejrzeć, co jest jeszcze.
Za deserem, nie?
Za deserem, za deserem. I podchodzi do mnie ktoś i wydawało mi się, że wskazywał talerze, które już były brudne.
I pyta, can I take it? OK. No to dobrze. Chce nam wymienić na nowe?
Brawo on.
Brawo on, a okazało się, że to chodziło o krzesło.
Tak, ale wracając, generalnie połowa tej sali to było po prostu takie bufety, takie lady chłodnicze obłożone kamieniem i mozolnie z jakimś takim artyzmem poukładane jedzenie.
Można było dostać od tych kolorów faktur i po prostu można było oszaleć. I co tu teraz wziąć?
Jak ja mam temu Michałowi, pierwszy raz próbowałam z nim przejść kawałek i mu tłumaczyć, co to jest na moje oko.
No bo nie czarujmy się tych potraw wszystkich. Raz, że nie sposób przetłumaczyć, a dwa, nawet wzrokowo opisując mu tak naprawdę nie wiedziałam czy ja mu dobrze tłumaczę, że to jest to.
Bo może się okazać, że to mięso, o którym ja mu mówię to wcale nie jest kurczak czy baranina, tak?
Bo może być jeszcze na przykład koza.
No tak.
Może się tak zdarzyć.
I zrezygnowaliśmy z tego, no bo po prostu my byśmy musieli tam spędzić cały ten wieczór na oglądaniu, na mojej dyskusji, tłumaczeniu mu co widzę, co to może być i jak to wygląda, żeby on mógł się zdecydować.
A potem by się okazało, że już ktoś nam pewne rzeczy wziął, bo to ludzi było dużo. Ja wolę się nie zastanawiać, nawet jak to wygląda w takim pełnym sezonie.
My jednego dnia, no musieliśmy bardzo mocno szukać stolika, a przyszliśmy dosłownie jakieś 10 minut po 19.
Tak, tak. I dwa to jest też to, jak przyjdzie, jak żeśmy przyszli tak od razu, to to wszystko było takie efektowne, nieruszone.
Te ryby tak jakoś tak postawione, wygięte, te wszystkie owoce morza, czy te torty nietknięte, bo mimo, że były godziny wyznaczone na desery, to jeszcze przy każdym posiłku były te desery.
Więc taki tort nieruszony, te wszystkie słodkości, te wszystkie desery, to po prostu było bajeczne.
Więc ja co uważałam, czego wcześniej nie było, to nakładałam na talerz Michałowi, zanosiłam jego porcję, jemu picie, potem sobie porcję, sobie picie, bo też minusem było, że nie było tac, tylko trzeba było nakładać na talerz.
No i siłą rzeczy, jakby mnie ktoś obserwował, to by pomyślał, boże, tatu przyjechała się nażreć, nawet nie najeść, bo po prostu cały czas chodziłam z tymi talerzami, no potem jak zjedliśmy kolację, obiad, to szłam jeszcze po deser Michałowi, po kawę.
Więc siłą rzeczy znowu szłam i też miałam dylemat, czy wziąć mu ciasteczka, czy makaronik, czy tort mu kawałek uciąć, czy deser jakiś na gorąco, czy owoce z bitą śmietaną.
Ja tylko chciałem powiedzieć, że jak nie jesteś miłośniczką słodkiego, to jedliśmy desery oboje, żeby zaraz nie było, że wszystko jadłem tylko ja.
No tak, tylko nie czarujmy się, ja nie jestem jakąś wielką zwolenniczką słodkości, a dla mnie wszystko tam było dużo za słodkie.
A mi właśnie spakowało bardzo.
Ja też dużo piekę, ale mam taki zwyczaj, że raczej z przepisów ujmuję cukru, a tam to po prostu wszystko opływało w cukrze, w miodzie, do tego można było sobie wziąć kawał,
kawał, plaster miodu jeszcze.
Jakby za mało było komuś.
Jakby było za mało tego wszystkiego, właśnie nawet ta figa, ona była zapiekana w maśle, no przepyszne.
Drugi deser, który na nas zrobił wrażenie, to było z mleczka kokosowego zapiekany taki pudding w takiej foremce aluminiowej, no to było przepyszne.
Te wszystkie torty, zastanawiające jest to, ile pomysłów na te ciastka, że tam się to nie powtarzało, niektóre owszem, te wszystkie baklawy, ale te wszystkie torty, to dosłownie co przyszliśmy,
to było coś, co nas zaskakuje, czego żeśmy nie widzieli, nie kosztowali, no po prostu wow.
I tak się chodziło i człowiek już, ja jeszcze pierwsze dwa dni, to można powiedzieć, że jadłam to, to z ciekawości, ale ten trzeci, czwarty, piąty dzień,
to Michał, ja żyłam tylko na ryżu i dipami sobie polewałam, bo przepyszne dipy, bo ja już nie byłam w stanie patrzeć na to jedzenie.
A ja na baraninie, ja na baraninie, tam baraniny było dużo, a akurat ja baraninę lubię, wiadomo, że to nie jest mięso, które będzie spakował każdemu, mi smakuje,
ja lubię ten specyficzny smak baraniny, a tam była naprawdę dobrze przyprawiona, bo to też jest kwestia.
No bo były różne gulasze, był kebab, bo było też takie stanowisko grill i te kebaby, tak jak my widzimy, że tam gdzieś ci Turcy z tyłu mają i obkręca się to mięso,
to tam też było na wolnym powietrzu i ten Turek co chwilę przychodził, ciął, do tego były różne sałaty, do tego były oczywiście oliwki, nie oliwki,
wszystkiego tego było na pewno, naprawdę tyle. Powiem wam, że normalnie grzechem było patrzeć na to ile tego jedzenia się marnuje.
Ja powiem szczerze, w pewnym momencie to ja sam siebie nie poznawałem, bo zacząłem stwierdzać, że no nie, no dobra, zjemy tutaj sam konkret, ale już słodkiego to nie.
No, był taki moment.
Tak, tak, ja słodkie bardzo lubię, ale było tyle dobrych rzeczy.
I ciągle coś było do jedzenia, nie? Nie brakowało nam tego jedzenia, więc człowiek nawet nie miał szans zatęsknić, albo żeby ci się nawet czegokolwiek zachciało, bo ty ciągle miałeś pod ręką.
Do tego jak był jeszcze bar owocowy. No powiem dla mnie bajka były te wszystkie owoce. To jest po prostu niesamowite, jak nasze owoce nie smakują.
Jadąc tam melon, bajeczny, arbuz, przepyszny, jedna słodycz, te wszystkie pomarańcze, śliwki, brzoskwinie, to po prostu wszystko było tak inaczej smakowało, tak prawdziwie.
Czasami niektórzy z naszych rodziców mówią, że te owoce, te jabłko to już nie jest takie, jak oni pamiętają za dziecka czy coś, to dosłownie tam się można przekonać, jak te owoce smakują na tym słońcu, jak ten banan zupełnie inaczej smakuje.
To jest po prostu niesamowite.
Ale to jest wszystko nie do przejedzenia. My z ciekawości, wszyscy zresztą, my z ciekawości nakładaliśmy na ten talerz z każdego po troszeczku, po troszeczku, ale i tak zastawało na tym talerzu.
I po prostu ci kalnerzy ich było całe mnóstwo, dyskretnie brali te talerze, przygotowali nowe obrusy jak ktoś odszedł i po prostu mieli takie wielkie wózki i tylko wyrzucali, wyrzucali te resztki.
No naprawdę ludzie na świecie głodują, a tu takie marnotrawstwo, takich dobrobytów.
Co prawda to prawda i rzeczywiście tego jedzenia było naprawdę dużo, ale w ogóle All Inclusive to nie jest też takim typowym sposobem żywienia, że to tak nazwę.
To Turcja przede wszystkim w tym przoduje.
Jest jeszcze kilka państw, gdzie się to spotyka, ale zresztą dostaliśmy taką informację, zostaliśmy uprzedzeni, że potem jak ktoś już pobędzie na tych wakacjach na rwieże tureckiej, no to później cała ta oferta w innych krajach może się wydawać za porównywalną cenę.
Tak, że jest rozczarowująca.
I nieraz, niejednokrotnie zdarzyło nam się siedząc na leżakach przy basenie słyszeć, bo przecież jest mnóstwo ludzi, którzy jeżdżą po świecie i nie na takie wycieczki, nie na takie wyjazdy.
I właśnie kiedyś byliśmy na basenie i pani opowiadała, że pierwszy pobyt jaki miała to w ogóle gdzieś w jakimś ekskluzywnym, nie pamiętam już miejsca, ale w ogóle w jakimś takim wypasionym hotelu miejscu, że powiedziała ona potem żadne wakacje nie.
Po prostu jej się wydawało, że ona w jakąś biedę wyszła, że to jest skandal, że nie ma takich warunków, nie ma tego co tam było.
I podejrzewam, że my wybierając następne wakacje, bo Michał złapał bakcyla i już chce planować następne wakacje, no nie wiem jaką my ofertę wybierzemy, żeby była porównywalna, żeby człowiek nie czuł się rozczarowany.
Tak jest, no to teraz przenieśmy się na moment przed stołówkę, przez te jadłodajnie, gdzie ja sobie czekam, gdzie szumi woda z basenu, no i poczekajmy chwilkę i posłuchajmy.
No właśnie, i to już się, bo jeszcze tego nie było.
To był standard.
To był standard, tak. I dobrze, że ten fragmencik nam się zarejestrował.
Michać.
Wzięłam ci, bo jeszcze tego nie było.
Dobrze. I tak właśnie było. Tak to brzmiało, kiedy sobie siedzieliśmy nad basenem. Być może niektórych przerażał ten hałas. Spokojnie, to naprawdę nie było aż tak.
Nie było to drażniące.
Tak, nie było to drażniące. Ta woda sobie tak pluskała. Pluskała i to rzeczywiście bardzo przyjemnie. Natomiast przeczytam teraz komentarz od Piotra.
Bardzo fajne było pokazywanie opcji stereo, jak byliście nad morzem. Nadmienię, że nie lubię słuchać nagrań przez jakiekolwiek słuchawki, więc iPhone z dwoma głośnikami i tu mi się schowało.
Fajnie udostępnił.
Fajnie udostępnił mi dźwięk przestrzenny.
I bardzo dobrze. Cieszymy się, Piotrze. I mam nadzieję, że teraz, kiedy słuchasz tej audycji i słuchasz tych nagrań rzeczywiście binauralnych, zarejestrowanych za pomocą odpowiednich mikrofonów, to słucha ci się tego przyjemnie.
Jeżeli chodzi o jedzenie, to moglibyśmy na jego temat dużo, ale ileż można jeść, trzeba też trochę…
Niektórzy zgłodnieją.
Dokładnie. Tak jest. Ale zanim jeszcze powiemy sobie o tym, co poza hotelem, to jeszcze może kilka słów na temat tego, co było w hotelu. I wspominałem o tym, że przed jedną z atrakcji nas ostrzegano.
No i tu muszę przejść do drugiego dnia naszego pobytu, kiedy to się pojawiła pani rezydentka, która z biura podróży po prostu miała zajmować się nami. I zapytam cię, czy ty poczułaś się zaopiekowana?
Nie. Ja też nie.
Ja mam wrażenie, że ta pani była po to, żeby robić interesy.
Tak. Żeby jeszcze dodatkowo gdzieś tam sobie, powiedzmy, dorobić.
Żeby ona dorobiła i żeby biura podróży dorobiła.
Tak, tak. To się zgadza, bo jej podstawowym celem, który sobie obrała, była sprzedaż wycieczek. Oczywiście ja, żeby teraz być dobrze zrozumianym.
Ja podejrzewam, że w razie jakiejś sytuacji problemowej uzyskalibyśmy pomoc, bo to też nie jest tak. Z tą panią był kontakt.
Był, bo podała numer telefonu przez WhatsApp, a żeśmy z nią się kontaktowali.
Tak, natomiast ona na przykład powiedziała, że to w sumie nie ma sensu kupować sobie żadnych kart z internetem, bo w zasadzie sieć bezprzewodowa jest w hotelu.
Ale ona strasznie nie była w ogóle na nie.
Tak, tak. Ja to też zauważyłem, że nie ma na przykład sensu tego robić. No okej, wszystko fajnie.
A gdyby była sytuacja taka, że jesteśmy gdzieś poza hotelem i potrzebujemy się z nią skontaktować, no mógłby być kłopot.
Albo na pewno by nas to kosztowało i to wcale nie takie małe pieniądze wziąć pod uwagę.
Co się okazuje, że ludzie, którzy przyszli na to spotkanie, jakby ono miało dotyczyć naszej grupy, ale przyszły osoby z innej grupy i oni opłacali sobie tam te wycieczki u niej wykupione.
I w zasadzie żalili się już na swoją rezydentkę, że nie ma do niej dostępu, że jakby ich lekceważy.
Czyli my chyba nie tak źle trafiliśmy jeszcze.
To jest raz, a dwa, że to chyba oni nie zakładają aż takiej opieki, jaka nam się właśnie by marzyła, wyobrażała, że to tak będzie.
Znaczy to też, że byśmy byli dobrze zrozumiani, nie oczekiwaliśmy nie wiadomo jakich cudów.
Tak, bo nie jesteśmy dziećmi w przedszkolu.
Oczywiście, ale ten pierwszy dzień to fajnie byłoby jednak nie być znanym tylko na siebie. To jest rzecz jedna.
I teraz rzecz kolejna. Właśnie pani rezydentka nas bardzo przestrzegała przed korzystaniem z atrakcji, która to najbardziej nam się właśnie potem koniec końców spodobała i w której spędziliśmy naprawdę dużo czasu.
Jeden z tych basenów, o których wspominaliśmy, tak zwana rzeka, od godziny dziesiątej do dwunastej i od czternastej do osiemnastej, jak dobrze pamiętam, w tej rzece był włączany taki prąd.
Ale nie elektryczny, spokojnie. Wtedy to byśmy z tego nie chcieli na pewno korzystać.
Przyznaj się, jesteś pokopany.
W dwóch miejscach tej rzeki były źródła takiego wiru wodnego.
Mocniejszego. W tych dwóch miejscach był taki naprawdę mocny.
No tam były po prostu te źródła. Ja sobie obejrzałem jak to było zrobione.
Na pewno.
Ja sobie obejrzałem. Z jednego miejsca po prostu woda była zasysana, a z drugiego wyrzucana pod odpowiednim ciśnieniem.
I w ten sposób tworzył się ten prąd.
Tak. I to ci dawało takiego kopa do przodu i powodowało taki wir.
Dokładnie. Tak, tak. I to było naprawdę coś bardzo fajnego.
A pani Klaudia nas przed tym bardzo przestrzegała, bo ktoś tam ponoć dzień wcześniej w tej rzece mało by się nie utopił i obecnie jest w szpitalu.
Na intensywnej.
Ja to powiedziałem. Na intensywnej terapii. Ja nie wiem co to była za intensywna terapia, skoro ten człowiek już chciał z tego szpitala wychodzić.
Na drugi dzień.
Tak, na drugi dzień. No ale ok. Przestrzegała nas przed tym, żeby tam z tego nie korzystać, bo to jest niebezpieczne.
Powiem szczerze i potem przez całą wycieczkę zastanawialiśmy się jak tu sobie można zrobić krzywdę.
Nie tylko my, bo okazuje się, że były osoby, które wybrały ten hotel dla tej atrakcji, a tu wychodzi pani rezydent i mówi nie.
Nie korzystajcie z tego.
Nie.
No właśnie. I słuchajcie wody tam było ile? Pamiętasz? Metr?
Dwadzieścia.
Dwadzieścia. Ten wir, ten prąd nie był mocny.
Oczywiście jak na przykład ktoś chciałby, no nie wiem, iść pod prąd albo coś dziwnego tam robić, jakieś akrobacje.
To było ciężko.
No to było ciężko. Można się było na przykład przewrócić, ale no tam było metr dwadzieścia wody.
Ja mam takie podejrzenie, że no tam nikt poziomu trzeźwości jak ktoś wchodzi do tej wody nie kontroluje w żaden sposób.
A to był akurat, ta atrakcja była wokół baru na wodzie.
Tak, a bar na wodzie no to wiadomo, no były osoby, które tam przesiadywały dosyć mocno i dosyć często, dużo.
Więc ja podejrzewam, że jedno z drugim mogło się łączyć, a w takiej sytuacji no to w najmniejszej ilości wody.
To ktoś tego nie opanował.
Tak, to nawet i w basenie dla dzieci można by sobie zrobić krzywdę, bo przewrócisz się na plecy, głowa pod wodę i to wystarczy, żeby się tej wody opić i żeby zrobić sobie krzywdę.
Więc naprawdę ta rzeka, ktoś by pomyślał sobie żadna w sumie atrakcja, no bo z przeżycia ekstremalnych no to zgodzę się, żadna atrakcja.
Ale bardzo dostępny obiekt, bo bardzo przyjemnie się chodziło w tej wodzie.
Jak ktoś chciał, to mógł pływać.
Ja akurat mi się jakoś nie fajnie tam pływało, bo tam było po prostu za płytko moim zdaniem na pływanie.
Zdecydowanie lepiej pływało mi się w basenie.
No i też wiesz co, no generalnie to nie było szerokie, więc siłą rzeczy, no wiesz, ty nie widząc to, no była to też jakaś przeszkoda trochę ze siebie.
Bo jednak nie byłeś tam sam też.
No to też prawda, ale z drugiej strony trzymając się właśnie ściany, trzymając się tego, co tam się pojawiało, no to bardzo fajnie można było sobie wokół tego chodzić i można było sobie z tej wody korzystać.
Było to naprawdę bardzo fajne, bardzo przyjemne uczucie i jak dochodziło się do tego źródła prądu, no to też można się było tam odpowiednio ustawić i sobie przepłynąć kawałek.
Można było wpadać niby przypadkiem na panie.
No na kogo tam się przypadkiem wpadło, no to ja już za to nie odpowiadam.
Generalnie była to ulubiona atrakcja Michała, zdarzyło się, chciałam mu zrobić zdjęcia, mówię wyjdę sobie na ląd, zrobię mu zdjęcia.
No zrobiłam zdjęcia, mówię to lecę zanieść telefon na nasz leżak, bo trzeba powiedzieć, że naprawdę nie zginęło nic.
Można było zostawić na leżaku, ja nie mówię, że telefon na wierzchu, ale zostawiliśmy pod ręcznikiem, nie zginęło.
I odnoszę ten aparat, wracam, no nie ma Michała.
No ja już prawie zawał miałam, gdzie on znowu jest?
I mówię, zrobię jedno kółeczko, złapię go, drugie kółeczko, mówię no gdzie, może gdzieś tam usiadł, masaż sobie ten zafundował, bicze czy coś tam, no nie ma.
Musiałam wejść na mostek i na tym mostku stałam i po prostu czyhałam na niego, żeby dojść, żeby go znaleźć i wtedy uff, znalazłam.
Ach, to nie było fajne uczucie.
Tak, bo jeszcze warto dodać, że tak, były bicze wodne, można było sobie z tego skorzystać.
Co prawda te bicze wodne, one tak raz działały, raz nie działały, a jeżeli coś działało, to nie zawsze wszystko.
Bo tam było kilka tych źródeł.
I oblegane było bardzo.
Tak, ale tam było kilka źródeł. Były niżej i wyżej i na przykład nie wszędzie działały te na plecy.
No to wiesz co, akurat ty szukałeś tych na plecy, dla mnie na plecy były za mocne i były złe.
No dla ciebie właśnie tak, dla ciebie były za mocne i tobie się to nie podobało i być może właśnie dlatego tak ktoś to zrobił, że nie wszędzie wszystkie działały.
Może tak.
Tylko po prostu.
Jakaś mądra głowa.
Tak, ktoś to sobie tak przemyślał. Piotr do nas napisał, bardzo fajnie, że pokazujecie tło dźwiękowe, ale trochę mi brakuje waszych komentarzy na pierwszym planie.
Ja akurat piję piwo i tu marka piwa, nie będziemy reklamować i czuję się jak w barze nad morzem.
No to Piotrze smacznego w takim razie, życzymy i miłych wrażeń.
No cóż, nie ma naszych komentarzy, nasze komentarze były na Facebooku, bo robiliśmy troszeczkę transmisji z mojego profilu, one są dostępne publicznie.
Skupiliśmy się bardziej na dźwięku.
Tak i tam skupiliśmy się na opowiadaniu tego, co się dzieje, więc uznaliśmy, że nie będziemy już tego wplatać w te audycje, bo kto sobie chciał, to mógł sobie to obejrzeć.
Można wrócić do nich.
Tak, można do tego wrócić, te transmisje, które ja robiłem, one są dostępne publicznie, więc spokojnie możecie sobie odszukać mnie na Facebooku i sobie tam to obejrzeć.
A komentarzy tam jest całe mnóstwo.
Komentarzy jest tam całe mnóstwo, bo tam nie nagrywaliśmy tego binauralnie, przede wszystkim to ty nagrywałaś te transmisje, bo tam skupialiśmy się z jednej strony na opowiadaniu, co się dzieje, jak wygląda, jakie są nasze wrażenia,
ale też nie oszukujmy się, nasi znajomi to są też osoby widzące i im też chcieliśmy różne rzeczy pokazać, żeby ewentualnie zachęcić do tego, żeby może kiedyś się wybrali,
pokazać coś nowego, coś co nam sprawia radość i z nadzieją, że również im taka pocztówka z wakacji radość sprawi.
Więc tam skupiliśmy się bardziej na obrazie, ale no właśnie dużo jest naszych komentarzy słownych na Facebooku, dlatego, że niewiele jest rzeczy, które mnie tak irytuje, jak transmisje na Facebooku,
które co niektórzy robią, a te transmisje wyglądają w ten sposób, że ktoś włączy nadawanie, że tak to ujmę i nie mówi nic i słychać tylko jakieś tło z ulicy, ewentualnie jakieś przypadkowe dźwięki.
Ja tak naprawdę nic z tego nie mam, nie wiem co tam się dzieje, brak jakiegokolwiek komentarza słownego.
Dokładnie, a ty też już się nauczyłaś, żeby opowiadać.
Oj, uczę się dopiero.
Tak i wychodzi ci to bardzo dobrze, ja swoje dodaję i staramy się o to, żeby taka transmisja, jeżeli robimy skądś transmisję, jeżeli coś pokazujemy, to żeby była dostępna przynajmniej dla osób, które i widzą i nie widzą.
Jest to motywujące, że dostajemy sygnały, że to się podoba, że co niektórzy się dopominają, że chcą więcej.
Mnie bardzo zaskoczyło, że właśnie z moich znajomych osoby widzące bardzo jakby zachwalają i doceniają to, co robiliśmy przez ten okres pobytu.
Ja mam nadzieję, że te osoby, które zachwalają coś takiego, to że też się przełamią, bo ja zdaję sobie sprawę, że dla mnie mówienie gdzieś tam publiczne nie jest problemem, ale dla kogoś może być.
Więc ja mam nadzieję, że wiele osób się gdzieś tam przełamie i też zacznie, jeżeli będzie robić transmisję, to zacznie opowiadać o tym, co tam jest,
albo przynajmniej wplecie w niej jakiś komentarz, który będzie po prostu użyteczny i będzie można sobie posłuchać jakichś dodatkowych wrażeń.
Bo to wiadomo, nie każdy jest w stanie się tak przełamać, bo ja mam wrażenie, że to przede wszystkim o to w tym chodzi.
Na pewno, ja jestem tego przykładem, ale też w związku z tym, że były różne komentarze pod naszymi filmikami,
a jest jakaś taka dziwna tendencja, że bardzo dużo ludzi korzysta z tej opcji obrazkowej.
Też napisałam post na moim Facebooku, że bardzo mam prośbę dla tych, którzy nie wiedzą jeszcze, że Michał jest osobą niewidzącą,
żeby właśnie korzystali z opcji komentarza, a nie właśnie tych obrazków, bo to jest po prostu niewidoczne dla Michała.
Tak, bo te gify tak zwane nie dają zbyt wielkiej informacji. Ja mniej więcej wiem, co jest na tym obrazku, ale co mi po tym?
Ja wolałbym, jeżeli ktoś już wstawia jakiś komentarz, to dowiedzieć się o tym, co ktoś ma do powiedzenia, a nie że wstawia jakiś obrazeczek.
Każdy to jakoś odbiera i może przecież napisać, tak jak to odczuł, jak to odebrał. Odnieś się trochę do tego.
Ja wiem, że to trzeba poświęcić może minutę, dwie. Łatwiej jest dać obrazek, ale nic to nie daje tak naprawdę.
Tak jest. Zaraz wyjdziemy z tego hotelu, bo my nie zdecydowaliśmy się na to, żeby cały czas w hotelu pozostać.
Stwierdziliśmy, że będziemy sobie jednak trochę chodzić. Chcemy czegoś więcej.
Tak, chcemy czegoś więcej, ale zanim z tego hotelu wyjdziemy, zanim opuścimy nasz hotel, to jeszcze jedna taka ciekawa rzecz,
której mieliśmy okazję doświadczyć tak naprawdę pierwszego dnia pobytu takiego pełnego w tym hotelu,
bo słuchajcie, właściciel chyba, albo ktoś, ja słyszałem, że właściciel, ale być może to było… Plotkami w Turcji się zajmowałeś.
No widzisz, tak akurat wyszło, ale w każdym razie ktoś zrobił tam wesele. Byliśmy, to za duże słowo może,
ale mieliśmy okazję obserwować, jak wygląda tureckie wesele. No i okazuje się, że… Wypasione.
Tak, wypasione, chociaż no właśnie z tym wypasem to powiem ci, że to tak nie do końca, bo w porównaniu do tego,
co u nas uznaje się za wypasione tureckie wesele, to mogłoby się wydawać, że tamto jest naprawdę jeszcze jakoś lepiej,
a Turcy akurat nie przykładają do tego aż tak wielkiej wagi. To wesele nie jest wcale imprezą długą.
Od 23 tam się już wszystko skończyło. Było po wszystkim. Tak. Ponoć to dlatego, tak się o tym mówi, że tureckie…
To tak naprawdę chyba z 3 godziny trwało. No, coś koło tego. Bo już było ciemno, jak się zaczęło.
Tak jest. Mówi się o tym, że to chodzi o to, że po prostu para młoda się nie może doczekać nocy poślubnej i dlatego te wesele kończy się tak szybko.
Coś w tym może faktycznie być. Wesele rzeczywiście mieliśmy okazję obserwować. Po prostu jak to wyglądało? Może opowiedz kilka słów.
Nie wiem, czy ktoś z was jest miłośnikiem seriali tureckich. Są osoby, które oglądają, które gdzieś tam podniecają się tym.
I coś z tym naprawdę jest tego takiego przepychu i wrażenia luksusu. Ja już Michałowi rano powiedziałem.
Michał, te schody w tym hotele były takie, jak takie hollywoodzkie schody rozszerzające się.
No to akurat nie było fajne, bo te dwa stopnie na dole to była zawsze taka drobna pułapka.
Dla ciebie. Ale generalnie pytasz mnie o moje wrażenia i jak to wyglądało. Więc jakby z tego głównego holu schodziło się w dół i te schody były takie hollywoodzkie, rozszerzone.
Poręcze były przeźroczyste, takie kryształy i te schody były całe podświetlane, więc miało się wrażenie, jakby po tych schodach się nie schodziło, tylko spływało taką kaskadą.
I te poręcze zaczęli ozdabiać roślinnością i kwiatami. Ja mówię Michałowi, tu chyba będzie jakaś impreza, jakieś będzie wesele.
No oczywiście to był dzień, którym akurat nigdzie nie wychodziliśmy, więc mogliśmy to obserwować, no bo wiadomo, szliśmy do pokoju, wracaliśmy, tu obiad, tu basen, tu coś tam.
Także widzieliśmy te etapy, jak to postępowało, ta cała dekoracja. Potem widzieliśmy, że na powietrzu, na tym takim kawałku, gdzie jest zieleń, zaczęły pojawiać się okrągłe stoliki.
Nie jeden, nie sześć, nie dwanaście, tylko naliczyliśmy ich trzydzieści sześć chyba, czy dziewięć, gdzie były ustawione, po osiem krzeseł było poustawianych.
Także trochę tego było. Zaczęli pięknie dekorować, białe obrusy, żywa roślinność, świece, nagle pojawiła się scena reflektory.
No po prostu to tak rosło w oczach, ci ludzie tam biegali jak mróweczki, no i co się okazało, że wesele wieczorem było całą gębą.
Kreacje to dosłownie tak jak w tych tureckich serialach na bogato, po prostu przepiękne kobiety zadbane w pięknych kreacjach, był rozłożony czerwony dywan.
Nad tym dywanem takie łuki kwieciste zrobione. No powiem, efekt wow.
No to rzeczywiście brzmi to imponująco. W Polsce raczej czegoś takiego się nie widzi.
Pytanie, czy widzi się też na co dzień w Turcji? Mam wrażenie, że chyba nie każdego na to stać.
No to wiesz co, tak jak i u nas, u nas też przecież organizują wesela w pięknych hotelach, czy w jakichś takich miejscowościach, które specjalizują się właśnie w takich weselach na powietrzu.
Zacznijmy chadzać, będziemy mieć to zdanie.
No to nas ktoś musi najpierw zaprosić. Jesteśmy otwarci jak najbardziej na zaproszenia.
No to teraz w takim razie zróbmy sobie małą wycieczkę na tureckie wesele, drobna próbka muzyczna, jak też tam się bawili.
Uwaga!
Uwaga!
Uwaga!
Uwaga!
Uwaga!
Uwaga!
I tak właśnie wyglądało to tureckie wesele.
Na takich dźwiękach, przy takich dźwiękach wszyscy się bawili.
Ty nawet we własnym fotelu teraz się bawili.
Tak, ja tu sobie podrygiwałem, bo rzeczywiście muzyka bardzo skoczna i to chyba jest domeną każdego wesela, że po prostu wszyscy się bawią i nieważne jaki to kraj,
ale muzyka rzeczywiście wtedy jest rytmiczna, taneczna i przyjemna, żeby przy niej sobie po prostu poskakać.
Bawili się goście weselni, ale też i co niektórzy goście hotelowi, jak na przykład my też sobie tam podchodzili, prawda?
Oczywiście, gospodarze zupełnie nie mieli nic przeciwko temu.
Mieli świadomość tego, że to jest na terytorium hotelu, więc na pewno brali pod uwagę to, że będą mieli trochę gapiów.
A ludzie no podchodzili, może nie tak na bezczelnego, żeby do samych tych stolików, ale generalnie pani, która śpiewała w tym zespole
sprawiała wrażenie tak sympatycznej, otwartej osoby, że nie tylko kierowała się do osób, do tych gości, którzy tam się bawili, na tej scenie tańczyli,
obracała się też do nas, machała, kiwała, uśmiechała się, no naprawdę widać było, że żyje tym, że się fantastycznie bawi,
ci ludzie też się bawili, a nie czarujmy się, tureckie pieśni, piosenki, one trwają 6-10 minut, po prostu nie mają końca.
Ja mam wrażenie, że każda taka piosenka to jest w rzeczywistości wiązanka składająca się z iluś utworów.
Generalnie jak poprosisz kogoś do tańca, który kto nie bardzo lubi tańczyć, to po prostu jest dla niego katorga.
A oni tam właśnie tańczyli w parach? Jak to wyglądało?
To znaczy częściej tańczyło w parach, większość tańczyło, oni jakby tak obejmowali tańcem młodą parę, potem był taki moment fajny,
że właśnie oni zawieszali na pannę młodą jakieś koperty, nie wiem czy to była biżuteria czy coś, w każdym razie oni tam mają chyba w tradycji,
że obdarowują tą panią młodą, więc tak to było w pewnym momencie, że oni ją tak jakby otoczyli na ciasno,
ale bardzo dużo, że para młoda bardzo zachęcała, brała tych gości do siebie, żeby się pobawili.
Co warto wspomnieć, że pani młoda była ubrana tak po europejsku, poświatowo, nie miała jakichś tradycyjnych ubrań tureckich,
niektóre z gościń miały, były ubrane, miały włosy zasłonięte, ale też wszystko piękne, haftowane, no naprawdę bardzo, bardzo ładne,
ale wszyscy się bawili, z tym, że tak jak powiedzieliśmy, było to dostępne dla wszystkich, im to nie przeszkadzało, pobawili się,
myśmy w pewnym momencie już też poszli do pokoju.
Zastanawialiśmy się jak my będziemy spać.
Jak my będziemy spać w tym hałasie, w tym wszystkim, tym bardziej, że naprawdę też pod wrażeniem byliśmy, jeżeli chodzi o tą ekipę,
która towarzyszyła tej piosenkarsce, bo przecież tam było kilka gitar.
To był cały zespół, to nie był jeden keyboard i ewentualnie ktoś śpiewający, jak często ma miejsce na weselach.
To był cały zespół i naprawdę zespół nie był mały.
Nie był mały i tych bębnów było tyle i tych gitar różnych było i ona tak tym głosem, no naprawdę robiło to wrażenie,
że człowiek nie że stał i się gapił, tylko po prostu go nosiło, po prostu całym sobą chodził,
a w końcu zdecydowaliśmy się, że już idziemy do pokoju.
To się okazało, że po 23 jak żeśmy się wychylili przez nasz balkon, to tam w zasadzie przy stolikach już nikt nie siedział,
pary młodej nie było, w zasadzie było koniec akcji i godzina 24 z groszami już pojawiła się ekipa,
która to wszystko rozbierała, sprzątała.
Rano wstaliśmy, nie było śladu.
No więc jak widać wszystko zadziałało bardzo sprawnie, w ogóle ja sobie od razu poczytałem trochę o różnego rodzaju tureckich weselnych zwyczajach,
bo byłem ciekaw jak bardzo tego typu imprezy się różnią od…
Tej nocy poślubnej.
Myślę, że noc poślubna to raczej wszędzie wygląda podobnie, natomiast to co dzieje się przed nocą poślubną to może się różnić
i na przykład kwestia oczepin, wyobraźcie sobie. Jak u nas to zazwyczaj rzuca panna młoda velon, pan muszkę?
No tak, też rzuca.
No powiedzmy, no.
Albo i nie rzuca. No to tam wygląda to w ten sposób, że na butach panny młodej wypisuje się imiona wszystkich panien danym weselu biorących udział
i to imię, które nie zostanie starte w trakcie tańca, no to właścicielka tego imienia ma szansę w najbliższym czasie wyjść za mąż.
Także no i różnych innych tradycji związanych z tureckimi weselem.
Z alotami w ogóle.
Tak i z alotami jest naprawdę sporo. Jeżeli kogoś to interesuje to sobie to podczytajcie, no bo to naprawdę jest dosyć ciekawa kwestia,
jak chociażby w trakcie oświadczeń tak kawa po turecku zrobiona z czegokolwiek bądź i im gorsza tym lepiej.
Test dla pana młodej przyszłego pana młodego.
Tak, dokładnie. Więc to są takie ciekawe rzeczy. To nas czekało w hotelu, no to teraz wychodzimy z hotelu, no i trochę inny świat, prawda?
Dokładnie. Tym bardziej, że wtedy właśnie podczas tego naszego pierwszego wyjścia uświadomiliśmy sobie, że my jesteśmy w zasadzie na wsi.
Myśmy to widzieli z okna, z balkonu w zasadzie, bo obracając się jakby w drugą stronę, nie na morze, tylko w tą drugą stronę widzieliśmy, że to są tereny rolnicze.
Generalnie Turcja, tam gdzie my byliśmy, gdzie już wylądowaliśmy, to są tereny rolnicze.
Tam jest całe mnóstwo szklarni, tuneli, gdzie rosną, są otaczane opieką wszystkie plantacje, bananów, granatów, pomarańczy, pomidorów.
Po prostu jest szklarnia na szklarni, szklarnią pogania.
I to żeśmy już widzieli z balkonu, widzieliśmy jak ci ludzie tam pracują, widzieliśmy jak wieczorami się dopiero schodzą, odpoczywają na tarasach zarośniętych bujną roślinnością,
no bo nie czarujmy się tam do późnego wieczora, jest bardzo ciepło.
Bardzo ciepło. Słuchajcie, my byliśmy tak jak już kilkukrotnie wspominaliśmy na przełomie września i października, a tam temperatury w dzień oscylowały w okolicach 30 stopni.
33, 36 się zdarzyło raz.
Więc było naprawdę gorąco.
I ta wilgotność.
Tak, to też robiła swoje, więc naprawdę było ciepło, wieczorową porą było tak akurat.
Już teraz ponoć jest nadal w dzień dosyć gorąco, no te temperatury tam o kilka kresek spadły, natomiast wieczorem jest ponoć chłodniej i to już tak zauważalnie chłodnie.
I tego deszczu jest więcej, zaczyna pojawiać się deszcz, tego nie zaznaliśmy, Turcja za nami płakała.
Tak, chyba znak, że trzeba tam wrócić, jak tak płaczę.
Dokładnie, ale decydując się właśnie na to, żeby trochę wyjść z tego hotelu zobaczyć, no to tak mówimy po tej 15, 16 to już sobie pójdziemy,
pójdziemy sobie tam, gdy była droga, widzieliśmy, że tam miejscowi chodzili od czasu do czasu.
To był błąd.
Tak, to był błąd, bo słuchajcie, wychodzimy i dostajemy w twarz po prostu skwarem, upałem i jeszcze w dodatku warto sobie zdać sprawę z tego,
że te tureckie drogi, one nie mają żadnych chodników, przynajmniej w tym miejscu, bo oczywiście w mieście wygląda to zupełnie inaczej.
Powiedzmy, no te peryferie, no jak w każdym mieście to to centrum jest zawsze piękne, wystarczy, że trochę jest tych peryferii i jest zupełnie inna bajka, inny świat.
Zgadza się i my tego innego świata doświadczyliśmy, no bo tak, idziemy sobie drogą, idziemy sobie nawet tym poboczem.
Upał 100 stopni.
Upał bardzo duży. Co chwilę jedzie jakiś samochód. Może powiedz trochę o kulturze drogowej Turków.
Generalnie idą sobie dróżką. Idziemy sobie dróżką, która powiedzmy ma robić zachodnik.
Takie pobocze, tak?
Takie pobocze, krzywe, takie wertepy, jak ja to Michałowi zawsze mówię, jak wkraczamy w jakieś takie krzywizny, to mówię Michał, uwaga, wertepy.
No to on już jest gotowy i wie, że ma iść łagodniej. No to idziemy sobie po takich wertepach.
Jest ciepło, więc ten kurz się unosi. Michał ma oczywiście ubraną czapkę, ja oczywiście pani w kapeluszu, żeby ochronić się przed słońcem.
Właśnie a propos jeszcze tego słońca, to krem z filtrem to jest obowiązkowy w Turcji.
Tak, a mimo tego i tak ja się fajnie łuszczyłem.
Ty się łuszczyłeś, bo jednak mniej wychodzisz na te słońce, a ja trochę więcej, to moja skóra tego aż tak bardzo nie przeżyła, w cudzysłowie.
Ja się opaliłam, nie powiem, ale nie łuszczyłam się, nie bolało mnie nic.
Ty już w pewnym momencie wchodziłeś do basenu w koszulce, bo już twoje ramiona były po prostu spieczone.
Zgadza się i co niektórzy też wchodzili, co niektóre chyba nawet bardziej, panie, ale to bardziej ze względów religijnych niż z jakichkolwiek innych.
Zdarzyło nam się spotkać kilka Turczynek, które były też z mężami jako goście hotelowi, korzystali z basenów dosłownie ubrane od głowy po stopy.
Po prostu tylko było widoczne stopy i twarze i dłonie, ich strój kąpielowy po prostu zasłaniał całe ciało.
Zazwyczaj była to jakby taki kaptur na głowie, który robił ala Zahuste, do tego była góra, taka sukienka, zazwyczaj było to w kolorze czarnym
i do tego spodnie, które też były z takiego materiału śliskiego, opływowego, ale też były do samych stóp, oczywiście też czarne, coś na zasadzie leggingsów.
Więc Turczynki, nie wszystkie, oczywiście te bardziej religijne, bo nie możemy wkładać wszystkich do jednego worka,
ale zdarzyło nam się właśnie zobaczyć kilka takich kobiet, które były ubrane w basenie o stu bloków.
Tak jest. Pozostając poza hotelem, idąc sobie dróżką i co na tej dróżce, na tej drodze się dzieje?
Ach, no po prostu wariaci. Ale to już mieliśmy okazję dostrzec, jadąc do hotelu, słynna stłuczka.
Oczywiście. Generalnie ja nie jestem kierowcą, nie mam prawa jazdy, ale w pewnym momencie zauważyłam i mówię, Michał, tu nie ma w ogóle znaków.
Przecież my jak jedziemy, to czasami kierowca może dostać szału, bo jest znak na znaku, po prostu nie nadążasz przeanalizować jednego znaku, co masz zrobić,
bo już masz następny, który wyklucza to, co poprzedni pokazywał, a tam nie ma nic.
Potem jakieś znaki się pojawiły, to dla nas było zdziwienie dość duże.
Czasami zdarzyło się, że był przejazd kolejowy, to to oznaczenie było i był znak stop.
Ale generalnie, żeby było ograniczenie prędkości, jakiś zakaz, nakaz, nie, tego nie było.
I to było automatycznie widać też na drogach. Po prostu tam trzeba czuć się dobrym kierowcą.
Po prostu się jedzie na wariata, wymija, głośno, muzyka.
Klaksony.
Klaksony, to oni tak się porozumiewają tymi klaksonami i teraz tak, co rondo, co jakie skrzyżowanie, to stłuczka.
To stłuczka i nagle widać, nie wiem czemu, stoi tylko po stłuczce jeden samochód, dwunastu chłopów, którzy machają rękami, nogami na siebie, coś sobie tłumacząc i wyjaśniając sobie sprawę.
Ja podejrzewam, że po prostu ten, kto padł ofiarą tej stłuczki, zawołał jakichś braci, wujków, kolegów, żeby sytuację wyjaśnić.
To jest po prostu i tak na każdym skrzyżowaniu i my idąc sobie tą naszą ścieżką przy tej drodze, jedziemy i słyszymy tylko.
Tu turecka muzyka, jakieś dudnienie, tu klakson skuterów, bo Turcy pokochali skutery, motorów, wszelkiej maści.
Po prostu jadą na wariata z gór, zjeżdżają samochody, które na pakach mają iluś tam robotników, każdy z nich coś gada, coś tam tłumaczy, jeden jakąś muzykę puszcza.
No po prostu idąc drogą nie ma czegoś takiego, że tylko auto ci przyjeżdża, bzz bzz bzz, tylko z każdej strony masz jeszcze dodatkową atrakcję, tu przyjeżdża rower, tu przyjeżdża motor, tu na tym motorze dwie osoby, jedna do drugiej coś tam krzyczy.
Jezry, cyrk, no po prostu cyrk.
Jedyną taką miłą atrakcją, która była podczas tej drogi były drzewa granatu, pomarańczy, cytryny, limonki, coś co nas zachwycało.
Bo to dla nas po takich poboczach to są jakieś takie krzaczory, czasami się zdarzy, że jakiś stary sad zapomniany, pojedyncze drzewo, nie wiem, jabłoń czy tam jakaś gruszka, śliwka, a tu idziesz i nagle takie dla ciebie to jest dziwne, bo już do widoku palm, które nas od początku gdzieś tam zachwycały, przynajmniej mnie, bo ja zawsze muszę parę razy zrobić och, ach, ech.
No i ja sobie palmę też pooglądałem.
Dokładnie.
A nagle idziesz i tu widzisz, boże, granat ci wisi, nie?
Jezu, tu w sklepie taki pooglądasz, jest ci niby znany owoc, ale tak, że tak se rośnie i zaraz podczas naszej, pod naszymi relacjami były pytania, a to można sobie tak było dotknąć, a to po prostu tak leżało, a można było wziąć i skosztować.
Właśnie i czy można było wziąć, no i my rzeczywiście sobie wzięliśmy drzewka, czekaj, co my wzięliśmy? Mandarynkę. Mandarynkę, tak. Bardzo dobre.
Potem jak się okazało, no co, stwierdziliśmy, że no jak już żeśmy wyszli, no jakoś się przemęczymy, no pójdziemy ten kawałek, zobaczymy, bo tam dalej były jakieś, jakieś, jakieś domy, do tego tam z balkonu widzieliśmy, że są jakieś bazary i autlety, bo to takie, takie popularne w Turcji, no to mówimy, idziemy.
Oczywiście gdzieś tam sobie skręciliśmy specjalnie, żeby nie iść tylko tą ścieżką, no to generalnie, no tak jak u nas, domki jednorodzinne, place zabaw, tylko tyle, że, że wokół place zabaw nie, nie rosną jakieś tuje, jakiś żywopłot, tylko palmy, palmy okraszone wiszącymi daktylami, owocami daktyli, które po prostu wisiały tak jakby jak winogrona, które, coś na takiej zasadzie, żeby wam to obrazowo pokazać,
po prostu jakby takie twardsze kulki winogron wisiały, takie żółciutkie, taki słoneczny kolor i idziemy dalej, następny jakiś taki mini park jest i, i rosną drzewka, cytryny, limonki, mandarynki po prostu spadają na chodnik i ludzie je zdeptują tak jak u nas, nie wiem, jakieś rajskie jabłuszka czy coś takiego.
Bo dla nich jest to codziennością, a my się zastanawiamy jak to tak, to, to rośnie sobie na drzewach tak po prostu, przecież za to u nas w sklepach to się płaci nie mało.
No dokładnie, tam też się płaci, ale generalnie rośnie to, jest to na tyle, no nie wiem czy można użyć słowa, pospolite.
Tak, no dla nich tak. Że ten, potem idziemy i też już żeśmy tak trochę myśleliśmy, że się chyba zgubiliśmy, to mówimy, ach to tak idziemy, tu tak coś mi się wydawało, że coś jakiś punkt orientacyjny, znajomy, mówię Michał idziemy tędy, patrzymy, na płocie wiszą takie mini arbuzy, no to też mówię, chodź Michał, pomacaj sobie.
Fajne, spotkaliśmy drzewo jakby, takie drzewo iglaste, jakby jakaś jodła, ale po prostu jej igły to były chyba 15 albo 20 centymetrów.
I jak wisiały te, które opadły, to po prostu to wyglądało jakby ktoś słomą pod tym drzewem wysypał, no wiecie co to są pierdołki takie, to są rzeczy może dla kogoś takie mało istotne.
Na mnie takie rzeczy robią wrażenie, jak ja coś widzę pierwszy raz i jest to inne, jest to dla mnie nowe, no to wyobraźcie sobie jak ja się tak zachwycałam wszystkim i wszędzie ciągłanęłam tego Michała, a chodź zobacz tu, a chodź jeszcze zobacz tu.
Ale bardzo dobrze, ja się z tego cieszę, bo przynajmniej miałem okazję różne rzeczy sobie pooglądać, no których faktycznie wcześniej nie widziałem, bo te drzewa też nie były takie typowe.
No już same pień, na przykład palmy, te palmy też różne zachwyciły się, te wielkie takie wachlarzowe.
No naprawdę, to były takie wielkie liście, olbrzymie te liście były.
Takiego kształtu wachlarza.
Wachlarza, tak składające się z takich pomniejszych jakby listków, ale w takich skupiskach rosnących.
Tak, jakby takie listwy długie, nie? Ułożony wachlarz, no i sam ten pień, który był, do tego właśnie jedno żeśmy trafili, że te daktyle były nisko, to też sobie pooglądałeś te daktylki.
Jak one wyglądają tak na drzewie.
Właśnie też już na terenie naszego kurortu też właśnie były przecież całe mnóstwo drzewek, oliwek drobniutkich, właśnie limonka, cytryna, przecież cytryna tak pachniała, pamiętasz tą pękniętą?
Tak.
One aż pękały na krzaczku, na tym drzewku.
I faktycznie jest kwaśna.
No, dosłownie i tak samo było z granatem pierwszy zobaczyliśmy na terenie właśnie naszego kurortu, no naprawdę to są rzeczy, które jak człowiek tak tylko je zna ze sklepu.
Gdzieś tam, ale wiesz, zna ze sklepu albo w książce czyta, że gdzieś indziej rosną sobie, no, a jak ma okazję w końcu tego dotknąć, że to faktycznie tutaj rośnie, to faktycznie tutaj jest.
Ja pamiętam, że na przykład w dzieciństwie próbowałem wyhodować krzaczek mandarynki, a teraz miałem okazję sobie zobaczyć, jak ten krzaczek wygląda, kiedy jemu się udało wyrosnąć, bo mu się tam kiedyś niestety pod wpływem własnego ciężaru chyba złamał i się hodowla skończyła.
Natomiast, no, tu zobaczyłem, że faktycznie te listki takie same i to rośnie.
Drzewo figi, jakie jest duże drzewo figi, jaki mały owoc.
To też właśnie te drzewo figowca też jest bardzo często spotykane właśnie, no, cały ciąg właśnie jak żeśmy szli tą drogą, tymi powiedzmy dalej vertepami, to po prostu cały czas były te tunele i cały czas były te, można powiedzieć, plantacje tych wszystkich owoców.
No, po prostu widać, że oni się z tego utrzymują, no, wiadomo, że bardzo dużo idzie w świat tych owoców, ale no niesamowity ten widok tego wszystkiego.
No, ale pochodziliśmy sobie trochę, pochodziliśmy, stwierdziliśmy, nie, idziemy się trochę pomoczyć.
Tak, bo zdecydowanie już poza hotelem nie wyglądało to tak atrakcyjnie, natomiast spokojnie, to nie było nasze ostatnie podejście do wyjścia na zewnątrz.
Nie, nie, nie, spokojnie. I teraz właśnie przechodzimy do tego, co jeszcze można było zobaczyć, co jeszcze można było zwiedzić i czym się zająć podczas tego naszego pobytu w Turcji.
No oczywiście każde biuro podróży ma coś takiego, to się ładnie nazywa wycieczki fakultatywne.
No i my oczywiście od naszej pani rezydentki dostaliśmy różnego rodzaju propozycje tych wycieczek.
Bo my byliśmy nastawieni na to, że my chcemy coś zobaczyć.
Tak, że nie chcemy tylko siedzieć w hotelu, chcemy też coś ciekawego zwiedzić, obejrzeć, no ale żeby było to też w miarę możliwości dostępne dla nas obojga.
Ciebie ucieszy widok znacznie większej ilości rzeczy niż mnie, no bo ja nie wszystkiego będę mógł najzwyczajniej w świecie dotknąć, czy w jakikolwiek inny sposób te rzeczy odebrać.
No więc pytanie do pani rezydentki. Takie proste, droga pani, a co my możemy tu właśnie mając na względzie takie, a nie inne potrzeby.
Co nam pani może polecić? To nam pani poleciła pływanie z delfinem.
Ale ja jej to jakby zasugerowałam, bo czytałam już ofercie, że można popływać z delfinem i że to jest super wow.
Super wow okazała się też cena. Ile to tam było? 100 euro.
110 euro za 15 minut. I to jest dla jednej osoby.
Ja już nie chciałam dotykać tego delfina, ja bym się ucieszyła tym, że Michał się cieszy i ma z tego jakąś frajdę, przyjemność i żebym mogła mu oczywiście zrobić zdjęcie.
Ale to też z drugiej strony, ja też tak nie chciałem, żeby jedna osoba skorzystała, a druga nie, bo ponoć fajne jest pływanie z delfinem, ale wydaje mi się, że jednak nie za taką cenę.
Więc z tego nie skorzystaliśmy. Natomiast czytaliśmy o lokalnym biurze podróży, które funkcjonuje na terenie Alani i okolic, no bo przypomnijmy właśnie w okolicy Miasta Kotów byliśmy, czyli w okolicy Alani.
No i skorzystaliśmy z jednej z ich wycieczek. A mieli ich dużo w ofercie. To znaczy te wycieczki powiedzmy sobie szczerze, one się mniej więcej pokrywały z tym co nam pani rezydentka chciała zaproponować.
No bo wiadomo nie ma co tu wyczarować więcej. Są pewne atrakcje, jest skończona ilość tych atrakcji. Natomiast czym się różniły to różniły się ceną.
Wydawałoby się, że skoro jesteśmy pod opieką jakiegoś biura podróży, to to biuro skoro wzięło już od nas pieniądze, to byłoby w stanie nam coś zaproponować po cenach konkurencyjnych.
No okazuje się, że właśnie w drugą stronę to działa, bo lokalne biuro podróży, wycieczek, no zaproponowało nam to mniej więcej o połowę taniej.
Dokładnie, także tutaj mieliśmy opłacone za cenę jednej osoby, tu mieliśmy opłacone dwie.
Dwie, więc rzeczywiście to skorzystaliśmy z jednej oferty, mianowicie to była oferta, która się nazywała Alania w pigułce.
Ale żeby tak już zupełnie tu pani rezydentki nie pominąć, to zanim o Alani w pigułce, to może opowiedzmy o wycieczce do jubilera, bo przecież nam pani zaproponowała.
Tak, no bo jadąc gdzieś, to każdy gdzieś tam analizuje, co można sobie przywieźć, co by było fajną pamiątką.
Nie dla każdego szczyt marzeń jest przywiezienie sobie muszelki, kolejnego magnesu.
Tym bardziej, że muszelki nie możesz.
Tym bardziej, że muszelki nie mogę, więc odpada.
No ale magnes kupiliśmy już, bo oczywiście Michał…
I to nie jeden.
No dobrze, dobrze, nie będę zdradzać.
W każdym bądź razie no ja sobie postanowiłam, że chciałabym sobie kupić złoty kolczyk.
Całkiem niedawno przebiłam sobie ucho.
Tak i to w takim mniej typowym miejscu, bo już masz dwa kolczyki, a teraz jeszcze chciałaś właśnie konkretnie jeden.
Jeden kolczyk. I stwierdziłam, że a no to w sumie kupię sobie, jednak Turcja jest znana z wyrobów złotniczych,
same Turczynki noszą bardzo dużo złota w różnych miejscach, więc na pewno będzie to dostępne.
No i mówię tak, no co będziemy szukać, kombinować, nie będziemy ryzykować, że trafimy na nie złoto.
A to się zdarza ponoć dość często.
Dość często. Mówię, zapytam pani rezydentki.
Skontaktowaliśmy się, a ona mówi właśnie, potwierdziła, żeby nie kupować byle gdzie,
że ona nam poleci jubilera i nie musimy się martwić, żeby gdzieś jechać, żeby szukać busu, gdzie to jest w ogóle to miejsce.
Ona nam przyśle busa i zawiozą nas pod same drzwi, tam będzie obsługa nawet w języku…
W języku polskim. I to nas też zaciekawiła pani, mówiąc, że można się targować.
I że można się targować.
I że mniej więcej 25% można ugrać, bo zapytałem od razu, dobra, bo to też jest tak, jak ktoś powie, możesz się targować.
No ok, ale ile, do jakich granic możesz się targować, żeby też się nie zbłaźnić, no bo…
Nie wyjść na jakiegoś pazernego, jakiegoś…
Ja mogę powiedzieć, że ktoś mi zaproponuje coś za 100 euro, a ja powiem, dobra, daję euro, na przykład.
W każdym bądź razie umówiliśmy się, rzeczywiście było to tak, przyjechał po nas bus, wsiadliśmy, pan nas zawiózł,
wyszedł po nas jeden, Turek zaprowadził nas pod same drzwi, w tych drzwiach w progu stała pani, która odezwała się do nas po polsku.
Zresztą ten pan Turek też nas przywitał po polsku.
Przywitał nas po polsku, no ale pani sprowadziła nas na dół, oczywiście musiało być schody kręte w dół.
Tak, akurat schody w Turcji to nie jest coś, za czym będę tęsknił.
Tak, schody w dół, żeśmy zeszli, no pani nas usadowiła w takich wygodnych kanapach, sama siedziała za takim biurkiem,
taką ladą ze złotem, no i przedstawiła się, poprosiła nas, żebyśmy my się przedstawili, czego, skąd jesteśmy, no wiecie,
takie wstępne, grzecznościowe pytanka.
No to jak żeśmy pogadali, w końcu się nas zapytała, czego szukamy, czego oczekujemy.
No to ja jej mówię, że zależałoby mi na takim, a takim kolczyku, że w Polsce nie mogę go dostać, a zależy mi, żeby był złoty.
I ona mówi, że tak, że mają takie, że zaraz nam pokaże, czy coś jeszcze, nie?
Ja mówię, że no, że być może jakby była jakaś ładna bransoletka, czy coś, to mogłabym się skusić w sumie.
No to dobrze, a coś dla pana? No Michał stwierdził.
Ja akurat nie, nie jakoś złoto.
Nie jest fanem biżuterii.
Nie, nie, nie, nie jestem fanem biżuterii.
Jakby tam był po drodze jeszcze jakiś sklep na przykład z elektroniką, to może by mi się na coś skusił, ale, ale akurat na biżuterii to niekoniecznie.
To był mój dzień.
Tak, to był twój dzień.
I pani przekazała nas swojemu szefowi.
Ten szef przyszedł i ona mu tłumaczyła, ona mu powiedziała co, co jest potrzeba i ten, no i pan wziął nas, zaczął pokazywać, no i zaczął od tych kolczyków właśnie pokazał kilka, obsłużył mnie,
przymierzał mi ten, ten kolczyk, tłumaczył co na danym kolczyku jest i mierzyliśmy długość, szerokość, wszystko co było potrzebne.
Zaraz nam tłumaczył ile to kosztuje.
Przeliczał to, bo się pytał w jakiej walucie chcemy płacić i ten, ta pani namówiła, że tu możemy się też potargować i ten.
Bardzo było widać, że, że ona, ona tam była, ale jakby nie, nie, nie chcę powiedzieć, że nie miała nic do powiedzenia, ale tak jakby.
Była tłumaczką przede wszystkim, a to w jego gestii było nas obsłużyć i też no zaproponować jakąś konkretną cenę.
No dokładnie tak, dokładnie tak. No i dobrze, no ja mówię, że dobrze zdecyduję się na ten kolczyk, wybrałam, cała szczęśliwa, że mam nareszcie,
dopadłam, oczywiście konsultacja z Michałem, musiał pomacać, zaakceptować, porozmawialiśmy na temat ceny, dobra jest okej.
No i to pani mówi, no to jak możemy jeszcze pooglądać te bransoletki.
Tak, bo ty chciałaś taką bransoletkę, żeby móc na niej różnego rodzaju zawieszki sobie przyczepiać.
Tak i Michał miał plan, że jak kupimy taką bransoletkę, to zaraz też kupimy zawieszkę kota i to będzie taka pamiątka z Turcji,
że już lepszej po prostu nie będzie, bo Turcja słynie z tego, że wielbi koty, czci je i po prostu to jest najlepsze zwierzę na świecie.
No to ja bardzo dobrze rozumiem mieszkańców tego kraju, zresztą naszego kota od czasu do czasu tu możecie usłyszeć, jak się dopomina.
Dopomina się tak, bo mama z ojcem są zajęci, nie nim.
Tak, rozmawiają ze sobą jakoś tak długo i nie rozmawiają do niego. Natomiast wróćmy do sklepu.
Tak i zaczęli oprowadzać mnie, no i Michał chodził ze mną po całym tym salonie.
Uwierzcie mi, że całe ściany tego dużego pomieszczenia były w gablotach i w każdej gablocie było złoto.
Od pierścionków, bransoletek, czy takich łańcuszkowych, czy takich sztywnych, łańcuchy, łańcuszki, zegarki, po prostu wszystko ze złota.
Ale to nie były bransoletki, które, nie wiem, miały szerokości, nie wiem, pół centymetra,
które miały jakiś taki, nie wiem, no po prostu to były bransoletki, to były wyroby piękne, ale to nie były wyroby dla przeciętnego Kowalskiego.
To nie były wyroby tanie. Jak usłyszeliśmy cenę, to stwierdziłem, że ja nie mam takich zdolności do targowania się.
A ja wcale?
Bo jakbym utargował i 50%, to byłoby dużo.
Tam taka bransoletka, która cię interesowała, to 700 euro, tak?
700 euro, do tego kolczyk, który wyliczył nam, że koszt kolczyka będzie 80 euro, to mówimy, to my zostawimy 800 euro. Nie, nie.
Trochę było to krępujące, bo widać było, że są trochę zawiedzeni tym.
Nasza rezydentka powiedziała, możecie pooglądać, chcę kupicie, to kupicie, nie, to nie kupicie.
Ale trochę tam miałam takie wrażenie, takie odczucie, że trochę byli zawiedzeni, chyba liczyli na coś więcej, że zostawimy tam więcej pieniędzy.
Być może część turystów zostawia, natomiast my przyjechaliśmy z Polski, nie tak bogatego kraju.
To znaczy, wiesz co, może człowiek jakby wiedział, że te wyroby są takie, aż takie.
To by rok oszczędzał i by kupił.
To by kupił i byś wtedy miał piękną niespotykaną, bo u nas generalnie, ten rynek jubilerski, dopadły sieciówki.
Więc aparty, jesy, ewentualnie kruk, to wszędzie jest praktycznie to samo.
Można często u kobiety spotkać, że będzie miała ten sam pierścionek, bransoletkę, wisiorek czy cokolwiek.
Ty dobrze wiesz jak ja sobie cenię waszkę, którą od ciebie dostałam, że jest tak oryginalna, tak niespotykana i to jest to coś.
I ja to też chciałam w tej bransoletce czy w tym kolczyku.
I można to mieć, ale za odpowiednią cenę.
Dokładnie, dokładnie.
Także na tym skończyła się nasza wycieczka.
Pożegnaliśmy się pięknie, wyszliśmy z kolczykiem, czekał na nas samochód, odwiózł nas.
Oczywiście pan dostał od nas napiwek, bo nie mogło być inaczej.
No i na tym się w zasadzie zakończył nasz kolejny wyjazd.
Tak jest.
Ale to nie był ostatni wyjazd.
Natomiast zanim przejdziemy do wyjazdów kolejnych, to może powiedzmy teraz o czymś, na co się nastawialiśmy przez kilka dni.
Duchowo.
Tak, duchowo.
I ty tak oglądałaś i mi tak o tym mówiłaś co chwilę. Musimy spróbować, musimy spróbować.
No to tylko wypowiedz to słowo.
Parasailing.
Parasailing to krótko mówiąc lot z pad ochronem przyczepionym do łódki.
Motorowej.
Motorowej.
A i owszem nad wodą na wysokości kilkudziesięciu albo set nawet metrów.
No generalnie to było coś co robiło wrażenie.
Miło się oglądało kogoś kto o tym leci.
Widzieliśmy tą atrakcję zaraz drugiego dnia, bo pierwszy dzień to był już wieczór, więc powiedzmy że się nie liczy, ale drugiego dnia i to już było widoczne z tarasu naszego pokoju hotelowego.
Po prostu było widać tafle morza i ludzi, którzy wiszą takie kukiełki wiszące na tym spadochronie koloru żółtego, takiego bardzo słoneczna żółć i Minka taki uśmieszek.
Na czaszy spadochronu.
Na czaszy spadochronu, więc robiło to niesamowite wrażenie.
Jak byliśmy na plaży i widzieliśmy jak ci ludzie się unoszą i był taki moment, że ci którzy tam lecieli krzyknęli, zaczęli machać, reszta plaży też zaczęła im machać.
No bardzo fajne takie wrażenie to robiło.
Aczkolwiek opowiadając to Michałowi no myślałam, że może on nie będzie chciał się na to zdecydować.
Nie no czemu ja lubię próbować nowych rzeczy.
Wiem, ale to wiesz to jednak jest coś co.
Skoro już samolotem leciałem to teraz mogę polecieć czy innym.
A no to okej jak tak do tego podchodzisz to czekaj jeszcze skuszę cię na niejedno.
Paralotnia teraz.
Dokładnie.
Tak jest.
Dokładnie.
W każdym razie po opisie on mówi Michał może byśmy spróbowali bo wiecie co o co chodzi, że człowiek tak czasami z czegoś zrezygnuje a potem żałuje.
No jaka ja głupia byłam ale dlaczego właściwie z tego zrezygnowaliśmy, mogliśmy.
A to jest coś do czego możemy już nie mieć okazji spróbować tego.
A przynajmniej nie tam.
Przynajmniej nie tam bo przecież nikt nie powiedział, że musimy teraz każde wakacje spędzać w tamtych okolicach.
Możemy mieć chęć poznawania innych kulturów, innych smaków.
Czegoś innego spróbować czegoś innego.
Dokładnie.
No i zdecydowaliśmy dobra to na następny dzień pójdziemy.
Okazało się, że to miejsce w którym jest to wszystko organizowane było zamknięte i nie mogliśmy sprawdzić sobie ceny tego bo nas interesowała też cena.
Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to może nie być tanie.
I jak byliśmy na basenie przychodzimy na nasz leżak i leży oferta tego.
No i zaczynam Michałowi czytać.
Tak jest. Bo tych ofert to tam w ogóle było kilka.
Bo to było tak zwane stanowisko jako watersports opisane.
I oni proponowali między innymi właśnie parasailing, ale też inne rzeczy np. pływanie w jakiejś takiej łódce.
Na tych bananach.
Na tych bananach takich gumowych.
Skuterach wodnych.
Tak. Ale dla nas wydawało się to jednak najfajniejsze jako ten parasailing.
Coś czego chcielibyśmy spróbować.
No i sprawdzamy jaka cena.
No ok. Jest cena do przeżycia.
Ile to?
80 euro.
Dwie osoby.
Bo jeszcze opcja była 4 i 6.
Że można z dzieciaczkami.
Tak całą rodziną.
Tyle jest tych uprzęży, że po prostu podniosą na raz te wszystkie osoby.
Zgadza się.
Więc to rzeczywiście, no jeszcze ta cena była dla nas do zaakceptowania.
Stwierdziliśmy, że a w sumie czemu by nie.
No i poszliśmy i dogadaliśmy się, bo jeszcze była kwestia, żeby to jakoś uwiecznić.
No my nie mielibyśmy szansy na to, żeby zrobić z tego jakikolwiek materiał.
Bo trzeba było wszelkiego rodzaju rzeczy, które mogą spaść w trakcie lotu po prostu zostawić.
Między innymi czapkę na przykład.
Ale oni na szczęście oferowali robienie zarówno zdjęć, jak i kręcenie filmu.
My mamy te materiały.
Natomiast no nie jest to dźwiękowo na tyle atrakcyjne, że nie zdecydowaliśmy się umieścić tego w dzisiejszej audycji.
Bo tam po prostu specjalnie nie ma czego posłuchać, nie ma czego słuchać.
Jest dużo muzyki gdzieś tam w tle, którą włączyli dosyć głośno.
No i nasze okrzyki zachwytu.
W większości twoje.
Jak to fajnie, jakie tu fajne rzeczy widać.
Jak to jest super z tej perspektywy wysokości.
No dla mnie też było to rzeczywiście całkiem interesujące.
Jak ta cała procedura wyglądała?
Oczywiście najpierw przychodzimy, rozliczamy się i musimy jakoś dostać się do motorówki.
Jeszcze kamizelki dostaliśmy.
Tak, oczywiście. Zapięli nas bardzo dokładnie.
Widać było, że to są profesjonaliści, którzy z tego po prostu żyją, którzy mają tu doświadczenie i krzywdy nam nie zrobią.
Wręcz przeciwnie.
Zależy wszystkim na tym, żeby fajnie po prostu odbyć lot.
No więc mamy kamizelki, podeszliśmy do pontonu i weszliśmy do takiego pontonu, którym płynęliśmy dopiero do tej motorówki.
Bo ta motorówka się rzeczy nie mogła dopłynąć do samego brzegu plaży.
Bo kamienie.
Bo kamienie oczywiście.
A ponton jednak będąc mniejszą jednostką pływającą to sobie z tym poradził zdecydowanie.
I tu trzeba zaznaczyć, że od samego początku Michał został tak otoczony taką opieką, pomocą, że ja chyba będę do końca życia to przeżywać.
Tak, bo naprawdę tam wszystkim zależało na tym, żeby to było bezpiecznie.
Jeżeli była potrzeba, żeby podać rękę, żeby coś tam wskazać, gdzie przejść, jak w danym momencie postąpić, ja te informacje otrzymywałem.
I otrzymywałem na każdym kroku pomoc.
No bo tak naprawdę to ja nie wiedziałem do końca co się dzieje i co się dziać będzie.
A bariera językowa to też nie ułatwiała tak do końca komunikacji, chociaż trzeba przyznać, że akurat jeden z tych panów, który tam się zajmował obsługą, to z angielskim radził sobie nie najgorzej.
A potem się okazało, że ten pan, który filmował to wszystko, który wywoływał te zdjęcia i który nam zrzucał na pamięć telefonu, to nawet miał kiedyś dziewczynę Polkę i nam powiedział kilka słów, których się nauczył od tej pani.
Chyba przez jeden sezon.
Tak. I nie będziemy cytować wszystkich.
I to były właśnie te słowa.
Tak, to były właśnie te słowa, których nie za bardzo możemy przytoczyć.
Jest co prawda późno, ale mogą tego później młodzi nasi słuchacze słuchać o różnych porach, więc nie będziemy ryzykować.
Więc przepłynęliśmy pontonem do motorówki, siedzimy sobie, czekamy na to, aż nas podepną i dla ciebie chwila grozy.
Bo padło pytanie, którego nie lubi żadna kobieta, a to jest akurat dosyć istotna kwestia, mianowicie nas oboje zapytał pan o wagę.
Ja się w końcu dowiedziałem.
Ty sobie grabisz.
Ja się w końcu dowiedziałem, ale nie powiem.
Ale generalnie chodziło o to, żeby dobrać odpowiednią uprzęż.
Tak jest, bo nie może być zbyt, podejrzewam, cienka ani zbyt gruba.
Musi być dostosowana do wagi, więc całe szczęście wszystko tu poszło bez problemu.
Na moją wagę nikt krzywo nie spojrzał, mogłem lecieć, a na twoją to już w ogóle.
Generalnie podpięli nas do tej uprzęży, Michał pierwszy szedł w to miejsce startowe, na tyłach tej motorówki.
To chyba rufa.
Tak, na tyłach tej motorówki i kazali mu usiąść na płasko, po prostu usiąść.
I zaczęli go podpinać, jak jego zaczęli, tak w połowie byli upinania Michała, poprosili mnie, żebym ja podeszła i siedziałam obok.
Też po prostu na prosto, nogi wyprostowane, na pośladkach siedzimy obok siebie.
Tak i pod tyłkiem mamy taką uprzęż, że czujemy się wtedy, kiedy podniesie nas to do góry, jakbyśmy na huśtawce siedzieli, takiej linowej.
Dokładnie, dokładnie.
Więc tak to wygląda.
Uprzęż najbardziej się skupiała jakby na udach, tutaj na udach, na pasie, tak najbardziej się skupiała na tym.
No jak zostaliśmy podpięci w zasadzie do tej uprzęży, do tego takiego, mieliśmy taki jakby, taki patyk przed nami był, taka jakby, no nie wiem, taka belka czy coś takiego.
To wszystko było do tego podpięte i oni nagle zaczęli, już widzieliśmy, znaczy ja widziałam, że za nami już ta czasza tego spadochronu jest nadmuchana,
już pełna powietrza, już nabrała swojego ładnego kształtu, już ten cały uśmieszek, tą buźkę było widać.
Już był wesoły.
Już był wesoły, a my ciągle siedzieliśmy, nie wiedzieliśmy co nas czeka.
No bo nie czarujmy się, ta motorówka była trochę od brzegu, więc siłą rzeczy z brzegu nie widziało się jak ten start wygląda.
Więc w pewnym momencie po prostu oni zaczęli popuszczać taką linkę, ta czasza jakby uciekała do tyłu.
I myśmy się odsuwali, odsuwali na brzeg tej łodzi i nagle w górę nas podniosło, nogi już wiszą i zaczynają się te emocje i oczywiście moje krzyki.
Także lecimy!
No bo rzeczywiście polecieliśmy, polecieliśmy, naprawdę bardzo fajne uczucie, ale też w żaden sposób nie generujące żadnego takiego dyskomfortu.
To było płynne.
Tak, to było płynne, bardzo przyjemne do tego stopnia, że na parasailing też zaraz po nas zdecydowała się pani z małym dzieckiem.
No 5-6 lat miał ten chłopaczek i my na tym skorzystaliśmy, ale to zaraz. W każdym razie to było tak płynne, nie było żadnego szarpania.
Jakichś takich dziwnych, że nas tam gdzieś mogło wyginać, że no po prostu płynnie i się wisiało i czuło się.
To znaczy może Michał powie co on czuł jak on to odbierał, ale on bardziej to odczuwał swoimi zmysłami,
a ja po prostu zachwycałam się widokami i to nie tylko tak wiecie tego co jest przed oczami, ale tego co jest pod nami.
Wtedy te wszystkie skały, które były pod tą błękitną, taką lazurową wodą wydawały się przepiękne.
Takie plamy, które było widać, było widać, że to jest kamień.
Wtedy on był ładny, wtedy miał w sobie to coś, był atrakcyjny i po prostu ta woda była po prostu przepiękna.
Dookoła nie czarujmy się, myśmy byli w okolicach górzystych, te góry, które były i tak jesteś nad morzem, a przed oczami masz góry.
I ta zieleń i ta plaża, no po prostu niesamowite uczucie.
Jeżeli o moje wrażenie chodzi, to przede wszystkim taki spokój, bo warto wspomnieć też o tym, że kiedy ruszamy, to zaczyna grać głośno muzyka.
My przekonaliśmy się jak głośna jest ta muzyka dopiero wtedy, kiedy właśnie leciała ta pani z dzieckiem po nas.
Ale z naszej perspektywy to ta muzyka była bardzo cicha, taka przyjemna i w tej górze po prostu spokój.
Cisza, spokój, takie bardzo fajne uczucie takiej lekkości, tej swobody, że rzeczywiście się wisi gdzieś tam w tych przestworzach można nawet powiedzieć.
No jest to bardzo ciekawe uczucie, w żaden sposób, podkreślę to jeszcze raz, nie jest to stresujące.
Jeżeli gdzieś macie możliwość, a jak czytaliśmy to w Polsce też jest to dostępne, prawdopodobnie w iluś miejscach, więc jeżeli macie możliwość spróbowania tego,
a może nie jesteście fanami atrakcji ekstremalnych, takich jak na przykład te, o których tu swego czasu z Darkiem Marciniszynem rozmawialiśmy,
bo to nie każdy lubi, no to tego możecie spróbować i nie będziecie tego na pewno żałować. Parasailing, to się nazywa, przypomnę jeszcze raz.
No i potem, jak już w te kilka minut byliśmy w powietrzu, no to nagle mówimy o, o, koniec, bo ta linka zaczęła nas przyciągać.
Tak jest.
I generalnie to też było tak łagodnie, nie było żadnego szarpania, po prostu widzieliśmy, że zbliżamy się do tej motorówki, że ta muzyka robi się coraz głośniejsza
i tak jak nas podnieśli z tej motorówki, z tego podłoża, tak żeśmy sobie pięknie wjechali z powrotem na miejsce, zachwyceni.
Już żeśmy zaczęli wymieniać się w zasadzie w powietrzu naszymi emocjami i spostrzeżeniami.
Po wypinali nas, najpierw mnie, zeszłam sobie na miejsce, potem Michała, pomogli mu zejść na miejsce płynnie, bez żadnych problemów.
Ja w ogóle się nie obawiałam o Michała, bo widziałam, że jest w dobrych rękach, że oni z każdej strony go tam otaczają, opieką i zależy im na tym, żeby on to, no bo przecież to jest też bezpieczeństwo i im też na tym zależy.
Oczywiście, że tak, no a taka łódka wiadomo, że jest to konstrukcja przede wszystkim, której nie znam, nie wiem co tam dokładnie jest.
W pewnych miejscach może być ślisko, bo woda jednak gdzieś tam wpływa, więc no trzeba mieć to na uwadze i po prostu dobrze, że tak o to zadbali, dobrze, że tam można było liczyć na pomoc osób, które to obsługiwały.
Tak i potem usiedliśmy sobie na ławeczce, rozebrali z nas tą uprzęż taką, którą zakładali zaraz na początku, no i jak żeśmy zeszli, to patrzymy, a dopływa do nas znowu ponton i przywozi następnych chętnych i tam właśnie była mama z tym chłopaczkiem.
No i też to sama historia, co u nas i my mówimy, kurczę, to nam się trafi jeszcze dodatkowa przejażdżka i jazda motorówką. No i widzieliśmy, odczuwaliśmy wszystko to, co ta pani przeżywa też te emocje, to wszystko jak temu synusiowi tam tłumaczy i ten.
No niesamowite też było, że ten chłopaczek bez stresu, fajnie, zadowolony, szczęśliwy, a my tą motorową wiatr we włosach, Michał w brodzie. Tak jest.
No i generalnie ten właśnie ten power tej muzyki, żeśmy wtedy słyszeli takie wakacyjne hiciory i tą motorówką, dopiero wtedy widzieliśmy, że on dosyć dużo robił manewrów, tu skręt w prawo, tu w lewo, tu trochę takie łuki robił, to myśmy tego zupełnie nie odczuli u góry.
Nie, nie, naprawdę tak po prostu, może stan nieważkości to za duże słowo, ale rzeczywiście ten stan takiej lekkości.
Nie czuł się człowiek zagrożony, nie było strachu.
Nie, absolutnie nie, bardzo naprawdę z tego bardzo pozytywne wrażenia mam. No i cóż, pani z dzieckiem też w końcu wylądowała, tak jest miękko, no to trzeba było wracać.
Wróciliśmy także w trakcie tego przesiadania się z motorówki do pontonu, też bardzo można było liczyć na pomoc i z pontonu na brzeg tak samo.
No i potem trzeba było jeszcze pójść po zdjęcia i film, bo dostaliśmy taką właśnie propozycję, że i zdjęcia i film dostaniemy razem w jednej cenie, no to się oczywiście ucieszyliśmy, skorzystaliśmy, zostało to wszystko umieszczone w pamięci telefonu,
no i dzięki temu mogliśmy sobie zachować taką pamiątkę, choć mówię, no jeżeli chodzi o dźwięk, to jest to rzecz no nie jakaś bardzo atrakcyjna, natomiast no jak ty oceniasz ten film, jeżeli chodzi o widoki, o to co było widać?
To znaczy, generalnie stwierdziłam zaraz na wstępie, że nigdy nikomu w życiu go nie pokażę.
A dlaczego?
Bo wisimy tam jak dwa obwarzanki, balerony, tacy z pięć tymi wszystkimi sznurkami.
No tak, bo to jest dość ciasno, to trzeba przyznać i jeszcze mamy na sobie kamizelki.
I jeszcze kamizelki na to i wiszą takie nasze w dole dwa patyczki, dwie nóżki, każdemu wiszą no takie patyczaki.
Ale generalnie jak żeśmy z Michałem już byli po wszystkim, jak żeśmy postanowili nagrać relację dla was taką wiecie z tych emocji takich od razu już natychmiast,
to stwierdziłam, powiedziałem Michałowi, Michał jak dobrze żeśmy się zdecydowali, bo naprawdę byśmy tego żałowali
i dzisiaj byśmy wam tego nie opowiadali, że to przeżyliśmy, tylko że popełniliśmy błąd, że się nie zdecydowaliśmy.
Więc dobrze, że udało się.
Polecamy.
Tak, że udało się polecieć i polecamy wam również abyście sobie polecieli, jak tylko będziecie mieli taką możliwość, naprawdę bardzo przyjemne uczucie.
A teraz może bazar.
Dobrze, jedziemy.
Bazar był w Konakli, to jest kilka kilometrów od naszego hotelu.
Tu w ogóle myślę, że warto opowiedzieć o tym, jak się na ten bazar dostaliśmy, bo to też jest dosyć ciekawe, jak wygląda przewóz turystów w Turcji.
Generalnie wszystko co przeżyliśmy, to takie wszystkie nasze przeżycia były takie bardziej lub mniej ekstremalne.
I na pewno też do tych mniej ekstremalnych, ale jednak należała przejażdżka busem.
No nie można powiedzieć, tych busów dosyć dużo przejeżdżało i można było z tego terenu hotelu, można było wybrać się w różne kierunki.
Można było też do Alani zafundować sobie samemu wycieczkę i między innymi właśnie do tego Konakli był bus.
Na początku mieliśmy problem zorientować się w którą stronę w ogóle na ten bus mamy czekać.
Wiedzieliśmy tylko, że podjeżdża bus, wchodzisz, euro trzeba zapłacić, powiedzieć gdzie chcesz, oni ci powiedzą, wysadzą cię, nie ma problemu.
No ale dobra, teraz w którą stronę? Gdzie jest ten bus? Idziemy do jednego Turka w sklepie, rękami, nogami nam wytłumaczył, że tam mamy stanąć, jak pojedzie, machnąć, tylko on się zatrzymie.
No ale stoimy i stoimy, ciepło nam, pocimy się, już wypiliśmy jeden napój, Michał zdążył piwo wypić tureckie.
Tureckie piwa, to jest w ogóle też ciekawostka, mają taki, ta puszka tego piwa jest przykryta czymś takim jak jogurty, taką folijką.
Tak, albo jak orzeszki solone się otwiera.
Zaskoczyło mnie to szczerze mówiąc, nie wiem po co coś takiego, czy to tylko dla ozdoby, czy ma jeszcze jakieś inne zastosowanie, natomiast rzeczywiście tak jest.
No i Michał się wypił to piwo i mówił, Michał, no to jest niemożliwe, skoro mają jeździć te busy, co chwilę idziemy w inną stronę.
To już powinny jechać.
Tak, mokrzy już byliśmy cali, nie? Wychodzimy z tego miejsca, idziemy, mówię, tu stoją busy.
No i żeśmy przyszli wzdłuż w zasadzie ściany naszego hotelu i sam Turek w busie nas ten zaczepił i się tam wymienia różne nazwy, a my mówimy, że te konakli.
Konakli.
No to wsiadać, no to wsiadamy.
Bus, o matko kochana, po prostu no stary bus, który po prostu nadawał się jeszcze do jeżdżenia, no ale lepiej było nie patrzeć jak on w środku wygląda.
Z przodu miał taką dużą taką dużą sakwę, gdzie kasa była, był kierowca i był pan, który zajmował się sprzedażą biletów.
Taki konduktor.
Taki konduktor, tak.
Najbardziej nas rozbawił, bo generalnie Turcy, oni lubią euro, ale najlepiej papierki, żeby szaleściło.
Monetki to nie.
To jak żeśmy zapłacili za bilet, to od razu się nas pytał, czy może, czy mamy mu zamienić, nie?
No to zamieniliśmy, już nie pamiętam, czy pięć czy dziesięć euro.
O, jaki był zadowolony.
No i tylko zapytał, czy ma, gdzie ma nas wysadzić, czy centrum.
No myśmy najpierw nie wiedząc dokładnie, gdzie ten bazar jest, to powiedzieliśmy, że centrum,
ale w sumie zauważyliśmy, gdzie ten bazar, to wysiedliśmy wcześniej na bazarze.
Ale jak jazda się zaczęła.
No to było dosyć ciekawe, bo nie przypuszczaliśmy, że w Turcji jeździ się z otwartymi drzwiami.
Otóż jeździ się.
I oczywiście weźcie pod uwagę to, jak się w Turcji jeździ i oni mają odwagę jeździć z otwartymi drzwiami.
Ile jest drzwi w busie, tyle jest otwartych.
Tak, a robi się to po to, że kiedy widzi się kogoś idącego drogą, to się po prostu zwalnia.
Najpierw się trąbią.
No tak, bo przecież dają znać, że jesteśmy gotowi, chętnie was gdzieś podwieziemy.
No i ktoś może wsiąść, może zamachać, to ten bus się zatrzyma, może wsiąść i może go po prostu tym busem podwieźć.
Oczywiście wiadomo za odpowiednią opłatą.
Tak, jak był taki moment, że były roboty drogowe, a trzeba przyznać, że wzdłuż linii morza bardzo dużo budują, bardzo dużo robią.
W zasadzie mieliśmy wrażenie, że te hotele bardziej się skupiały na tych basenach, a te dojście do morza i brzeg morza to tak trochę po macoszelmu potraktowali.
I teraz to nadrabiają.
Tak, bo to są stosunkowo nowe hotele.
Ja gdzieś tam wyczytałem, że ten hotel nasz był budowany, pierwszy budynek tego hotelu w latach 90.
Natomiast we wszelkich informacjach z Coralla to doczytałem, że w 2012.
Więc no pytanie, kto tak naprawdę tu rzeczywiście ma rację.
Ale fakt jest taki, że ten hotel jest stosunkowo nowy.
Jest stosunkowo nowy i chyba po prostu dopiero teraz będą zabierać się za te plaże.
Dokładnie i przy tych robotach drogowych po prostu pan kierowca inteligentnie zamknął drzwi.
Przejechaliśmy ten fragment, który był zakurzony, otworzył z powrotem drzwi i tak dojechaliśmy do samego bazaru.
Tak, no to teraz zanim wybierzemy się dźwiękowo na bazar, to powiedz może kilka słów o tym bazarze,
bo moja refleksja jest taka dużo wszystkiego i można to chłonąć wszelkimi zmysłami,
więc jeżeli nie widzicie, no to okej, no wiadomo trochę się traci, ale zapachy rozmaite, dźwięki rozmaite.
No jest tego naprawdę mnóstwo. Ten bazar jest bodajże do godziny trzeciej w nocy.
Tak.
Jest spory w twoim zdaniu?
To znaczy generalnie wszędzie go opisują, że jest ogromny, jest bardzo duży.
Ja podejrzewam, że myśmy części nawet nie dotarli do dużej części.
Generalnie to jest na zasadzie takich naszych targowisk, ale nie tych targowisk, które gdzieś teraz są w miastach,
że są takie uporządkowane, że są takie boxy eleganckie i jest wyłożony towar.
Nie, to jest na zasadzie takich tych starych targowisk.
Generalnie co chwilę jest jakaś odnoga i od samego początku zaczynały się stragany
i od samego początku nad każdym tym straganem jest jakiś baldachim,
żeby oczywiście chronić się przed słońcem z piekotą, upałem.
I na początku bardzo musieliśmy uważać, no bo ten każdy namiot, ten każdy baldachim musi się czegoś trzymać,
więc tu była jakaś rółka, tam była jakaś rółka, coś przeszkadzało,
ale potem im byliśmy dalej i trochę te alejki były szersze, tym jakoś to lepiej było rozwiązane.
Ale od razu zaczynało się całe mnóstwo towarów od właśnie warzyw, owoców poprzez jakieś w ogóle mi nieznane liście,
które nawet ciężko mi opisać i w ogóle jakoś tak sobie spróbować wytłumaczyć co to było i po co,
ale właśnie i jakieś jajka, no i przede wszystkim całe mnóstwo ciuchów.
Ale my będąc w tej jednej alejce, która nas bardzo interesowała, to ocean przypraw. Ocean.
Warto by było jeszcze wiedzieć, które to są które, no bo części przypraw to wiadomo, no po prostu nie znamy.
Raz, że nie znamy, dwa, turecki opis nam nic nie dawał.
To też prawda.
Bo nam się mogło wydawać, że to jest papryka czerwona, ale czy to była tak naprawdę papryka czerwona?
To nie wiadomo.
A może to była papryka wędzona?
A może to był jakiś pieprz kolorowy zmielony?
Czy czy czy czy bo bo też są kulki czerwone?
Więc tak naprawdę no fajnie by było mieć obok kogoś, kto się na tym zna, kto zna kuchnię turecką,
może ci doradzić, że słuchaj weź sobie tą przyprawę, bo jest naprawdę ostra.
Weź sobie tą przyprawę, bo przyda ci się nie wiem do do do deseru, czy do kurczaka,
czy nie wiem zrobisz fajny do tego dip z tym do nie wiem jakiejś sałaty, czy coś tam.
Fajnie by było wiedzieć.
No wiadomo, że jak przyszliśmy na na część, gdzie były bakalie, no to był dla nas rozpoznawalny migdał, pistacje.
Na przykład mnie bardzo zaskoczyły i zadziwiły pistacje różowe.
A to będzie słychać w nagraniu.
Bardzo mnie zachwyciły i ludzie to dużo brali.
Ale były też bakalie, o których ja nie miałam zielonego pojęcia, co to jest?
A powiedzmy szczerze kuchnia nie jest ci obca.
W kuchni lubisz różne rzeczy tworzyć i rzeczywiście znasz się na tym.
No trochę tak no wiadomo, ale ale dużo rzeczy było, których naprawdę bym musiała.
Chciałabym się dowiedzieć, zapytać, ale jak?
Szczególnie, że tam już znajomość języka angielskiego nie była oczywistością.
Nie, bo to byli tacy prości ludzie, rolnicy po prostu, którzy, którzy owszem zachęcali,
naganiali, co usłyszycie.
Ale cóż z tego, jak ja nie wiem, co on do mnie mówi.
A niestety kultura jest taka, że jeżeli ty podejdziesz i on cię zacznie częstować, bo ty jesteś ciekawa,
on cię zacznie częstować, pokazywać ci te smaki, to cię zobowiązuje w jakiś sposób,
że musiałabyś coś kupić, bo on poświęcił ci czas, on ci obniżył cenę, on dał ci jakiś prezent,
a ty odejdziesz na pięcie i nie weźmiesz nic, to chyba nie ma większej dla nich obrazy.
Tak. I tam, jeżeli chodzi o języki, no to przynajmniej w Konakli zdecydowanie dominował rosyjski.
Tak.
Bardzo dużo języka rosyjskiego, zarówno wśród odwiedzających ten bazar, ale i wśród sprzedawców.
Oni już przynajmniej podstawy rosyjskiego znali i jeszcze po rosyjsku można by ewentualnie się jakoś dogadać.
Trochę niemieckiego, nawet spotkaliśmy jednego pana, który po polsku całkiem ładnie mówi.
Tak, okazało się, że Turek, który częściowo mieszka w Polsce, bo spędza tutaj w Turcji zimę,
a latem jest w Polsce, ma Polkę, żonę, ileś tam już lat i tak sobie żyją na dwa kraje i jest im dobrze.
Trochę żeśmy sobie z nim porozmawiali, ale potem dowiedzieliśmy się, że w ogóle bardzo dużo Rosjan ma tam mieszkania.
Tak.
I oni tam są jak u siebie.
Takie letnie rezydencje po prostu.
Przyjeżdżają sobie na sezon i żyją, bo zastanawialiśmy się jak to później jest z przewożeniem tego wszystkiego.
Przecież jak oni kupowali to po prostu…
Na worki.
Na worki.
Ja mówię, boże, no przecież bez przesady, ileż można winogron zawieźć i po co tak?
Ja wiem, że są apetyczne, smaczne i w ogóle kuszące, no ale po co na co?
Potem się zagadka w ogóle w innej sytuacji rozwiązała.
Rozwiązała, że to nie wcale gdzieś na eksport, tylko po prostu tak do życia, na co dzień.
Dokładnie.
Następne działy to też były oczywiście warzywa owoce.
No po prostu bajka.
To nie jest tak jak u nas, że jest wystawione w sklepie kilka skrzyneczek z winogronami.
Tam po prostu stoiska, które miały 4 metry, długie i wysokie może na 2 metry i jest po prostu całe mnóstwo winogron ułożonych pięknie.
To nie jest tak, że coś co mnie czasami denerwuje u nas w sklepach, że klient nie dba o tego owoca.
Przerzuca, szukając sobie.
Po prostu nie, tam nie było takiego przerzucania.
Po prostu każdy brał, ładnie obejrzał z jednej strony, odłożył, wziął następne.
Po prostu bajeczne te wszystkie owoce, te ilości, te granaty, te banany.
Jedne takie, które my znamy, drugie jakieś takie krótkie, te brzoskwinie, limonki, pomarańcze, cytryny z tymi gałązkami, z listeczkami.
Ta cała kolorystyka i te ilości to też robiły takie wrażenie, że poszłabym jeszcze raz tak pooglądać.
Żebym nie musiała skupiać się na tym telefonie i na kręceniu tego, żeby była pamiątka i żeby fajna była relacja.
Tylko żeby po prostu rzeczywiście tak to odebrać całą sobą, żeby skupić się na tym odbieraniu.
Kto wie, może będzie jeszcze okazja.
Nie obiecuj.
Następne też były bardzo fajne stoiska z serami.
Z sery i te dipy ich.
Po prostu też bajka.
Te wszystkie kolory, te widoczne przyprawy.
Weszliśmy też do alejki, gdzie było bardzo dużo warzyw.
To dosłownie jakby w naszej niedzielna kuchnia i rosół.
Tak, tak zapachniało.
Tak zapachniało tym selerem, tymi warzywami.
I były też momentami czuliśmy się jakby u nas na targowisku, bo była marchewka, pietruszka, seler, por był, kapusta pekińska, czerwona kapusta była.
Ale za chwilę pojawiały się znowu roślinki jakieś takie, które kurcze bele, no trzeba by było długo pomyśleć co z tym zrobić, o co tu w ogóle chodzi.
Więc bardzo duży metraż, bardzo dużo tych wszystkich przypraw.
W ogóle atmosfera super, fajnie się chodziło.
Człowiek by musiał mieć cały czas dziób otwarty z zachwytu.
Po prostu idzie człowiek zauroczony.
A jak się już wejdzie w strefę, gdzie są ubrania, perfumy, torebki.
No to też niejedno euro można by tam zostawić.
Uuu, no niejedno, aczkolwiek właśnie po to i po to są te puste walizki turystów.
Tak, tak.
My akurat niczego do ubrania nie kupiliśmy na bazarze.
Natomiast to też nie jest tak, że wyszliśmy stamtąd z niczym, bo kupiliśmy sobie, przede wszystkim to kupiliśmy sobie coś słodkiego.
O tak, o tak.
No to powiem wam tak, że wybór był niesamowity.
Można było dostać też oczopląców.
Wiadomo, że Turcja słynie z wszelkiego rodzaju hałów, z pistacjami, orzeszkami i czekoladowe i waniliowe i różne różniste.
Ale mnie zainteresowało coś, co zwróciło moją uwagę, jeżeli chodzi o wzrok.
I oczywiście nie omieszkałam Michałowi zamiast tłumaczyć, że tu jest takie coś, nie wiem w zasadzie co, ale to tak wygląda.
I też w relacji to opowiadałam, że to było po prostu taki rulon wiszący na sznurku jakby galaretka i mówię Michałowi, Michał to wszyscy biorą.
To może i my?
To może i my.
A jeszcze mówię Michał i do tego oni tego jakoś nie ważą, tylko bierze nożyczki i przecina tą galaretkę tymi nożyczkami i po prostu wkłada do reklamówki i to biorą.
No i trochę żeśmy przeszli i mówię no to wrócimy jeszcze do tego co i różne kolory tego było.
No i co się okazuje?
Kupiliśmy to nie wiedząc co to jest.
No znaczy nie wiedząc może nie do końca, bo oczywiście Turek, który nas obsługiwał pozwolił spróbować.
Tak dał nam oczywiście odciął tymi nożyczkami i dał skosztować.
Ja zaraz Michałowi leciałam żeby skosztował, zadecydował, bo przecież słodkie to jest jego raj, jego życie.
No więc zdecydował tak bierz fajne ciekawe.
No oczywiście ja panu pokazuję, że chcę dziesięć centymetrów z tego taki kawałeczek z tego, a ten ciach zaraz pół metra z jednego.
Ja mówię nie, nie wystarczy.
A on znowu coś mi tam gada i znowu dokłada i ja mówię matko kochana.
No i oczywiście wyszliśmy z tego bazaru z reklamówką tego czegoś.
Nieświadomi co to jest, ale po powrocie dowiedzieliśmy się co to jest.
No i co to jest?
Więc to jest turecki sucuk o znany jako czuchela.
No takie trudne wyrazy, ale tak to się nazywa.
Są to orzechy włoskie przeciągnięte na nitkę i zanurzone w malasie i jest to taki syrop z winogron i skrobi.
Całość zawiesza się tak jak my grzyby suszymy na sznurkach do wyschnięcia i to w Turcji jest po prostu traktowane jako idealny dodatek do kawy czy herbaty.
Tak i to jest rzeczywiście dobre, co prawda niestety jako taka przekąska żeby sobie to postawić na stole i to jeść to nie do końca z jednego prostego powodu, potem się lepią ręce.
Więc to po prostu to sobie spożyć troszeczkę, no ale nie żeby to stało obok nas.
No ale generalnie jeżeli chodzi o smak, Michałowi bardzo smakuje, podzieliliśmy oczywiście naszym najbliższym, też było to coś dla nich ciekawego.
Zgadza się, no to skoro takie nasze wrażenia jeżeli chodzi o bazar, to teraz proponuję żebyście posłuchali wrażeń dźwiękowych.
Niech dźwięk sam za siebie przemówi, zapraszamy Was na wycieczkę po tureckim bazarze.
Jeżeli na przykład słuchaliście nas teraz cały czas na głośnikach, to no słuchajcie, zakładajcie słuchawki, trzy, dwa, jeden i przenosimy się do Turcji na bazar.
Wyróż.
Wyróż.
Wyróż.
Wyróż.
Wyróż.
Wyróż.
Wyróż.
Wyróż.
Wyróż.
Wyróżowa. Ja nie lubię pistoczni, ale one są tak ładne.
Na kilogramy, tak, bo pytają zresztą chauny i kilo.
To tak.
Wyróż.
Wyróż.
Wyróż.
Wyróż.
Wyróż.
Wyróż.
Wyróż.
I te samochody, które zaczynały się poruszać, no to był znak, że jesteśmy już na końcu drogi tego jarmarku, tego bazaru, że już zbliżamy się do Jezdni.
Tak.
No a potem trzeba było wrócić do hotelu i co ciekawe wracaliśmy pieszo, bo ostatni bus, właściwie jedyny bus zauważyliśmy już prawie przed hotelem.
No dało się namówić na tą wycieczkę, aczkolwiek przyznaj się szczerze, zadowolony nie byłeś.
Nie, zadowolony nie byłem, bo te drogi no nie należą do najfajniejszych i no parę kilometrów tam trzeba było przejść, poza tym już się trochę głodny robiłem i myślałem już o tych atrakcjach kulinarnych, które tam są i które czekają i żeby nikt nam ich z przed nosa nie sprzątnął.
Tak, a twojej kobiecie jeszcze po drodze.
Zachód słońca się marzył, tak, bo jeszcze chciałaś obejrzeć sobie zachód słońca i zrobić zdjęcia.
Jeszcze zahaczyliśmy o jakąś plażę, na której fotografowałaś zachodzące słońce.
No bo muszę cię tu pochwalić, że masz do mnie cierpliwość.
Tak, przyznaję, mam, ale też skłamałbym, gdybym powiedział, że jest to jakieś bardzo trudne.
No generalnie wycieczka na bazar była bardzo udana, były niesamowite wrażenia.
Podejrzewam, że teraz już jesteśmy uzbrojeni w jakąś wiedzę, więc też byśmy trochę do tego podeszli.
My bardziej szliśmy tam nie na zakupy, nie jakoś tam, żeby się nie wiadomo czym obłowić.
My byliśmy właśnie ciekawi tego wszystkiego, jak to wygląda.
I z nastawieniem właśnie, że kawałek tego bazaru chcemy nagrać.
Po to Michał pozabierał ten cały sprzęt, żeby mógł to nagrać.
Ewentualnie nastawialiśmy się na to, że może coś skosztujemy, coś kupimy, ale…
I skosztowaliśmy soku z granata.
O tak.
Bardzo dobra rzecz.
No i to trzeba przyznać, że zaczęliśmy praktykować produkcję soku z granata również i u nas w domu.
Jak tylko są granaty po rozsądnych cenach, to korzystamy.
Ja przyznam się szczerze, że wcześniej generalnie za bardzo granatem to ja się nie interesowałam.
Był to trochę dla mnie owoc takiej zagadki.
No bo te pestki, jak to wybierać, jak to…
No niby człowiek naoglądał się gdzieś takich filmików instruktażowych, jak się do niego zabrać.
Ale generalnie już go przekroiłaś na pół, tyle tego soku wyciekało i tak w zasadzie miało się wrażenie, że ten sok się marnuje.
Potem zanim wybrałeś te ziarenka, to połowa kuchni była gdzieś obsypana, bo te ziarenka to jak kukurydza strzelają, jak robisz popcorn.
Generalnie nie był to owoc atrakcyjny.
Ale zatrzymaliśmy się przy tym stanowisku, gdzie pan miał tak pięknie te granaty poprzecinane, taką ściankę miał zrobioną.
Tak jak gdzie nigdzie w kwiaciarni jest ścianka z kwiatów czy jakiś bluszcz.
Tak on miał zrobione z poprzecinanych granatów.
Bardzo to zachęcające wyglądało i w zasadzie tak mówi Michał, no to może skosztujemy.
No Michał oczywiście.
Tak z tym, że pan nas zapytał i w zasadzie to nie było drogie, bo okazuje się, że tam na bazarze za taki kubeczek zapłaciliśmy po euro.
Potem żeśmy się jeszcze skusili na terenie hotelu to już kosztowało 3 euro, więc zaraz widać.
I Michał skusił się na sam granat, a ja tak mówię kurczę to skosztuje pan zaproponował z pomarańczą.
I każde z nas uważało, że ten sok, który miał jest pyszny i najlepszy.
Tak, bo naprawdę bardzo dobry jest ten sok.
Muszę powiedzieć, że ten sok z granatów, który my przygotowujemy.
Ja mam wrażenie, że tu nam jednak dają trochę te inne granaty.
To chyba nie jest to samo.
Pewnie jeszcze nie są takie dojrzałe.
Też być może.
On jest dobry, ale jest bardziej gorzki.
Cierpki, taki cierpki.
Tak, tam ten sok aż tak cierpki nie był.
Natomiast można sobie w warunkach domowych trochę Turcji przypomnieć.
Jest na to szansa.
A sok z granata warto pić, bo jest zdrowy.
No tak, powiem wam szczerze, że tak bardzo właśnie zainteresowaliśmy się już tutaj na miejscu tym sokiem.
I szukając właśnie informacji jak ten granat wykorzystać, bo okazuje się, że w Turcji wykorzystują go bardzo szeroko.
I to nie tylko jeżeli chodzi o sok.
No to trzeba było wyczytać i zapoznać się z tym wszystkim.
No prócz tego, że jest to idealny sposób na dostarczenie sobie witamin.
To przede wszystkim oni go piją, bo jest bardzo orzeźwiający w upalne dni.
Turcja bardzo dużo tych granatów produkuje.
Czy tego owocu granatu, bo to tak powinno się mówić.
Tych granatów to może oni lepiej niech nie produkują.
No ale widzisz jak to się trzeba pilnować.
Niech ten człowiek się pilnuje, ale widzisz zawsze jakoś tak bardziej w te granaty idzie niż w ten granat.
Jakoś tak, nie wiem.
W każdym bądź razie, że bardzo dużo produkuje i bardzo dużo importuje.
Mają do tego po prostu dobry klimat i możliwości.
I te uprawy są naprawdę dostępne.
Jadąc do Alani po prostu mijaliśmy tyle szklarni i plantacji właśnie granatu i bananów.
Że po prostu to się wydaje, że to jedziesz, jedziesz, a to ciągle jest, jest i jest.
Ale warto wiedzieć właśnie, że granat jest bardzo bogatym źródłem witamin takich jak CEB, witaminy A.
Warto go też spożywać ze względu na magnes, potas, wapno, fosfor, krzami i dużo, dużo innych.
Sok z granatu powinny sięgać właśnie osoby z takimi dolegliwościami jak układ układu krążenia.
Osoby, które mają problemy z ciśnieniem.
Ale on też ma takie właściwości przeciwko bakteryjne i przeciwzapalne.
I co ważne na przykład dla pań, że regeneruje i poprawia kolory skóry.
Także warto się pochylić nad tym owocem. W Turcji też jest uważany za afrodyzjak.
Także to też warto rozważyć sięgając po niego.
Też i w Polsce.
Tak, tak, tak. Także my kupiliśmy sobie syrop z granatu, który można stosować właśnie jako taki dodatek do sałat zielonych.
Więc wprawdzie jeszcze nie było okazji skosztować.
Pewnie nadejdzie taki moment.
Nadejdzie taki czas i wzięliśmy jeden taki właśnie gęsty do sałat, drugi wzięliśmy do napojów, do herbaty.
Samej herbaty z granatu nie kupiliśmy jakoś tak.
Mamy zwykłą jakąś taką turecką herbatę czarną.
I kawę.
I kawę, kawę.
No ale myślę, że przez to, że ten granat nam tak zasmakował to będzie często w naszej misie na owoce.
Będzie bardzo często, a jeżeli będą ceny promocyjne no to już w ogóle.
Może niekoniecznie, żeby go jeść, bo tak jak wspomniałaś z tymi pestkami jest sporo zabawy, ale soczek jak najbardziej, więc polecamy.
Świetnie spisuje się zwykła wyciskarka do cytrusów.
Przecinasz na pół, wygniatasz i możesz łączyć właśnie z pomarańczą elegancko.
Bardzo dobra rzecz, polecamy.
No i tak, jeżeli chodzi o zakupy, o tego typu rzeczy no to byliśmy jeszcze w jednym outlecie, w którym tym razem ja jako pierwszy sobie dokonałem zakupu.
Modysta.
Kupiłem sobie taką niewielką torebkę na dokumenty, którą mogę sobie nosić na dokumenty, telefon, inne rzeczy tego typu, żeby mieć to przy sobie, więc całkiem fajna sprawa.
I też bardzo dobre podejście pracowników, sprzedawców, którym naprawdę zależało na tym, żebym ja to kupił, ale żebym kupił to, czego faktycznie chcę.
No bo jestem leworęczny, więc też nie było łatwo dopasować odpowiednią rzecz, ale w końcu się udało i też bardzo dobrze.
To teraz myślę, że przejdziemy sobie do naszej wycieczki, którą sobie zamówiliśmy.
To był niestety ostatni dzień.
To był niestety ostatni dzień i też powolutku nasza audycja zbliża się do końca, ale spokojnie, jak w godzinę wylatywaliśmy do tej Turcji, no to pytanie ile jeszcze czasu zajdzie nam z powrotem.
A tymczasem już 14 minut po północy, nowy dzień, mamy piątek, więc tak akurat weekendowo powoli się robi, możemy dalej kontynuować naszą opowieść.
A wybraliśmy się do miasta Kotów, czyli do Alani.
Tak, to była ta wycieczka, na którą ty czekałeś będąc jeszcze w Iławie.
Tak, ja czekałem jako miłośnik Kotów, ty się nie przyznawałaś co prawda do tego, ale też z niecierpliwością oczekiwałaś najbardziej na ten Kocipark, bo w Alani jest Park Kotów.
Jest takie miejsce, gdzie jest dużo tych kotów, one są tak bardzo zaopiekowane przez miasto, natomiast tam akurat nie dotarliśmy.
Za to dotarliśmy w kilka innych miejsc, między innymi na dobry początek zobaczyliśmy plażę Kleopatry.
To tak tylko przelotem można powiedzieć.
Każda kobieta dbająca o swoją urodę to powinna tą plażą zejść sobie do morza, zanurzyć się, bo to jest jakaś gwarancja utrzymania urody, zatrzymania się troszeczkę w czasie.
Więc nie było na to czasu, aczkolwiek jedna z pań, było takie młode małżeństwo, jedna z pań na te 15 minut, które dostaliśmy, żeby zrobić sobie zdjęcie na tej najpiękniejszej plaży, znalazła ten czas, żeby jeszcze się zanurzyć.
Prawdzie na zbiórkę biegiem przybiegła cała mokra w stroju kąpielowym, ale zaznała tej kąpieli. Trochę jej zazdroszczę, no bo być może jej się uda to wszystko utrzymać i być wiecznie piękną i młodą.
Tak jest, to co przed momentem słyszeliście to nasz kot, który urządza sobie właśnie biegi.
To jest jego czas.
Tak, to jest jego czas, tak jest. Będziemy teraz mieć takie dźwiękowe atrakcje. Dobrze. No i tak, to był pierwszy element tej wycieczki, na którą dostaliśmy się jeepobusami.
Ja nigdy nie jechałem wcześniej jeepobusem.
Które też przyjechały po nas pod sam hotel.
Pod sam hotel, tak. Pod sam hotel i pod ten hotel nas odwiozły. A te jeepobusy to były, słuchajcie, takie samochody chyba z odkrytym dachem też, ale i bez okien.
Tak, ale jakby długości busa, tylko jakby w połowie tych ścian miały je ścięte, nie było szyb, nie było okien, tylko były takie rury, takie ramy dosłownie, które przypominały jeepa po prostu.
Tak, no i to były właśnie te jeepobusy, które nas zawiozły w odpowiednie miejsce. Najpierw właśnie plaża Kleopatry, ale to dosłownie momencik. Zresztą w ogóle ta wycieczka nie była jakoś specjalnie długa, bo całość zamknęła się w jakichś trzech godzinach.
Tak i trzeba też zaznaczyć, że przede wszystkim zaczęła się o godzinie 16, bo wtedy te upały zaczynają być, te temperatury zaczynają być znośne.
Dokładnie.
Więc każda wycieczka zaczynała się albo bardzo, bardzo wcześnie rano, albo właśnie po południu.
Tak jest. Kolejnym punktem tej wycieczki była przejażdżka teleferikiem. Teleferik, czyli kolejka linowa na to wygląda, bo to nie jest jakaś nazwa własna.
Przynajmniej tak wnioskuję stąd, że po wpisaniu w Google’a tej frazy, no to wyskakuje ileś różnych teleferików, więc chyba to jest po prostu nazwa jako taka tej kolejki linowej.
Też bardzo przyjemny przejazd i też obsługa tej kolejki bardzo fajnie się zachowała, bo tam się, popraw mi jeżeli się mylę, ale do niej w zasadzie to się tak trochę z marszu wskakiwało, prawda?
Dokładnie. Generalnie pewnie większość z nas jechała jakąś kolejką i wie na czym to polega, że ona po prostu podjeżdża gdzieś tam, wyhamowuje i tak troszeczkę trzeba wskoczyć po prostu na nią.
No chyba, że to jest taka krzesełkowa, no to oni już naprawdę ją spowalniają, no bo osoba, która jest jakoś odpowiedzialna za bezpieczeństwo musi nas zamknąć, gdzieś tam dwa razy szarpnąć, żeby sprawdzić, czy aby na pewno jesteśmy dobrze przypięci i nic nam nie grozi.
A tam z kolei to była kolejka, która była cała, te wagoniki były całe oszklone. W ogóle to ta kolejka jest stosunkowo nowa, bo otwarta w 2017 roku i bardzo taka nowoczesna.
Te wagoniki były przeźroczyste i w zasadzie z każdej strony na tyle dostępność była, wiecie o co chodzi, że z każdego miejsca tego wagoniku można było zrobić zdjęcie, bo te szkło było praktycznie niewidoczne.
Po prostu było wszystko oszklone. Dokładnie, ale to nie było jakieś ciemne szkło, tylko po prostu przeźroczyste, jasne szkło, gdzie można było z każdej strony, a że widok był z każdej strony, na którym miejscu byś nie siedział, czy z przodu, czy z tyłu, no po prostu był widok, bo jak nie może to góry.
Tak, cała panorama miasta, więc naprawdę przepiękna kolejka, ale jak pan zauważył, że Michał nie widzi, to po prostu wstrzymał wszystko.
Zatrzymał ręką osoby, które do podjeżdżającej kolejki chciały już skakiwać, powiedział nie proszę poczekać, zupełnie zatrzymali tą kolejkę, kazali wejść Michałowi, weszłam ja i potem dwie osoby do nas dołączyły.
Tak i w ten sposób to wyglądało i rzeczywiście no tu po raz kolejny było widać, że zależy im na bezpieczeństwie i tyle, więc to jeżeli chodzi o jazdę kolejką, no sama jazda po prostu jedziemy sobie kawałek i w pewnym momencie się zatrzymujemy.
Ale trzeba przyznać, że była ta kolejka cichutka. Bardzo cicha, tak. Wygodna, naprawdę można było się skupić na tym, co się widzi, a nie, człowiek nie rozglądał się szukając jakiegoś tego, czy ty naprawdę jesteś bezpieczny.
No tak, bo to rzeczywiście, z drugiej strony wiesz, te wagoniki były zamknięte, tam się nie miało prawa w samym wagoniku nic złego wydarzyć, co najwyżej, no wiadomo, zawsze może się zepsuć mechanizm albo zerwać lina.
No nie no, no wiesz co, no liny to bym już sobie tak nie wyobrażała, ale generalnie powiem ci szczerze, że tak z pięć minut mogłabym posiedzieć w tym wagoniku, żeby tak naprawdę obejrzeć to wszystko.
No nie było nam to dane, bo to naprawdę szybka jazda była. Dokładnie, bo generalnie ta kolejka ma tylko albo aż dziewięćset metrów, bo jakbyś miał wchodzić pod tą górę na piechotę, to te dziewięćset metrów to trochę jest, a wysokości trzysta metrów.
I wyczytałam, że ma ta kolejka siedemnaście wagoników, które, te wagoniki codziennie przewożą tysiąc sto trzydzieści osób, no to naprawdę, także jest tak, jest chętnych do oglądania trochę, także no pewnie zarabia na siebie ta kolejka.
Ciekawostką jest też, że ta kolejka pracuje do godziny dwudziestej trzeciej, więc faktycznie długo. Tak i biorąc pod uwagę to efekt końcowy naszej wycieczki i jaką atrakcją jest alania nocą, to na pewno niesamowite jest oglądać to z pozycji tych wagoników.
Zgadza się. To wzgórze, o którym mówisz, to jest bodajże to kale, tak? Wzgórze kale, na które do pewnego momentu wjeżdża się kolejką, a później no trzeba wejść.
Oczywiście trzeba i nie trzeba, bo była też możliwość, żeby wjechać od drugiej strony Jeepobusem, natomiast no my stwierdziliśmy, że wejdziemy. Jest to do zrobienia, aczkolwiek muszę powiedzieć i to powtórzę po raz kolejny, schody w Turcji nie polubiliśmy się z nimi, bo one potrafią bardzo zaskakiwać.
No zwłaszcza te schody na tym wzgórzu, które to były dostosowane do natury. Oczywiście i to nie było tak, że mieliśmy jeden schodek, drugi schodek, trzeci schodek i można było się spokojnie czegoś nawet chwycić.
No nie, po pierwsze szło tam dość dużo osób, więc trzeba było utrzymywać odpowiednie tempo. To jest rzecz pierwsza. Rzecz druga jest taka, że te schody były na przykład w takiej konfiguracji mieliśmy jeden schodek, kawałeczek prosto, bez jakiegokolwiek podejścia i nagle wyrastały trzy schody, bo tak się góra ułożyła, że tu można było w skale wykuć te trzy.
To raz był schód szeroki na trzy metry, a raz był na pół metra i osoby, które schodziły musiały poczekać aż ty wejdziesz, albo myśmy musieli poczekać aż te osoby zejdą, żebyśmy mogli się tam wkomponować.
Tych schodów było tam kilkadziesiąt tak naprawdę. Ja miałem trochę wrażenie, że ich jest więcej niż te kilkadziesiąt w momencie, kiedy weszliśmy na samą górę, ale sądząc po twoich reakcjach było warto.
No tak, było warto, było warto. Powiem wam, że z racji tego, że nasza przewodniczka super była, fajna dziewczyna.
Jeżeli kiedyś będzie nas słuchać pani Magda bodajże, z wujka i Mariolki, to pozdrawiamy.
Pozdrawiamy. Powiedziała nam, że nie zatrzymywać się na tych schodach, bo nie robić zdjęć, bo będzie taras widokowy, będzie ona nam powie gdzie najlepsze zdjęcia wychodzą i w ogóle.
Ale nie dało się. Tak piękne widoki, że chciałoby się po prostu przystanąć na chwilę i tak po prostu sobie popatrzeć, nacieszyć się, tym bardziej, że to był kolejny fragment wycieczki, którym mogliśmy się zachwycić przyrodą.
No i do tego w końcu były koty. Nareszcie Michał doczekał się kotów.
Były koty, chociaż koty były też w hotelu. Jeden taki bardzo przyjazny. Freddy nie słuchaj, żebyśmy nie mieli zaraz tu jakichś sygnałów zazdrości.
Pocha.
Tak, pocha. Jeden bardzo przyjazny. Tam tych kotów nie pogłaskałem, bo nie wiadomo było jak one zareagują, jak się zachowają, ale kotów było sporo i koty też były tam dokarmiane.
Co kawałek można było zobaczyć miseczki z kocim jedzeniem.
No akurat też trafiliśmy, że pan te miseczki uzupełniał. Tak, że było widać, że koty. No i dosyć dużo było, aczkolwiek było widać, że walczą o swoje terytorium, bo niektóre naprawdę te łebki to miały takie, takie…
Pokiereszowane.
Pokiereszowane, uszkodzone, no nie wiem, zadrapane, nie wiem. W każdym bądź razie, no chciałam powiedzieć, że właśnie jakby to była wycieczka taka indywidualna, to szłoby sobie to zrobić na raty, przystanąć i się pozachwycać.
Bo tam właśnie też bardzo dużo było tych kaktusów takich, co się ogląda w zasadzie, nie wiem, na jakichś filmach o kowbojach albo Meksyk, gdzieś tam te takie wielkie uszy, te takie, te kaktusy są właśnie takie, takie jakby takie uszy takie odstające to tu, to tam.
No naprawdę przede wszystkim widok na tą panoramę rewelacja.
No ale z racji tego właśnie, że jednak trzeba było się skupiać na tych schodach, a tak jak Michał mówił, mimo że była opcja, pani powiedziała, że jeżeli ktoś ma problemy z chodzeniem, jest opcja, Jeepobus zawiezie na samą górę, poczekacie na resztę naszej grupy i dalej będzie wycieczka kontynuowana razem.
Ja mam problemy ze wzrokiem, nie z chodzeniem, więc stwierdziłem, że pójdziemy. Ja powiem szczerze trochę bardziej nawet o ciebie się obawiałem, jak gdzieś tam będziesz sobie w stanie z tym poradzić, z tym wejściem, ale okazało się, że też dobrze, zresztą też chciałaś, no to stwierdziliśmy, idziemy.
No bo po to tam pojechaliśmy, tak?
Dokładnie.
No wiadomo, że jakby coś było niemożliwe dla nas, no to byśmy zrezygnowali z tego.
To nie będziemy kozaczyć, tylko po prostu będziemy mierzyć siły na zamiary i tyle.
Ale chcieliśmy stamtąd wyciągnąć jak najwięcej i chcieliśmy, no nie być jakimiś takimi środkami, które na jakimś, przy pierwszej trudności rezygnują i muszą być zawiezieni, nie, nie, nie.
Nie, no po prostu jeżeli rzeczywiście mielibyśmy taką potrzebę, to byśmy skorzystali, a w takiej sytuacji, skoro mogliśmy, to dlaczego nie.
Mamy wiadomość na Facebooku, bo cały czas tam transmitujemy, mamy pozdrowienia od Malwiny, która nam napisała, że super się nas słucha, a dziękujemy bardzo, pozdrawiamy Ciebie również.
Oczywiście, że tak.
Tak jest. Dotarliśmy na to wzgórze, weszliśmy po tych wszystkich schodach, no i teraz…
Na końcówce tych schodów już dotykałeś ruin.
Tak. I ruiny tam było czuć i widać na każdym kroku, bo schody już nie były jakieś specjalnie równe, ale to, co było później, to miejsce do zrobienia zdjęć, to było jeszcze mniej równe.
No niestety, no to jest właśnie też ten minus tego, jak wchodzisz takie zabytkowe miejsca, tak. Oni starają się jak najmniej ingerować w to wszystko, no i wygląda to jak wygląda.
No po prostu była kupa kamieni, jakaś taka dróżka, która no nie była równa, no nie był to asfalt, nie był to chodniczek, ale dałeś radę.
Oczywiście, że tak.
No po prostu potrzebowaliśmy więcej czasu.
Żeby to na spokojnie przejść.
Ale możesz powiedzieć, że widziałeś właśnie ruiny zamku, jakiś to jest historyczny zamek ważny dla nich, no i na tym wzgórzu też był meczet.
Meczet Sulejmana.
Dokładnie.
No cóż, trzeba przyznać, że jakby prostota i skromność tego budynku w środku, bo weszliśmy tam, no zaskoczyła nas bardzo.
To znaczy, generalnie nas w ogóle zaskoczyło też otoczenie, bo nasza przewodniczka bardzo fajnie opowiadała i tak z humorem, ale przekazywała bardzo dużo wiedzy.
Tak, na temat Islamu.
Islamu, dokładnie. Także już nam powiedziała, że ten meczet też jest odrestaurowany i też powiedziała, że będziemy mogli do niego wejść i opowiedziała nam najważniejsze zasady,
jak się mamy zachowywać, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, bo to, że kobieta musi mieć zasłonięte włosy, ramiona, zasłonięte nogi do kostek.
No to jakby obserwując Turczynki i generalnie patrząc na jakieś tam zasady w Islamie, no to mogłoby być dla nas oczywiste, ale na przykład to, że nie możemy wejść w butach już na próg.
Tak.
To było zaskakujące.
To było zaskakujące, tak. Nie można wejść w butach, trzeba te buty zdjąć wcześniej.
Wejść na taki drewniany pomost.
Tak.
I już tą stopą, żeby już nie obrudzić, tak wiecie, że jak wchodzicie, na przykład wściągacie buta, to nie możecie się zachwiać i położyć tej stopy przy tym bucie,
tylko od razu trzeba wejść na tej podest, bo nie możesz tej stopy już skalać, zbrudzić.
Tak jest i dopiero wtedy można po zdjęciu butów wejść do tego meczetu, natomiast tam jest rzeczywiście czyściutko, dywan jest na podłodze położony.
Dywan na dywanie, to jest całe to pomieszczenie, ale zanim weszliśmy, to ja jeszcze byłam na tyle ubrana, że dostałam tylko chustę na głowę, żeby zasłonić włosy,
ale panie wszystkie, które miały krótkie spodenki, odkryte ramiona, no to przed tym meczetem była taka ława, na której właśnie leżały spódnice i chustę,
no i te wszystkie kobiety musiały chcąc wejść tam, musiały się zasłonić, żeby po prostu móc wejść.
Tak jest, więc byliśmy, tam zobaczyliśmy, no i jak ten meczet wygląda od środka?
No generalnie zadziwia prostotą, bo tam w zasadzie w środku nie ma nic.
Są właśnie dywany, no jest czyściutko, przestronnie, było jasno, bo w zasadzie to są mury, ściany, okna i coś na wzór naszej, nie wiem, mównicy, ambony i nic więcej.
Tak, że w zasadzie kilka wzorów na ścianach i tam nie ma nic, tylko taka atmosfera, no takiej ciszy po prostu, takiego, no można by było powiedzieć, że takiego skupienia,
takiej jakiejś takiej, taka aura trochę, taka aura była dziwna w tym miejscu, ale generalnie, no nie można opowiedzieć, że tam były, nie wiem, rzeźby, jakieś figurki, jakieś coś, nie, bo tego nie ma.
Być może w innych meczetach też jest inaczej, no my byliśmy w jednym, ale może to właśnie tak jest, że po prostu oni stawiają na prostotę bez jakiejś takiej otoczki.
Tak, jak mówiła nasza przewodniczka, że ich nie może tam nic rozpraszać.
To prawda.
Dlatego kobiety są osobno, mężczyźni osobno, ewentualnie żona, żona mężczyzny jest przed nim, żeby nie miał brudnych myśli, kiedy, nie wiem, klęcząc kobieta wypina się wiadomo jaką częścią ciała, żeby, no wiadomo, może już…
Żeby po prostu nie rozpraszać.
Nie, nie rozpraszać.
Żeby skupił się na modlitwie, na swoich przemyśleniach.
Tak, na swojej kobiecie, z którą już może jest 50 lat, to może jego myśli nie będą grzeszne, ale jak to będzie obca część ciała, to kto wie.
To może być różnie.
Natomiast, no tak, byliśmy w meczecie, wyszliśmy z meczetu i potem…
Widzieliśmy jeszcze cmentarz.
Cmentarze też były w sumie zadziwiające, bo ja jestem fanką cmentarzy, jak można tak powiedzieć.
Bardzo lubię stare cmentarze i lata już po prostu szukam takich, żeby sobie pooglądać.
I tam mnie zaskoczyło, tak jak u nas na cmentarzach jest po prostu kolorowo w ciapki, bo każdy pomnik jest inny, to tam jest biało.
Po prostu owszem są, jeżeli chodzi o kształt, są skromne, ale bywają różne, ale są wszystkie jasne, białe.
I ten stary cmentarz był tak sam, po prostu były płyty, nie były jakoś…
Wiadomo, że też przecież ziemia pracuje i te wszystkie skały, bo to jednak góry, więc na pewno te wszystkie płyty gdzieś tam są wypatrzone, gdzieś wyciśnięte, wypchane.
Ale generalnie skromne płyty, tylko jakieś wyżłobienia, jeżeli chodzi o oznaczenie tego grobu, tego nagrobka i nic więcej.
No to rzeczywiście też jest to inne od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni.
Po zobaczeniu cmentarza wsiedliśmy do Jeepobusów, chociaż w sumie pytanie, czy wsiedliśmy, bo…
Wsiedliśmy, ale nie usiedliśmy.
Nie usiedliśmy, bo zostaliśmy poproszeni o to, żeby wstać, a najlepiej to, żeby sobie stanąć na siedzeniach i złapać się czegoś i się zaczęło.
Kierowców mieliśmy, na to wygląda, doświadczonych.
Turków, zaznaczamy.
Skoro rozmawiamy z wami teraz, to znaczy, że byli doświadczeni, bo takim finałem tej wycieczki, Alania w pigułce, był wjazd na jeszcze takie jedno wzgórze.
Najpierw zjazd, a potem wjazd.
A potem wjazd na wzgórze z napisem I love Alania.
I ta jazda była, powiedziałbym, dość brawurowa.
Wytrzęśli nami jak na niejednej górskiej kolejce.
Muzyka do tego głośna.
Polska.
Polska, tak jest.
Można powiedzieć, że hiciory disco polo.
Tak jest.
Rzeczywiście mocny, mocny power głośniki na pełen regulator.
No i pojechaliśmy, pojechaliśmy, dojechaliśmy i tam był właśnie moment na to też, żeby zrobić sobie zdjęcia, żeby popatrzeć na Alanie z góry.
No to teraz podziel się proszę widokami wrażeniami.
Zanim się podzielę tymi wrażeniami z widoków, to ja powiem wam jak przetrwaliśmy ten przejazd.
Bo jak Michał zaznaczył, mieliśmy sobie wejść na te siedzenia i wtedy przydało się to te obręcze, czy jak to nazwać, z tego jeepa, ten stelaż cały i każdy się trzymał.
Zaznaczę, że większości z tych naszych wycieczkowiczów to nie były osoby w wieku, nie wiem, 17, 19 lat, tylko tak powiedzmy 30 plus.
I wszyscy bez słowa stanęli, jak ten Turek ruszył, te busy były trzy.
Jak oni ruszyli, jak zaczęli z tej góry zjeżdżać, pamiętajcie, tam nie ma znaków, tam nikt się tobą nie przejmuje.
W Turcji jest wolna Amerykanka.
Tak, kto pierwszy ten lepszy, kto szybszy ten lepszy, po prostu i uwierzcie mi, nie było strachu.
Przez tą atmosferę, jaką oni zrobili, że Turek puszcza polskie hiciory, które każdy zna, który każdy śpiewa,
do tego zjeżdżając, zwracamy uwagę wszystkich na siebie, wszyscy po drodze nam machają, gdzieś tam komentują,
nasza przewodniczka usiadła na tym stelażu u góry, gdzieś stopami zaplątała się w te rółki i w ogóle gdzieś tam była w powietrzu.
Zaczęliśmy wszyscy śpiewać, śmiać się, piszczeć i do tego podziwiać te widoki.
Czyli po prostu wesoły bus i to nie jeden.
I to nie jeden. Potem jak wjeżdżaliśmy, potem musieliśmy usiąść, jak żeśmy dojechali jakby do centrum.
Bo wiadomo, w mieście to też inne zasady jednak ten ruch powinien być nieco spokojniejszy.
Dokładnie. I wtedy żeśmy na chwilę usiedli, wyjechaliśmy z centrum miasta, nasza przewodniczka,
wchodzimy z powrotem na siedzenia.
I właśnie wtedy jechaliśmy już w stronę tego napisu.
Dokładnie. To jest napis w stylu Hollywood.
To jest w stylu tego napisu Hollywood, na wzgórzu Hollywood, że po prostu są ogromne litery I love Alania.
I litery są I i Alania są białe, a love jest serce czerwone.
Ale poczekaj, bo teraz tak, żebyśmy mogli sobie ten napis wyobrazić.
Jest I love.
Za love jest serce czerwone i Alania jest dalej białymi literami.
I to są takie ogromne litery wkomponowane w to wzgórze.
Po prostu jest widoczne z każdego miejsca, podejrzewam, jeżeli jest oświetlone nocą.
No to rzeczywiście wizualnie to na pewno robi wrażenie.
No i ale nie jest to miejsce na tyle dostępne, że można w jakiś sposób sobie tam podejść i zrobić zdjęcie.
Niestety no bo to jest to na górze, trzeba by było się wspiąć, no a niestety no drugi ktoś kto robi zdjęcie musiałby mieć jakiś teren, żeby móc się trochę oddalić.
No i też odpowiedni aparat podejrzewam, żeby to zrobić.
Dokładnie, więc nie było to takie miejsce dostępne, żeby zrobić sobie zdjęcie, ale z daleka można było.
No i byliśmy na tym miejscu chwilę, żeśmy się zatrzymali i potem zjechaliśmy znowu w dół właśnie troszeczkę na ten taras widokowy.
No po prostu wow.
Wiecie to, że wcześniej widzieliśmy te wszystkie widoki za dnia już robiło niesamowite wrażenie.
Góry, morze, plaża i całe mnóstwo tych zabytkowej części i całe mnóstwo po prostu domów.
A teraz to wszystko w ciemności i wszystko oświetlone, miliony światełek po prostu przepięknie, przecudownie.
Oczywiście wszyscy robiliśmy milion zdjęć, my chwilę zrobiliśmy relacji no i poproszono nas, żebyśmy się ustawili do zdjęcia.
W tym miejscu, w którym się zatrzymaliśmy na pewno jest to miejsce, w którym zatrzymują się wszyscy, no bo stał pan z wielbłądami.
Tak, wielbłądy to też jest atrakcja turecka, obok hotelu również mieliśmy pana z wielbłądem, który bardzo wszystkich namawiał, żeby podejść i zrobić sobie zdjęcie z wielbłądem.
No tak i tam też stał taki pan, no powiem wam, że Michał nie dał się skusić.
Jakoś nie, nie skorzystałem ze zdjęcia z wielbłądem.
Ale żeby ustawiliśmy się wszyscy na tym tarasie widokowym, pani nasza przewodniczka prosiła nas o to, bo chciała zrobić zdjęcie pamiątkowe, które będzie wstawiała na stronę tego biura.
Wujek i Mariolka.
Swoją drogą zajrzałaś tam, widziałaś to nasze zdjęcie?
Znaczy zaglądałam, ale tam jest tyle zdjęć, że…
Giniemy w tłumie.
Tak, tak, tak, ale myślę, że skupię się na tym, poszukam nas i na pewno poproszę cię, żeby przerzucić na pendrive’a i wywołać sobie to zdjęcie, bo to też będzie jakaś pamiątka.
Jakaś pamiątka oczywiście.
Oczywiście, ale to wcale nie jest proste zrobić zdjęcie tylu osobom.
Pamiętajcie, że to były trzy te jeepobusy, więc trochę tych osób było.
No to pan kierowca, który chciał nam zrobić zdjęcie wszedł trochę wyżej, no i jeszcze nie mógł nas objąć całej grupy.
No to co zrobił? Pożyczył wielbłąda.
No i jeszcze wskoczył na gap wielbłąda i w ten sposób zrobił nam zdjęcie.
Czyli mieliśmy zdjęcie z wielbłąda.
Tak, dokładnie, dokładnie.
Nie z wielbłądem, a z wielbłąda.
Dokładnie tak. Także można, wszystko można.
Jasne, jak się chce grunt to po prostu pomysł.
No i później z tego wzgórza znowu zjazd. Tak samo.
Tak, znowu adrenalina.
Powiem wam, że Michał bardzo dzielnie to zniósł.
Martwiłam się, czy nie będzie łysy, bo tak mu głową wyszarpało, ale generalnie myślę, że dla niego też było super.
No to z drugiej strony, skoro ludzie w wieku, nawet i sporo zacniejszym od naszego sobie z tym poradzili,
no to jakbyśmy my sobie z tym nie dali rady, no to byłby to już rzeczywiście problem.
Oczywiście, tym bardziej, że my ciągle mamy nastawienie, że chcemy dużo rzeczy skosztować, spróbować i poczuć.
Życie jest jedno w końcu.
Tak, dokładnie, także podejrzewam, że nie mają złych doświadczeń, skoro pozwalają sobie na to.
Oczywiście, że tak, to musi być w bezpieczny sposób przeprowadzone, bo plotki różnego rodzaju szybko się rozchodzą
i gdyby coś tam było nie tak, no to myślę, że dość szybko musieliby z tego zrezygnować ze względu ubezpieczeństwa,
bo przecież te wszystkie wycieczki są ubezpieczone.
Zresztą w cenie takiej wycieczki też jest dodatkowe ubezpieczenie jeszcze, także to też nie należy o tym zapominać.
Jest to robione z głową, jest to organizowane, ale generalnie czytając już plotki się rozchodzą między turystami,
że warto w tym biurze szukać wycieczek, że są bardzo fajnie zorganizowane.
Przede wszystkim nasza przewodniczka w tak dostępny sposób to wszystko opowiadała, informowała, przekazywała swoją wiedzę,
że naprawdę chciało się jej słuchać.
Oczywiście, że tak.
Tak, że naprawdę warto polecamy, bo wynosić się coś z tego.
Poza tym tak jak my nie mieliśmy planu, żeby siedzieć tylko w kurorcie, myśmy chcieli zobaczyć coś więcej
i Michał ma niedosyt tej Alanii.
Ja jeszcze do tego parku bym się wybrał.
Parkiem, ale Michał sobie wymyślił, że on by chciał zaznać życia nocnego w Alanii.
Bo ja jestem człowiekiem raczej nocy niż dnia, więc z miłą chęcią bym teraz, jeżeli jeszcze kiedyś byśmy się decydowali na wycieczkę w tamte strony,
no co nie jest wykluczone, bo naprawdę nasze wrażenia są pozytywne, to ja powiem szczerze, nie wiem czy nie skusiłbym się na coś, co jest jednak w centrum.
Może niekoniecznie w samym centrum, ale na obrzeżu, ale na obrzeżu miasta, a nie gdzieś na totalnych przedmieściach czy wioskach,
bo tam oczywiście jest to fajne, jest miło, natomiast dotrzeć już gdziekolwiek to jest mała wyprawa.
I trzeba się z tym liczyć, no też jesteśmy o tę wiedzę mądrzejsi na przyszłość.
No tak, przede wszystkim czasowo, bo to nie jest tak, że te busy jeżdżą 3 czy 4 nad ranem, a będąc gdzieś na jakiejś dyskotece po tańcówce czy coś,
to wiadomo, że nikt nie będzie patrzył na zegarek i na ostatniego busa, z kolei 15 kilometrów piechotą, no to Michał by mnie już zamordował.
Może bez przesady, ale na pewno nie byłoby miło, a po co się denerwować w trakcie wycieczki.
W każdym bądź razie apetyt zaostrzony. Jasne. No i właśnie, to była wycieczka w czwartek, a w piątek w nocy o godzinie 2.30, jakoś tak,
był ten smutny moment, w którym trzeba było opuścić nasz gościnny hotel, pojechać busem do Antalli.
No i odlecieć. No i właśnie. Na to też trzeba zwracać uwagę i trzeba się liczyć z tym, że nie zawsze tyle dni w wycieczce,
ile jest zadeklarowanych, rzeczywiście z tylu dni skorzystacie. No bo tak, my mieliśmy zadeklarowanych niby 8 dni.
I to się wydaje, 8 dni, no to jest wszystko fajnie, jest ciekawie. Ale tak, pierwszego dnia, no z tego pierwszego dnia w zasadzie nie mamy nic.
To trzeba powiedzieć podróż. Tak, to jest podróż. My ruszyliśmy rano o godzinie powiedzmy 8.00 i byliśmy na miejscu w okolicach godziny 20.00.
Nie licząc, że już dzień wcześniej wyjechaliśmy z Iławy. Tak, żeby tam się dostać. Więc jest to jednak jeden dzień w plecy.
Wtedy zdążymy tylko zjeść, ewentualnie tak jakby zapoznać się z morzem i śpimy. Podobnie dzień następny, dzień ostatni.
Dzień ostatni, w którym no teoretycznie też jeszcze moglibyśmy z czegoś skorzystać, ale niestety nie skorzystamy, bo wyjazd jest o godzinie,
no tak jak w naszym przypadku 2. Więc my z tego dnia nic nie mamy, czyli odchodzą nam 2 dni w zasadzie, więc mamy do dyspozycji z tych 8 pełnych 6.
No to też trzeba sobie zdawać z tego sprawę i mieć świadomość, że no tak niestety jest i na to się niewiele poradzi,
ewentualnie no można szukać po prostu takich wycieczek, w których już wiadomo, że powrót będzie jakoś wieczorem na przykład tego dnia,
ale to też trzeba liczyć się z tym, że nawet jeżeli ktoś nam coś takiego zadeklaruje i obieca, to potwierdzenie odlotu no to mamy na 48 godzin przed wyjazdem.
Więc nie można być pewnym. Nawet jeżeli sobie to wszystko super zaplanujemy, to w ostatnim czasie linie lotnicze mogą nam zrobić niespodziankę.
Tak na przykład jak odlatywaliśmy, no to jakiś lot był odwołany właśnie w Turcji, więc różnie z tym może być i na to trzeba brać poprawkę.
Ale do rzeczy. Odjechaliśmy godzina 2.30. Ja tu też czegoś nie rozumiem. My byliśmy o czasie.
Powiedziano nam, że mamy być na dole w holu o tej godzinie jesteśmy. Dokładnie, bo to wiadomo ten autobus musi pozbierać gości z różnych hoteli.
Bo pamiętamy, że hoteli było sześć. My byliśmy, wysiadaliśmy jako piąty hotel.
Tak, no więc teraz wsiadaliśmy jako drudzy. W jednym hotelu to zmietrężyliśmy jakieś pół godziny czekając na gości, którzy się gdzieś zagubili.
Nie wiadomo było, co z nimi się dzieje, no a czas nie jest z gumy i o ile okej, my możemy sobie poczekać, ale samolot to na nas tak czekać nie będzie.
Ma zaplanowany konkretny czas odlotu. No i co wtedy? Ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Dojechaliśmy na lotnisko.
No i jakie są twoje wrażenia z tureckiej obsługi?
I zaczęło się wariatstwo. Tak, zaczęło się wariatstwo, bo rzeczywiście tam jest zdecydowanie większy przemiał ludzi niż w Gdańsku. Tam jest znacznie więcej tych lotów, znacznie więcej ludzi, a obsługa, co niektóra, wcale nie jest zbyt wyrywna do działania.
O czym oczywiście mieliśmy okazję się przemylić. Tak, bo akurat właśnie nam się tak trafiło.
No jeden pan, który wypisywał bilety, no to tak się że specjalnie nie spieszył. Tu się pomylił, tu ten bilet podarł, potem wypisał następny. No generalnie szło to wszystko dosyć powoli. Procedura podobna chyba jak w Gdańsku, prawda?
Tak, tak. Tylko jakby generalnie jak żeśmy weszli na teren lotniska, to w momencie już prześwietlali od razu te walizki. Potem dopiero doszliśmy właśnie do tego pana, który te walizki ważył, kontrolował i opisywał i one znowu tam były prześwietlane.
Ale generalnie tak właśnie na wariata. Zaraz, poganiali strasznie. Dawali do zrozumienia, że mamy się pospieszyć. Z jednej strony poganiali, z drugiej wcale też się jakoś wybitnie nie spieszyli.
Tak i w ogóle w tym momencie fakt faktem, że pani jak się zorientowała, że ty nie widzisz, bo też my nie mamy w zwyczaju jak jesteśmy razem chodzić z laską, żeby pokazywać, co czasami jest błędem naszym.
Tak jest, bo czasem się rzeczywiście to przydaje i już teraz już też się gdzieś tam tego uczymy, żeby po prostu nawet mimo tego, że idziemy gdzieś sobie razem, no to jednak z tej laski korzystać więcej, bo to ułatwia po prostu.
Tak, to był w tym momencie, jak pani się zorientowała, że Michał nie widzi, no to wtedy trochę przystopowała i nam pomogła. W sensie takim, że ona już wzięła Michała, Michał sobie przeszedł przez tą bramkę.
Tak, znowu przez ten skaner. Tu właśnie pani pomogła, dzięki czemu nie musiałem przechodzić dwa razy.
Dokładnie i to się jakoś potem potoczyło i potem poszliśmy, no niestety trafiliśmy do takiej kolejki ani innej, że pan był jakiś, nie wiem, czy nowo przyjęty, czy po prostu miał gorszy dzień, no trwało to niesamowicie długo.
W każdym bądź razie, jak już jesteś na tym lotnisku drugi raz, to generalnie wiesz mniej więcej co cię czeka, no jedynie ten stres, że nie znasz tego języka, tych komunikatów, ale mniej więcej jeden za drugim już człowiek, jak się trochę opatrzył tych ludzi w tym autokarze, w jedną stronę, w drugą stronę, to mniej więcej potem jeden na drugiego patrzył,
do momentu, aż znowu zobaczyłeś, że jest napisane, że Koral Gdańsk i już wiedzieliśmy, że tutaj mamy sobie stanąć i poczekać sobie w tej kolejce.
No i staliśmy, czekaliśmy, po prostu szliśmy też za ludźmi, no i w końcu dotarliśmy do naszego samolotu, po tych wszystkich prześwietleniach, skanach, sprawdzeniach, no już nastroje raczej minorowe, nie było tak wesoło jak w tamtą stronę, też już ludzie zmęczeni, no bo to jest nieprzespana noc,
tak naprawdę dla nikogo, wszyscy chcieliby zaznać trochę spokoju, nie pozwoliłaś mi pospać w autokarze, tak w ogóle.
Że ja?
Tak.
No wiesz co?
Bo budziłaś mnie, bo chrapałem za głośno.
No to właśnie, no to to ja czy ty sobie nie dałeś spać?
Ty.
Pogadamy za chwilę?
Za jeszcze dłuższą chyba chwilę, ale swoją drogą, tak.
No ale właśnie, już było spokojniej, już też i z tym alkoholem, widziałeś?
Nie, nie, to już koniec szaleństwa.
Już wypili co mieli wypić i cóż, lot samolotem moim zdaniem jeszcze spokojniejszy niż w tamtą stronę.
Już nie było tego stresu co nas czeka?
Tak, bo już wiemy, my już doświadczeni, możemy latać.
Tutaj właśnie trafiliśmy na stewarda, który był taki bardzo służbisty.
Służbista, tak.
To samo dosłownie było, że Michał znowu dostał do czytania instrukcję.
Już teraz ją tak tylko sobie przekartkowałem.
Tak, ale już tutaj pan nie pozwolił, żeby Michał siedział w środku.
Michał musiał siedzieć już pod oknem, bo oczywiście ja się pierwsza tam cisnęłam do okna,
ale nie, pan powiedział nie, tam ma siedzieć Michał, no to dobra, nie siedzi.
To będę siedział, nie ma sprawy. Pewnie mają jakieś powody ku temu.
No i skoro wystartowaliśmy, ruszyliśmy, w ogóle dość długo zajął w porównaniu do odlotu z Gdańska ten cały proces kołowania.
Było dłużej, a potem się wyjaśniło dlaczego.
Potem się wyjaśniło dlaczego, ale o tym powiemy sobie za moment.
Nie uprzedzajmy faktów, na razie jesteśmy w samolocie i lecimy.
Tak, znowu, a do nas dodzwonił się ponownie Krzysztof. Dobry wieczór, Krzysztofie.
Pytanie, czy leci z nami pilot.
On się chce zapytać, kiedy skończymy.
Jeszcze troszkę.
Nie, nie, ja tutaj z doskoku na chwilę jestem, ale większość sobie odsłuchamy z moją Monią poprzez AirPods, jak jej przyjdą.
Niestety, ale to już prywatnie powiem o co chodzi, już poza anteną.
Natomiast co do używania białej laski, to się zgadza Michale, to potwierdzam nawet u nas w Polsce.
Nawet jak gdzieś idziemy z moją Monią, bo przecież też jest osobą słabo widzącą i coś tam widzi, to ja i tak mam laskę rozłożoną i tak badam ten teren.
To znaczy, wiesz co, tak Krzysztofie, to się zgadza, tylko ja od razu powiem dlaczego ja co jakiś czas na przykład nie korzystam z tego.
Dlatego, żeby mieć chociaż jedną rękę wolną, żeby coś tam na przykład ją przytrzymać.
Najzwyczajniej w świecie jest wygodnie, więc zazwyczaj jak gdzieś idziemy, no to po prostu jednak i ta druga ręka też jest zajęta.
Ale fakt faktem lepiej w ten sposób, bo no najzwyczajniej w świecie zwraca się większą uwagę.
Sygnalizuje się.
Tak, sygnalizuje się, to jest prawda.
Dokładnie tak.
A tym bardziej jak żeś mi już polecił tego grzybka, który mi już przyszedł, to to naprawdę to jest jakbyś się przyszedł z poloneza do martwej deski.
To jest bardzo fajna końcówka, to się zgadza, to się używa.
No dokładnie tak.
No natomiast ja się chciałem was zapytać odnośnie, nie wiem czy pytałem już kiedyś, ale chyba jeszcze nie, bo tak mi pytania przychodzą w nocy, po północy zazwyczaj różne dziwne ciekawe.
To niestety ja już ten typ tak ma, czy piliście kawę turecką, bo ja też jestem kawosz i dlatego też się chciałem zapytać jak smakuje kawa w Turcji.
Wiesz co, akurat kawy po turecku nie miałem okazji się napić, bo no parę razy na tych śniadaniach byłem, potem parę razy nie, ale…
A jak piłeś to było z ekspresu?
Tak, to była zwykła kawa właśnie taka z ekspresu.
Ale ja piłam herbatę ich, to mocno.
No to się podziel wrażeniami.
O, siekiera.
Siekiera, siekiera.
Język stoi kołkiem. To znaczy wiesz co, generalnie masz taki czaj, w jednym masz ten cały zaparzony ten czaj, a w drugim stoi czajnik, który jest gorący i dolewasz sobie wody i możesz sobie dosłodzić.
Lejesz sobie do takiej szklaneczki w ształcie tulipana i sam sobie możesz dozować ile chcesz tej herbaty i resztę rozcieńczasz tym wrzątkiem i potem sobie słodzisz.
No ale wiesz, jak człowiek jest, wiesz, niedoświadczony, no to ja sobie nalałam pół szklaneczki tej herbaty, tego czaju, drugie pół tego wrzątku, no i wzięłam sobie dwie saszetki, no jak dwie łyżeczki, tak słodze w domu, cukru, no ale uuu nie.
To po prostu mówię ci, ta siła, ta moc tego jak masz to w ustach i do tego ten język to dosłownie ci sztywnieje, nie?
Aczkolwiek obserwując gości tych Turków w tym hotelu to dla nich standard, że oni to piją i mają naprawdę brązowo w tej szklance, brązowo.
Po prostu lubią mocne herbaty.
No dlatego ja przypuszczam, że jakby oni wiecie przyjechali do nas i na przykład by spróbowali różnych potraw typu nie wiem ogórki kiszone, załóżmy tak, no to dla nich też by było dziwne i czemu to takie jest w smaku.
No więc to jest właśnie tak, co kraj to obyczaj.
O właśnie, tam jedną z sałatek, którą mieliśmy okazję jeść i ja jestem bardzo za tym, żeby to wdrożyć również do naszej kuchni, bo lubimy mizerię oboje.
Musisz podanie napisać.
Tak, musimy to wdrożyć koniecznie, bo tam była sałatka, tam była po prostu mizeria, ale z dodatkiem kukurydzy.
Ja zaraz pójdę do lodówki i coś sobie wezmę.
No taka prosta rzecz, a Michałowi tak zasmakowało, jak mu przyniosłam raz i zasmakowało mu, to ja już jak było, to ja mu donosiłam, bo już wiedziałam, że temu zrobię przyjemność.
Dokładnie, bardzo mi smakowało.
Już jedno ciasto stwarzaliśmy właśnie teraz z kiwi, można by było się pokusić, ale niestety może nie za wiele, dlatego że my nie mamy tych przypraw.
Dokładnie, a te przyprawy na pewno dają bardzo, bardzo dużo.
A nie przywoziliście stamtąd jakichś tych przypraw od nich tam?
Krzysztofie, będzie o tym w audycji, ja czytałem już na Facebooku twój komentarz w międzyczasie.
Więc już tylko szybciutko powiem, tam trzeba po prostu byłoby wiedzieć, co przywieźć.
Jedną przywieźliśmy taką ostrą, którą ja znałam i wiedziałam, że to jest tak jakby suszona papryka, nie wiem, jalapeno czy jakaś po prostu taka poszarbana w płatki.
To właśnie to wzięliśmy i to po prostu znałam i wiedziałam.
A tak resztę brać w ślepo i tak naprawdę metodą prób i błędów używać no można, ale w sumie po co wyrzucać pieniądze w błoto?
Dokładnie, część byłaby smaczna, część nie, więc może kiedyś jeszcze tak jak wspomniałem się wybierzemy z nieco większą wiedzą.
Teraz dla nas był to absolutny debiut po prostu z wieloma różnymi rzeczami, o których w tej audycji opowiadamy.
No to dobra, to tyle ode mnie i jestem na nasłuchu, jak nie zasnę, a jak zasnę, to z odtworzenia.
Jak zaśniesz, to dobrej nocy Krzysztofie w takim razie.
Trzymajcie się, hej!
Dziękujemy Ci za telefon, do usłyszenia, pozdrawiamy.
Samolot w międzyczasie przywiózł nas na lotnisko gdańskie im. Lecha Wałęsy.
No i czas odebrać bagaż.
No i powtórzyła się historia, że znowu na ten bagaż trzeba było troszeczkę poczekać.
Ale tym razem było lepiej, bo miałam gdzie usadowić Michała.
No tak, bo tu już było gdzie usiąść.
Tu były jakieś bardziej cywilizowane warunki ku temu.
No więc Michasia posadziłam. Michasia oczywiście co robi? Oczywiście grzebie w telefonie.
Oczywiście przełączam się na polski internet.
To po prostu niekończąca się historia. I poszłam sobie i czekam.
Dosyć długo to też trwało, zanim ten bagaż, że tak powiem, zaczęli rzucać na tę taśmę.
Jak już zaczęli rzucać na tę taśmę, no to szukam i czekam i czekam.
I jedną walizkę w końcu dopadłam, czekam na drugą.
I w trakcie tego czekania gdzieś tam podeszło dwóch mężczyzn.
Rozmawiałem ze sobą, no i siłą rzeczy słyszę, no jak jeden drugiemu opowiada,
no że samolot się zatrzymał, bo bagaż wyleciał.
No i musieli, pozbierali to wszystko i dopiero samolot poleciał, po prostu wystartował.
No ale ja myślałam, że to po prostu opowiada o jakiejś przygodzie z kiedyś.
O jakiejś przygodzie z kiedyś, po prostu, no jako taką ciekawostkę.
No i przyjechała moja druga, nasza druga walizka, konkretnie moja.
I dobrze odbieram tą walizkę, zaczynam po prostu, uchwyty dałam do góry,
zaczynam kołować, że tak powiem, w kierunku Michała.
No i coś mi się tak jakoś tak trochę zapadło to kółko.
No ale jakoś tak nie zwróciłam na to uwagi, nagle patrzę i ja mówię, patrz Michał,
a nasza walizka, całe dno wisi w powietrzu, trzyma się w zasadzie tylko na dwóch kółkach.
To była walizka plastikowa i po prostu ten plastik najzwyczajniej pękł.
I dosłownie to tak pękł, że jak walizka miała cztery kółka, to ona po prostu trzymała się tylko na dwóch,
a resztę całe dno praktycznie wisiało w powietrzu.
I co teraz? Rozglądamy się, ja mówię, myślałam, że gdzieś będzie pisało, że nie wiem, uszkodzony bagaż czy coś,
bo przygotowując się do wylotu, no czytałam też historię, że zdarza się, że bagaż się uszkadza,
że wtedy trzeba to zgłosić zanim wyjdziesz z lotniska, no bo potem jakby już nie,
no że trzeba się po prostu dostosować do pewnych zasad.
No czytałam, gdzieś tam jakoś bardzo się nie wczytywałam, bo nie brałam pod uwagę takiej akcji,
że będzie nas dotyczyła, no ale niestety.
No i pierwsze, co napotkałam, to był właśnie zagubiony bagaż.
I weszłam tam, no i pytam się pana, gdzie mam iść z uszkodzonym bagażem.
Tutaj może pani do mnie przyjść.
No to biorę walizki, biorę Michała i idziemy wyjaśnić sprawę.
No pan uznał, że no nasza walizka no naprawdę jest uszkodzona i trzeba spisać protokół.
W międzyczasie weszło jeszcze małżeństwo, które akurat było z naszego hotelu.
Uznali, że też mają uszkodzone dwie walizki.
Pani, która ich przyjmowała niestety nie chciała im tego przyjąć.
Tak i tam było już gorzej, bo te walizki miały mniejsze uszkodzenia
i pracownicy lotniska uznali, że no oni po prostu tego nie przyjmą, bo po prostu linia Pegasus Airlines im to odrzuci.
Jest o tyle problem z tymi reklamacjami właśnie w przypadku Pegasusa,
że oni nie są z Unii Europejskiej, z terenu Unii Europejskiej.
Bo przepisy unijne są inne i te procedury reklamacyjne są zdecydowanie bardziej uproszczone.
W przypadku naszym no to niestety jest tak, że to trzeba po prostu wysłać.
Oni muszą na lotnisku spisać odpowiedni protokół.
No a oprócz tego musimy my też już bezpośrednio na stronie samych linii lotniczych,
co też nie jest dostępne niestety.
Tam był do przepisania kod z obrazka na przykład.
Ja sobie z tym poradziłem za pomocą odpowiedniej wtyczki.
Zresztą gdyby nie miał tej wtyczki to przecież mógłbym Ciebie poprosić o pomoc.
Natomiast no jest to problem dostępnościowy.
W ogóle ten formularz do zgłaszania reklamacji jest gdzieś zakopany,
tak żeby najlepiej go użytkownik nie znalazł.
No ale się udało.
Teoretycznie reklamacja została już rozpatrzona w praktyce.
Pieniędzy na koncie jeszcze nie zobaczyliśmy.
A to też nie było takie wcale szybkie.
Oni w odpowiedzi na maila, na to zgłoszenie właściwie z formularza
przysłali mi maila, w którym się domagali faktury za tę walizkę.
Zdjęcia, uszkodzenia.
Zdjęcia, tak.
No my faktury nie mieliśmy, bo po prostu akurat była sytuacja taka,
że był to prezent świąteczny najzwyczajniej w świecie.
No i tyle.
I tak napisałem, ale całe szczęście reklamacja została uwzględniona.
No i teraz mam nadzieję, że kiedyś.
Doszliśmy do wniosku, że historia opowiadana przy taśmie
była historią z naszym samolocie.
Z drugiej strony dobrze, że to się luk bagażowy otworzył,
a nie drzwi w kabinie, bo wtedy mogło już być mniej zabawnie.
Nie chciałbym stać się bohaterem
któregoś odcinka serialu Katastrofy w Przestworzach.
I tak powolutku dobiegamy do końca naszej wycieczki.
Osiem minut po pierwszej.
To jest dobra godzina.
Natomiast warto jeszcze myślę wspomnieć,
już tak zupełnie na sam koniec tej naszej audycji,
co my tam właściwie mieliśmy okazję sobie kupić.
A parę rzeczy już wymieniliśmy, słodycze między innymi,
ale nie tylko, bo też kupiliśmy sobie kilka kotków.
To my czy ty?
My jako miłośnicy kotów kupiliśmy sobie ich kilka.
Ale nie, spokojnie, nasz Freddy nie musi czuć się zagrożony,
bo są to koty w formie breloczków i jeden w formie takiej figurki
i jeden jeszcze otwieracza do piwa.
Tak, no generalnie Michał, gdziekolwiek jesteśmy,
to jego pamiątki interesują tylko wtedy, kiedy jest kot.
Więc z Warszawy mamy kamienicę z kotem.
Co my tam jeszcze mamy z kotem?
Czy wszystko z kotem mamy?
Wszystko mamy z kotem i jak byliśmy w sklepie,
gdzie kupił sobie drewnianą figurkę, rzeźbę,
płaskorzeźbę taką, to ja wiem, czy płasko, powiedzmy.
Prawie.
Nie, prawie.
Coś tam mu wystaje i z tyłu.
Także to też sobie wybierał kota i straszną chętkę miał w ogóle,
żeby wziąć cały komplet od największego do najmniejszego,
co mu wybiłam z głowy.
Także Michała oczywiście wzięło w stronę kota,
także jest jeden magnes, drugi magnes, trzeci magnesik
kupiliśmy sobie w kształcie turackiego trzewika.
Tam nie ma kota.
Tam nie ma kota, ale za to z przodu jest oko proroka.
Kupiliśmy sobie w zasadzie nic.
Kupiliśmy sobie dywanik.
Tak, bardzo fajny.
Który ty bardzo dzielnie, o który bardzo dziennie walczyłeś,
jeżeli chodzi o cenę.
Tak, to się udało, bo w Turcji generalnie warto się targować
no i utargowałem, a koniec końców nawet zapłaciliśmy taniej,
niż utargowałem, bo pani akurat nie miała wydać.
No i jeszcze gratis dostaliśmy w postaci ściereczki kuchelnej.
Tak, tak.
Także mamy bardzo fajny bawełniany dywanik.
Jak wychodzimy z kąpieli, sobie na niego stąpamy
i fajnie wsysa wodę.
No niestety dywaniki te takie futrzaste, sztuczne,
no niestety nie do końca się sprawdzają.
Także jesteśmy zadowoleni.
Tak i dywanik się zresztą z naszym kotem polubił,
a właściwie nasz kot z dywanikiem,
bo też od czasu do czasu lubi na nim leżeć
i sobie pazurki tam o niego postrzyć.
Dokładnie, także Michaś ma torebkę, Michaś ma magnesiki,
Michaś ma figurkę kotka, ja mam kolczyk.
Wspólnie jeżeli chodzi o kuchnię, to mamy właśnie przyprawę,
hałwę.
Właśnie hałwa, bardzo dobra turecka hałwa.
Do tego jeżeli chodzi o pamiątkę z bazaru,
to mamy ten sucuk.
Jeszcze mamy.
Jeszcze mamy, jeszcze trochę jest.
No i oczywiście nie mogliśmy zapomnieć o naszych najbliższych,
więc im też dostała się właśnie hałwa, inne słodkości,
no i obowiązkowo musieliśmy kupić im coś z okiem proroka.
To nie jest tak łatwo, trzeba jakoś podtrzymywać tradycję,
a Turcy wręcz mówią, że to jest obowiązek,
żeby osobie bliskiej kupić coś, co ma w sobie to oko proroka.
Wtedy obdarowana przez nas osoba jest chroniona przed złą energią
i przed złymi ludźmi, którzy nie są wobec nas życzliwi
i mówi się, że jeżeli ten amulet pęknie,
znaczy to, że spełnił swoje zadanie
i ochronił nas przed czymś, co było złe.
I wtedy jak to się spełni, zniszczy,
wtedy należy kupić następne.
Więc trzeba będzie wrócić.
No tak, trzeba będzie wrócić,
albo ewentualnie ktoś pojedzie i kupi nam.
No dokładnie, dokładnie.
Może i tak być.
No i tak to właśnie było, słuchajcie,
spędziliśmy w Turcji pełne sześć dni,
w sumie na papierze było osiem.
Przegadaliśmy tu do was ponad pięć godzin.
To na koniec kilka takich słów refleksji.
Dla mnie bardzo, bardzo przyjemna wycieczka,
bardzo fajna, coś zupełnie nowego, zupełnie innego.
Pierwsza tak daleka zagraniczna wycieczka,
tak jak wspomnieliśmy na początku naszej audycji,
bardzo interesująca.
No aż chce się więcej,
chce się albo więcej,
albo jeszcze kiedyś wrócić,
bo wrażenia są naprawdę niesamowite
i jest to coś, co jest po prostu ciekawe.
A jakie twoje?
I mimo, że to są jednak konkretne pieniądze,
żeby wydać,
to w tym przypadku myślę, że
chyba nie, na pewno nigdy nie powiedzieliśmy,
że żałujemy.
Nie, zdecydowanie nie.
Zdecydowanie nie.
Jeżeli będziemy kiedyś mieli taką możliwość,
to na pewno z miłą chęcią do Turcji wrócimy,
czy w miejsce bliskie Alani,
czy gdzieś indziej na Rivierę Turecką,
no bo tych miejsc jest ileś.
Hoteli całe mnóstwo,
więc można tego luksusu zaznać więcej.
Dokładnie, także?
Nie, generalnie przede wszystkim pierwsze koty za płoty.
Odważyliśmy się
i widzimy, że jest to możliwe.
Przede wszystkim, że daliśmy sobie ze wszystkim radę
i mogliśmy też liczyć na innych jeżeli chodzi o pomoc.
No trzeba to naprawdę zaznaczyć,
że w Turcji są bardzo życzliwi ludzie.
To prawda.
Bardzo pomocni i tacy pełni empatii,
także to będę wszędzie podkreślała
i naprawdę jest to godne nagłaśniania.
Myślę, że wybierając wycieczkę czy jakiś wyjazd,
mając ze sobą osobę, która ma jakąś niepełnosprawność,
jest to ważne.
A też myślę, że jest to jednym z powodów,
dla których właśnie ten kraj zyskuje na turystyce.
Kiedyś przede wszystkim miejsce pobytu
naszych zachodnich i wschodnich sąsiadów
ostatnimi czasy Polaków też coraz więcej wybiera Rivierę Turecką
i myślę, że nie tylko nas,
też na przykład kilku, no tak przynajmniej wyglądało,
Amerykanów widzieliśmy, że nawet ze Stanów.
Tak, a szczególnie jak było któregoś wieczoru Karaoke
i ludzie zgłaszali się, to i Norwedzy
i chyba Dania też tam była widoczna.
Także naprawdę ludzie jeżdżą,
ludzie się bawią, ludzie chcą poznawać świat.
Mamy jedno życie i warto by było
skosztować jak najwięcej w tym życiu.
Co jest myślę, że pewne,
to to, że się nie zdecydujemy na wyjazd do Turcji
w tym sezonie takiego największego słońca.
Bo to po prostu nie ma sensu.
To co było nam wystarczyło.
Ja nie chcę sobie wyobrażać, jak tam jest w pełni lata.
No ja myślę, że wtedy może ciężko nam by było
zdecydować się na wycieczki.
Tak, całkiem możliwe.
To jest taka, jak byliśmy na tym terytorium kurortu.
Myśmy w ogóle tego upału nie czuli.
W ogóle, bo myśmy chodzili od rana do wieczora,
ale tu było morze, tu był basen,
tu poleżyliśmy trochę na leżaczku,
tu był parasol, pod którym mogliśmy się schować.
No nie czarujmy się też wieczorem
i jak były wieczory naprawdę gorące,
to jak włączyliśmy klimatyzację w pokoju hotelowym,
to po prostu to był moment, jak się schłodził.
Zgadza się.
Także naprawdę to nie było jakoś męczące,
a jak wyszliśmy stamtąd, to się naprawdę poczuło
i to jest do podziwu, jak ci ludzie tam funkcjonują,
pracują, no szczególnie właśnie ci na tych
polach pod tymi foliami w tych szklarniach.
No to na pewno nie jest praca łatwa,
a jak też wspominaliśmy i czegoś się zresztą dowiedzieliśmy,
no Turcja nie jest bogatym krajem.
To znaczy tam oczywiście to, co my widzieliśmy,
to jest bogactwo.
To jest coś, co daje się gościom,
ale ja nie mam złudzeń,
że tak jest wszędzie.
Jeżeli w Turcji te 300 euro to jest średnia
zarobków, to nie jest tam dobrze.
Ten kraj też ma swoje problemy.
Pewne regiony Turcji zdaje się też mają
również problemy związane z terroryzmem.
Są pewne regiony zagrożone tym.
Ale Riviera turecka, to co byliśmy,
możemy mówić tylko o pozytywach,
bo naprawdę było bardzo pozytywnie.
A też zresztą czujemy się jakoś zachęceni do tego,
żeby się takimi wrażeniami dzielić gdzieś dalej,
żeby o tym opowiadać.
Bo jak zresztą słyszycie mówić lubimy oboje,
buzie nam się nie zamykają,
lubimy się swoimi wrażeniami, spostrzeżeniami dzielić,
a to, że ty masz troszeczkę inną perspektywę od mojej,
podejrzewam, że może takie opowieści
czynić jeszcze ciekawszymi i tylko zyskują.
To dla smaczku jeszcze powiem wam,
że są takie rzeczy, które dla nas
znaczą coś innego niż dla nich,
bo na przykład taki gest jak figa z makiem,
no to dla nas po prostu jest figa z makiem,
a dla nich jest to odpowiednik wciągniętego środkowego palca.
Więc ostrożnie, ostrożnie.
Na przykład wystawienie języka
jest to dla nich jakimś takim znakiem
okazania, gotowości i zachęty do flirtu.
Także też proszę uważać.
Wystawiałaś komuś język?
No właśnie nie pamiętam, ale chyba nie miałam okazji.
Także jak zbyt długo utrzymujesz kontakt wzrokowy z jakimś panem,
to on też może poczuć się zachęcony do jakiegoś flirtu.
Mam nadzieję, że ja z żadnym panem nie utrzymywałem
bliskiego kontaktu wzrokowego.
Także to pokazuje tylko, że warto zapoznać się
z pewnymi jakimiś zwyczajami.
Bo co kraj to obyczaj po prostu.
Dokładnie, dokładnie.
Także trzeba uważać.
Ale ta figa z makiem to jest ciekawe, ciekawe.
Bo to mogło się każdemu zdarzyć.
Ale na przykład takie coś, na przykład w życiu bym nie pomyślała,
że wydmuchiwanie nosa gdzieś publicznie
to jest w ogóle uznane za bardzo niegrzeczne
i takie prawdziwe fopa.
Także już taka wiedza to też nikt nam tego nie przekazał,
nikt nam nie powiedział.
Nikt z nas ma prawo, nie wiem, choćby przeziębić się od klimatyzacji
czy jakiegoś przeciągu, czy tych przesiadek i tego wszystkiego.
A tu ty jesteś pociągający, chusteczka przynosię non stop i podpadniesz.
Właśnie, podpadnę i potem mogą być rzeczywiście konsekwencje tego nieprzyjemne.
No dobrze, to czy chciałbyś się też jakimiś jeszcze na koniec
naszego dzisiejszego spotkania jakimiś swoimi wrażeniami końcowymi podzielić?
Co chciałbyś dodać?
Nie, w zasadzie ja myślę, że ta nasza rozmowa,
osoby zainteresowane w jakiś sposób na pewno zachęciła.
Na pewno jest warto, na pewno warto jest się odważyć, spróbować
i powiem wam jako taką puentę,
pani w biurze podróży, kiedy weszliśmy tam i próbowaliśmy
jakoś tak do niej zagadać, że tak nie jesteśmy pewni co chcemy wybrać,
czy w ogóle, czy to jest dla nas, powiedziała nam takie słowa,
że jak ktoś zaczyna podróżować, to albo to pokocha, albo znienawidzi.
Albo nigdy więcej, albo przyjedzie z wycieczki, z podróży i już szuka następnej.
Wydaje mi się, że my oboje właśnie wpadliśmy w te sidła
i szukamy już czegoś następnego, czegoś więcej.
Tak, ale oczywiście to nie muszą być wiadomo wycieczki,
nie wiadomo jak bardzo światowe, chociaż też byśmy bardzo chętnie z nich skorzystali,
ale też nie siedzimy w domu, jeżeli mamy chwilę wolnego,
to staramy się gdzieś wyrwać, nawet i w okoliczne miejsca
naszego miasta, czy regionu i sobie coś zobaczyć.
Myślę, że w Sopocie to już nas dobrze znają.
Ale generalnie teraz, co się okazuje, ja przyjeżdżając do Michała ze Śląska,
doszłam do wniosku, że tutaj jednak i ława, zaraz, że to ma generalnie Mazury powiedzmy
i jest tu co widzieć, co podziwiać, to jednak jest to fajny punkt, taka baza wypadowa.
Bo byliśmy już i w Toruniu, i w Warszawie, i właśnie nad morze co chwilę sobie jedziemy,
tak że dosyć często zdarzają nam się te wypady.
I jak będziemy mieli coś jeszcze ciekawego do zaprezentowania, do opowiedzenia
o czymś interesującym, to na pewno jeszcze się z wami spotkamy.
A na dziś myślę, że to tyle wyczerpaliśmy temat.
Myślę, że dosyć dokładnie.
Zatem nie pozostaje mi nic innego jak tylko podziękować Ci,
że chciało Ci się ze mną tutaj tyle czasu posiedzieć i porozmawiać.
Jeszcze jedno pytanie na koniec.
Jak w ogóle wrażenia po radiowym debiucie?
Ręce mi się czasem jeszcze.
To też była jakaś przygoda, ale nie powiem okupiona jakimś stresem i nerwem.
Tak jest. Żebyście widzieli jak tutaj Monika przygotowywała się do audycji
z zestaw notatek, zapiski, wszystkiego o czym powinna powiedzieć w audycji.
Powiem szczerze, życzyłbym sobie żeby każdy w ten sposób się do swojej audycji przygotowywał.
A ja skromna notateczka, lista punktów o czym będziemy mówić i tyle.
No cóż, jak szef to szef.
Ja to od zadawania pytań i prowadzenia dyskusji w określonym kierunku.
Ale dziękuję za uznanie.
A proszę bardzo. No dobrze, to nie zatrzymujemy was już drodzy słuchacze.
Dziękujemy tym wszystkim, którzy byli z nami, czy to przez część audycji,
czy to którzy dotrwali do końca, może ktoś z nami zasypia.
No cóż, jeżeli nawet nie odsłuchaliście tej audycji w całości,
to będzie ona już myślę, że jutro bądź pojutrze do pobrania bądź też odsłuchania
z naszej strony internetowej www.tyflopodcast.net.
Zapraszamy serdecznie, tam też będziecie mogli zostawić ślad w postaci komentarza.
A na dziś dziękujemy bardzo serdecznie.
Monika Machul, dziękuję ci Moniu.
Ja tobie Michał Kuta, że jeszcze nie zapomnij o kierowniku produkcji.
Freddym, tak, tak, nasz Freddy, który czuwał tu nad wszystkim,
żeby wszystko przebiegło zgodnie z planem
i od czasu do czasu awanturował się o jedzenie.
I Michał Dziwisz, ja również dziękuję za uwagę.
Do usłyszenia, dobrej nocy.
Był to Tyflo Podcast.
Pierwszy polski podcast dla niewidomych i słabowidzących.
Program współfinansowany ze środków Państwowego Funduszu
Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Wszystkie nagrania publikowane w serwisie www.tyflopodcast.net są dostępne na licencji CreativeCommons - Uznanie autorstwa 3.0 Polska.
Oznacza to, iż nagrania te można publikować bądź rozpowszechniać w całości lub we fragmentach na dowolnym nośniku oraz tworzyć na jego podstawie utwory Zależne, pod jedynym warunkiem podania autora oraz wyraźnego oznaczenia sposobu i zakresu modyfikacji.
Przekaż nam swoje 1,5% podatku 1,5 procent Logo FIRR Logo PFRON Logo Tyfloswiat.pl

Czym jest Tyflopodcast?

Tyflopodcast to zbiór instrukcji oraz poradników dla niewidomych lub słabowidzących użytkowników komputerów o zróżnicowanej wiedzy technicznej.

Prezentowane na tej stronie pomoce dźwiękowe wyjaśniają zarówno podstawowe problemy, jak metody ułatwienia sobie pracy poprzez korzystanie z dobrodziejstw nowoczesnych technologii. Oprócz tego, Tyflopodcast prezentuje nowinki ze świata tyfloinformatyki w formie dźwiękowych prezentacji nowoczesnych urządzeń i programów. Wiele z nich dopiero znajduje sobie miejsce na polskim rynku.

Zapraszamy do słuchania przygotowywanych przez nas audycji i życzymy dobrego odbioru!

Tematyka

Pozycjonowanie i optymalizacja stron internetowych